JESZCZE JEDNA BITWA KAMILA GLIKA
Ciężki piłkarski czas przeżywa Kamil Glik. Przyszedł do PKO BP Ekstraklasy z trzech ważnych sportowych powodów: aby w przyjaznym środowisku jeszcze raz zbudować formę, aby pomóc Cracovii oraz aby wrócić do reprezentacji Polski. Po ligowym debiucie wie, że podjął się wyzwania niebotycznego.
G★★★
dyby nie chodziło o Glika, można by na jego starania popatrzeć z przymrużeniem oka. Ale to jest Kamil Glik, który gdyby nie był sportowcem, równie dobrze mógłby zostać żołnierzem elitarnej jednostki. Gość z takim doświadczeniem i dobrym piłkarskim charakterem jest w stanie znowu pokazać, że nic go nie złamie, że jeżeli tak sobie założył, to cel osiągnie, choćby wiatr wiał mu w oczy z impetem huraganu. W publicznych wypowiedziach bije od niego pewność i doskonale znana pozytywna hardość. Ona – a nie tylko czysto piłkarskie umiejętności – daje mu energię, która pozytywnie wpływa także na drużynę. To w przypadku tego piłkarza wrażenie ogólne i standardowe. Natomiast o szczegółach trudno rozmawiać, bo w głowie Glika nie siedzę, a on sam o wrażeniach mówi oszczędnie i, jak rozumiem, tylko z musu. Ostatnio wyjaśnił mi, że w mediach nie ma go od pięciu lat, a teraz owszem musi udzielić trzech wywiadów ustalonych przez klub, bo do tego zobowiązał się w kontrakcie. I koniec kropka, więcej wywiadów nie będzie, ponieważ Glikowi z jakichś powodów z mediami nie chce się gadać. Kiedyś, jak pamiętam, był całkiem chętny i rozmowny, ale mu przeszło. Teraz skrzętnie liczy lata bez wywiadów, oczywiście z wyjątkiem tych, których musi udzielić. Należy to uszanować.
Dzięki tej wstrzemięźliwości pan Kamil będzie miał trochę więcej czasu na pracę nad własną dyspozycją i wpasowaniem się w system gry Pasów. Po laniu 1:5 z Pogonią Szczecin nawet szkoleniowiec Cracovii Jacek Zieliński przyznał, że Glik został „wpuszczony na konia”, lecz w tej szczerej do bólu wypowiedzi trenera pobrzmiewała jeszcze inna szczerość – że lepszej drogi nie ma, bo Glik potrzebuje grania, do formy musi dochodzić nie tylko treningami, ale także regularnym rytmem meczowym. Znaczy, na początek będzie boleć, pewnie trochę bardziej, niż zakładano, lecz wreszcie Glik powinien zrobić się jak nowy. Bądźmy dla niego cierpliwi i wyrozumiali.
P★★★
amiętajmy też, że Glik wiosną zmagał się z kontuzją kolana, a gdy wrócił na boisko, spadł z Benevento do Serie C. A trzeci poziom rozgrywkowy we Włoszech nie robi na nikim pozytywnego wrażenia nawet w Polsce, gdzie najwyższa liga w skali Europy jest dosyć przeciętna, no ale nie porównujmy jej aż do Serie C. Glik zaliczył więc twarde zderzenie z rzeczywistością, którą znał 13 lat temu, kiedy przenosił się z Piasta Gliwice – dla odmiany spadającego do I ligi – do Palermo. Dzisiejsze realia w PKO BP Ekstraklasie są oczywiście już inne i rówieśnik Roberta Lewandowskiego musi się ich cierpliwie uczyć. Jego największym sprzymierzeńcem powinien być upór charakteryzujący całą dotychczasową karierę. Wystarczy spojrzeć na przygody Glika z reprezentacją Polski. Iluż to selekcjonerów mniej lub bardziej oficjalnie chciało go zepchnąć na bocznicę, próbować układać sobie kadrę bez niego. Franciszek Smuda nie zabrał go na EURO 2012, a na pierwsze zgrupowania nie powoływali także inni selekcjonerzy: Waldemar Fornalik, Adam Nawałka i Paulo Sousa. Wszyscy musieli decyzje zmieniać, bo Glik okazywał się facetem nie do zastąpie