CZWARTA KORONA KRÓLA BARTOSZA
Bartosz Zmarzlik został po raz czwarty w karierze indywidualnym mistrzem świata. W sobotę wygrał Grand Prix Polski w Toruniu, wyrównując tym samym rekord zwycięstw Jasona Crumpa.
Po czwartą mistrzowską koronę Zmarzlik sięgnął w stylu godnym wielkiego mistrza, zapewniając sobie tytuł w ostatnim wyścigu cyklu. Wytrzymał gigantyczną presję i wygrał piąty turniej w sezonie i 23. w karierze. Fredrik Lindgren walczył z Polakiem o złoto z całych sił, momentami podejmując ogromne ryzyko, ale na koniec i tak musiał zadowolić się srebrem. Brąz przypadł z kolei Martinowi Vaculikowi, który w decydującej batalii w Toruniu okazał się lepszy od Jacka Holdera.
Popis arcymistrza
Fachowcy przewidywali, że toruńskiej rundzie towarzyszyć będzie olbrzymia dramaturgia i tak też było. Zmarzlik i Lindgren bez większych problemów awansowali do półfinałów. Polak, który okazał się najlepszy w fazie zasadniczej, postawił na pierwsze pole, które zaprowadziło go do najważniejszej gonitwy wieczoru. Złoto było już niemal na wyciągnięcie ręki, ale w drugim półfinale najszybszy okazał się Szwed i w polskim obozie wciąż nie można było otwierać szampanów.
Nadal możliwy był bowiem scenariusz, że o tytule zadecyduje wyścig dodatkowy, a stałoby się tak, gdyby Lindgren wygrał finał, a Zmarzlik przyjechał do mety czwarty. Polski żużlowiec nie zamierzał jednak niczego zostawiać przypadkowi ani liczyć na rywali.
W finale świetnie wystartował i pognał do mety. Zostawił za plecami Lindgrena, Leona Madsena oraz Patryka Dudka i sięgnął po zwycięstwo na wagę czwartej mistrzowskiej korony. Trybuny oszalały, a Zmarzlik chwilę później był już podrzucany przez członków swojego teamu. – Lindgren mocno szarżował, zbierał nawet reklamy z band, pokazał, że to też „kosynier” i gazu nie przymyka, ale nie ma bata na Zmarzlika. Potwierdził, że jest najlepszy na świecie i nie pękł po Vojens w trudnej dla niego sytuacji. Tym turniejem Bartek pokazał, że jeszcze długo nikt mu nie podskoczy – komentuje legendarny trener reprezentacji Polski Marek Cieślak.
– Bartek wygrał w sposób zasłużony. Nie miałem chwil zwątpienia, nawet gdy po piętach deptał mu Lindgren, bo trzeba oddać, że walczył dzielnie. Nie ukrywajmy, gdyby Bartek nie zdobył tego złota, to wszyscy mielibyśmy wielki niesmak. Wróciłoby to, co wydarzyło się w Vojens, a tak wszyscy możemy już o tym zapomnieć i cieszyć się ze złota – ocenia senator RP i honorowy prezes Stali Gorzów Wielkopolski, czyli macierzystego klubu Zmarzlika, Władysław Komarnicki, wracając do wydarzeń sprzed dwóch tygodni, gdy Zmarzlik został w Vojens zdyskwalifikowany za brak kevlaru z logami sponsorów cyklu.
Największy z największych?
Zmarzlik ma wszystko, aby w niedalekiej przyszłości stać się najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii żużla. W klasyfikacji wszech czasów zajmuje aktualnie
siódme miejsce, zdobywając czwarte złoto, zrównał się w liczbie tytułów z takimi legendami, jak Barry Briggs, Hans Nielsen oraz Greg Hancock. Do najlepszych w dziejach, Nowozelandczyka Ivana Maugera i Szweda Tony’ego Rickardssona, Polakowi brakuje już tylko dwóch koron, a ma dopiero 28 lat. Żaden z pozostałych wymienionych gigantów nie zdobył czterech tytułów przed ukończeniem 30. roku życia.
Polak jest w tej chwili absolutnym dominatorem. Wygrał cztery z pięciu ostatnich edycji MŚ, a tylko w jednym z ośmiu sezonów startów w cyklu nie wywalczył medalu. Od ponad czterech lat nie zdarzyło mu się odpaść z turnieju GP po fazie zasadniczej. Jeżeli nawet przeżywa w zawodach jakieś problemy, potrafi uporać się z nimi i wejść na najwyższy poziom w najważniejszym momencie. Zarówno do tegorocznych, jak i poprzednich mistrzostw przystępował z łatką zdecydowanego faworyta i znakomicie sobie z tą presją poradził. Już za rok może dogonić Rickardssona w liczbie tytułów wywalczonych w Grand Prix, a następnie zaatakować szczyt klasyfikacji wszech czasów. Czasu na to ma jednak bardzo dużo. Wciąż jest młody,