ŁATWO TUTAJ NIE BĘDZIE
Plan wykonany, choć po mękach. Polacy wygrali dwa mecze turnieju w Xi’an i prowadzą w tabeli. Przed nimi spotkanie z rewelacyjną Kanadą.
To miał być łatwy mecz i łatwa impreza, tymczasem nieoczekiwanie widmo porażki zajrzało polskim siatkarzom w oczy już w pierwszej potyczce turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich. W piątym secie spotkania ze znacznie niżej notowaną Belgią (21. FIVB) Biało-czerwoni musieli bronić piłki meczowej. Co tam bronić! Przy stanie 13:14 Polacy dwukrotnie niemal cudem podbijali piłkę po blokach rywala, by wyprowadzić kontrę, którą Łukasz Kaczmarek zamienił na punkt. – Przegraliśmy w tym spotkaniu dwie końcówki w pierwszym i czwartym secie, ale ta najważniejsza padła naszym łupem. Najważniejsze, że wygraliśmy – mówił później Aleksander Śliwka, który blokiem na młodym atakującym Ferre Reggersie (zdobył 25 punktów) zakończył mecz. Polacy wrócili z dalekiej podróży, a w kraju rozgorzała dyskusja, jaka była przyczyna słabszej gry naszego zespołu i skąd wzięły się problemy w starciu z Belgami, których Biało-czerwoni pokonali niedawno 3:1 w 1/8 finału mistrzostw Europy.
– Późny przyjazd do Chin? To mogło mieć znaczenie. Dopadł nas jet lag i kłopoty ze snem, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Belgowie dotarli do Xi’an pół godziny po nas i mieli takie same warunki – mówił w rozmowie z TVP Sport Śliwka, który pełni w Chinach rolę kapitana drużyn pod nieobecność kontuzjowanego Bartosza Kurka. Pytany o nowe wyzwanie szybko uciął temat: – Nie pytajcie mnie o to. Bartek Kurek jest kapitanem, mnie namalowali tylko belkę, żebym wylosował strony boiska i pogadał z sędzią. Bartek wróci i znowu będzie liderem – mówi przyjmujący ZAKS-Y, trochę zbyt skromnie, bo wiadomo powszechnie, że stał się mentalnym liderem zespołu.
Prezent od Bułgarii
W niedzielę polscy siatkarze mieli już więcej litości dla zszarganych serc kibiców i dość pewnie pokonali 3:0 Bułgarów sklasyfikowanych na 25. miejscu rankingu FIVB. Choć i tym razem nie obyło się bez nerwów w pierwszym secie, w którym rywale mieli piłkę setową. Na szczęście Martin Atanasow przestrzelił atak na pojedynczym bloku.
Polacy znowu wrócili z dalekiej podróży i tej szansy już nie zmarnowali – po dwóch blokach Bartosza Bednorza zakończyli seta, a w dwóch kolejnych nie ściągali już sobie na głowy niepotrzebnych kłopotów.
– Jeśli ktoś daje ci taki prezent, nie możesz go zmarnować. Bułgarzy podali nam rękę i wykorzystaliśmy to – mówił libero Jakub Popiwczak, który zastąpił w składzie Pawła Zatorskiego. A Bartosz Bednorz, bohater meczu z Bułgarią, dodał: – Jeszcze mi się nie zdarzyło zamknąć seta dwoma blokami z rzędu. Takie akcje w takim momencie smakują najbardziej – cieszył się przyjmujący ZAKS-Y Kędzierzyn-koźle. Było jasne, że w obliczu ciężkiego i trudnego turnieju, jakim jest impreza w Xi’an, gdzie w ciągu dziewięciu dni trzeba rozegrać aż siedem spotkań, Nikola Grbić będzie rotował składem. W porównaniu do meczu z Belgią Serb dokonał aż trzech roszad, zmieniając całą linię przyjęcia. Za Aleksandra Śliwkę i Tomasza Fornala zagrali Bartosz Bednorz oraz Kamil Semeniuk. I co? Byli najlepszymi zawodnikami na boisku. Bednorz zdobył 16 punktów, w tym 3 blokiem i gdyby nie kłopoty z przyjęciem zagrywki, mógłby mówić o perfekcyjnym meczu. „Semen” dorzucił 13 oczek, w tym 2 zagrywką. W starciu z Belgią fantastycznie zagrali Łukasz Kaczmarek (25 pkt, 65-procentowa skuteczność ataku) oraz Jakub Kochanowski (18 pkt, 3 bloki, 2 asy – 81 proc. skuteczności w ataku), co tylko potwierdza znaną prawdę, że w polskim zespole każdy wchodzący z ławki zawodnik bardzo dużo wnosi do zespołu.
Tak wielu świetnych graczy
Ktoś z kibiców policzył, że Grbić w tym sezonie wystawiał 15 różnych szóstek, co doprawdy jest wynikiem niewiarygodnym, tym bardziej że Biało-czerwoni w sobotę poprawili rekord z czasów Raula Lozano i wygrali 18. z rzędu oficjalne spotkanie. Ostatni raz przegrali 24 czerwca w Lidze Narodów z USA, a potem (nie licząc porażek w towarzyskim Memoriale Wagnera) już tylko wygrywali, sięgając po triumf w Lidze Narodów i mistrzostwach Europy. W 2006 roku imponującą serię 17 wygranych z rzędu zatrzymała w finale mistrzostw świata
w Japonii wielka Brazylia. Teraz Biało-czerwoni mają szansę zostać niepokonanymi do końca sezonu i zdobyć bilety do Paryża. – Nawet nie wiedziałem, że mamy taką serię zwycięstw – mówił Grbić przed kamerami TVP Sport. – A co do naszego składu, pierwszy raz w życiu jako trener mam do dyspozycji tak wielu świetnych zawodników. Wszyscy byliby podstawowymi zawodnikami w każdej innej reprezentacji, a u nas niektórzy muszą siedzieć na ławce. Muszę ich zmieniać, żeby dostali szansę gry, nie wypadli z rytmu meczowego – kontynuował Serb. Grbić zmienia szóstki, a kibice i eksperci w kraju mają niezłą zabawę z typowaniem wyjściowego składu. No bo konia z rzędem temu, kto wytypuje szóstkę na mecz z Kanadą, który Polacy rozegrają we wtorek po dniu przerwy, i środową konfrontację z najsłabszym w stawce Meksykiem. W przypadku Kanady może być łatwiej, bo nasz wtorkowy rywal pokonał w Xi’an faworyzowanych Holendrów i brązowych medalistów ostatnich igrzysk olimpijskich Argentyńczyków i stał się czarnym koniem turnieju. Serb powinien więc sięgnąć po najlepszych z najlepszych. – Jeśli ktoś wygrywa z Holandią i Argentyną, nie może być słaby. Kanada przyjechała do Chin po awans na igrzyska, a my musimy być czujni – przestrzega Popiwczak. A Grbić dodaje: – Kanadyjczycy mieli więcej czasu na przygotowania i mogli zbudować szczyt formy na ten turniej. Dla nich mecz z Polską będzie jak finał imprezy, bo mają szansę na bilety do Paryża. Jeśli ich nie docenisz, bo pomyślisz, że jesteś najlepszy na świecie, to może się to źle dla ciebie skończyć – przestrzega Grbić. Dodajmy, że Kanadyjczyków prowadzi Tuomas Sammelvuo, trener… ZAKS-Y, który znakomicie zna Polaków. Nie tylko Kanada sprawiła sensację w kwalifikacjach. W Tokio Turcja pokonała 3:1 Serbię, a Japonia uległa 2:3 Egiptowi. W Rio de Janeiro Brazylia cudem uratowała wygraną 3:2 w meczu z Czechami. Jak widać, trudy sezonu dopadły nie tylko Polaków, a walka o bilety do Paryża idzie na noże.