Raków przed egzaminem
Mecz ze Sturmem ma dla mistrzów Polski większe znaczenie, niż jeszcze niedawno mogłoby się wydawać.
Raków przeżywa problemy. Jeśli ktoś miał jeszcze co do tego wątpliwości, to czwartkowa klęska w Poznaniu 1:4 z Lechem je rozwiała. Obrazu nie zamaże nawet wygrana z Radomiakiem, która dla drużyny z takim potencjałem czy budżetem była obowiązkiem.
Dwa mecze, siedem goli
Raków przyzwyczaił, że na każdej płaszczyźnie działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Tymczasem ostatnio w jej tryby dostał się piach. Starcie ze Sturmem ma gigantyczne znaczenie, a dokładniej – ewentualna przegrana z Austriakami może mieć duże konsekwencje. Pogłębi problem, który bez wątpienia istnieje, a w wymiarze czysto sportowym mocno ograniczy, by nie rzec zredukuje do minimum szanse na zajęcie trzeciego miejsca w grupie, a więc występy wiosną w Lidze Konferencji. Po meczu 2. kolejki Ligi Europy Raków czeka wyjazd do Warszawy na spotkanie z Legią. To będzie drugi – po starciu z Lechem – kluczowy egzamin dla mistrzów Polski. Ostatni ważny mecz Raków wygrał na Cyprze z Arisem w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę liczbę kontuzjowanych zawodników, musi wzbudzać to coraz większy niepokój.
Na urazy trener Dawid Szwarga nie miał wpływu. Nie da się ukryć, że brak Zorana Arsenicia, Stratosa Svarnasa i Frana Tudora to wyrwy, które nie sposób załatać. Jak wiele Raków traci bez swoich podstawowych defensorów, pokazały ostatnie mecze ligowe. W Gliwicach z Ruchem (5:3) oraz w Poznaniu Raków stracił łącznie siedem goli! Poprzednio taka sytuacja w dwóch meczach z rzędu miała miejsce w sezonie 2019/20, ale wtedy częstochowianie byli beniaminkiem.
Niemoc w ataku
O ile problemy defensywne można wytłumaczyć kontuzjami, to już niemoc z przodu obciąża sposób gry oraz transfery, które trudno uznać za udane. Do podobnego wniosku musiał zresztą dojść Michał Świerczewski, żegnając się z dyrektorem sportowym Robertem Grafem. Za największy niewypał za chwilę zacznie uchodzić ten, który miał być ogromnym hitem w skali PKO BP Ekstraklasy, czyli Sonny Kittel. Niemiec z polskimi korzeniami dobrze zaczął, strzelił zwycięskiego gola z Qarabagiem Agdam w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, ale potem coś się popsuło. Szwarga nie dawał mu za wiele szans z racji słabej formy i zaległości treningowych. Aż w końcu Kittel pożalił się na swoją sysowanie tuację w „Bildzie” i niektórzy najchętniej pozbyliby go się z Częstochowy. Pozostałe transfery też nie spełniają pokładanych oczekiwań. Więcej spodziewano się po Johnie Yeboahu, który nie ciągnie ofensywnej gry mistrza Polski. Za jedyny w pełni udany transfer można uznać tylko Dawida Drachala, który akurat wystrzelił z formą, zdobywając w starciu z Ruchem hat tricka. To obecnie jedyny młodzieżowiec w meczowej kadrze Rakowa. Raków już podczas pucharowej kampanii był krytykowany za ultradefensywny styl. Najdosadniej w tym temacie wypowiadał się szkoleniowiec Arisu Limassol Aleksiej Szpilewski, który wprost nazywał grę Rakowa fatalną do oglądania. Jednak dopóki taktyka Szwargi przynosiła efekty w postaci wyniku, nikomu nie przeszkadzały środki, jakimi do nich dochodzi. Ostatnie porażki sprawiły jednak, że o niemocy Rakowa z przodu znów mówi się coraz głośniej. Praktycznie o żadnym zawodniku częstochowian grającym na dziesiątce nie można obecnie powiedzieć, aby był w formie. Kibice tęsknią za stylem gry Marka Papszuna. – Jeśli drużyna wygrywa, wszyscy się cieszą, gdy wyniki i styl są gorsze, zostają najwierniejsi. Schody na pewno się zaczęły. Mam nadzieję, że ten scenariusz się nie spełni, ale jeśli ta tendencja zostanie utrzymana, zainteremeczami Rakowa może się zmniejszyć – komentuje były gracz Rakowa Robert Załęski. Co się stanie, jeśli Raków przegra w czwartek ze Sturmem, a cztery dni później z Legią? Czy zagrożona może być nawet pozycja Dawida Szwargi? – Zwalniając trenera, właściciel musiałby przyznać się do błędu, a nie jest do tego skory. Wcześniej dał ogromny kredyt zaufania Markowi Papszunowi i myślę, że tu będzie podobnie. Raków został postawiony na solidnych fundamentach, a teraz zadaniem Szwargi jest ten poziom i renomę utrzymać. Nie będzie to łatwe, bo Raków stał się towarem eksportowym. Do końca roku nie przewidywałbym żadnych nerwowych ruchów – prognozuje Załęski.
Czas na Sturm
Sturm w Polsce mogliśmy ostatni raz zobaczyć w poprzednim sezonie, gdy w eliminacjach LM rywalizował na stadionie ŁKS w Łodzi z Dynamem Kijów. W pierwszym meczu Ukraińcy wygrali 1:0, ale w rewanżu do awansu potrzebowali dogrywki. – W ostatnich latach Sturm wrócił do czołówki austriackiej Bundesligi. Projekt Red Bulla w Salzburgu to niesamowita, powszechnie znana historia, ich strategia rozwoju napędziła całą austriacką piłkę. Sturm próbuje ich gonić, włączać się w walkę o czołowe miejsca. Dla Rakowa będzie to bardzo niewygodny rywal – mówi były gracz austriackiego klubu oraz selekcjoner reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek.