RAKÓW ZA KULISAMI. SUKCESY I JEDEN DEFEKT
L Co musieli zrobić w Rakowie, żeby rzucić wyzwanie Legii i Lechowi? l Kto stoi za sukcesem projektu? l Co w Rakowie chcą poprawić i o czym mówi się niechętnie?
Mówisz Raków, myślisz Michał Świerczewski. Marek Papszun. Mistrzostwo Polski. Liga Europy. Ale za sukcesami klubu stoją nie tylko ci najbardziej widoczni, dający twarz całemu projektowi. Zajrzeliśmy za kulisy drużyny mistrzów Polski, żeby sprawdzić, ile elementów musiało się zazębić, by Raków w naszej piłce zaczął znaczyć tak dużo.
Raporty do trenerów
Od czasów Papszuna zawodnicy Rakowa mają obowiązek do 36 godzin po meczu wysłać raport, w którym oceniają siebie i drużynę. – W tych raportach nie interesowały mnie ogólniki, musieli być konkretni. To też ich stymulowało. Piłkarz w środku inaczej widzi to, co dzieje się w meczu. Niektóre analizy były na takim poziomie, że nawet trener nie napisałby takich – cieszył się Papszun. Za brak raportu były kary. Pisemne analizy wysyłali też jego asystenci, którzy na spisanie wniosków dostali 48 godzin. Raporty obowiązują też u Szwargi, choć zostały lekko zmodyfikowane. – Nie narzekałem, bo takie spojrzenie na swój występ miało pomóc w zrozumieniu modelu gry Rakowa. Trenerom z kolei dawało informacje, jak przebiega proces adaptacji nowego zawodnika – wyjaśnia Mateusz Wdowiak, od tego sezonu gracz Zagłębia Lubin.
Papszun, były nauczyciel WF i historii, wystawiał zespołowi po meczach oceny w szkolnej skali. Zawodnicy dowiadywali się, jak ich drużynowy występ sklasyfikował trener. Byli też recenzowani indywidualnie (tutaj skala 1–10), ale w tym przypadku nie znali ocen. – Czabrze trener podpierał się nimi w indywidualnych rozmowach z nami, gdy tłumaczył, z czego wynikała jego decyzja np. o posadzeniu kogoś na ławce – dodaje Wdowiak.
Kiedy na koniec zeszłego sezonu piłkarze Rakowa anonimowo wypełniali ankiety, to jako jeden z największych plusów wskazali odprawy indywidualne. Czas, kiedy trenerzy mogą skupić się na jednym zawodniku. Takich odpraw w Rakowie jest mnóstwo. Są szczególnie istotne przy grze co trzy– –cztery dni, gdy szkoda czasu na pokazywanie zespołowi zbyt wielu akcji i omawianie każdej z nich osobno.
Indywidualne analizy pojawiły się u Papszuna. – Były raz lub dwa razy w tygodniu. Dotyczyły również tych zawodników, którzy nie grali w meczach. Pokazywano im wtedy nagrania z treningów czy sparingów i tłumaczono, co mają poprawić, czego oczekuje od nich trener – wspomina Wdowiak.
Sztab Rakowa stara się jak najszybciej przeanalizować mecz i rozpocząć przygotowania do kolejnego. Trenerzy wiedzą, że muszą zrobić analizę, by następnego dnia być gotowym do odprawy. Po meczach wyjazdowych oznacza to pracę z laptopami w autokarze wracającym do Częstochowy czy samolocie.
To, jak częstochowski sztab rozpracowuje rywali, przypadkowo uchwycił „Asceto” odpowiedzialny za telewizję Ruchu Chorzów podczas niedawnego meczu tego klubu z Rakowem. Chłopcy od podawania piłek pokazali mu butelkę z wodą Vladana Kovačevicia, na którą naklejono ściągawkę niczym w szkole. Bramkarz Rakowa dostał wskazówki, jak rzuty karne wykonuje trzech piłkarzy gospodarzy – Daniel Szczepan, Filip Starzyński i Juliusz Letniowski. Szczepan po meczu przyznał, że podpowiedzi były precyzyjne, bo rzeczywiście tak strzela „jedenastki”. Choć w tamtym spotkaniu i tak pokonał Kovačevicia z karnego.
Sztab rósł wraz z drużyną
Kwiecień 2016 roku. Pracownicy klubu przyglądają się, kto przejmie rządy nad drugoligową drużyną. Kiedy widzą Papszuna z wysokim, dobrze zbudowanym i wytatuowanym zastępcą i jeszcze jednym do kompanii, myślą, że to ekipa osiłków pomyliła adresy i przyjechała od kogoś odebrać dług. Tak w Rakowie rozpoczynała się siedmioletnia era Marka Papszuna. Szkoleniowiec przyszedł z asystentem Maciejem Kędziorkiem i trenerem bramkarzy Maciejem Sikorskim (tym wysokim). We trzech wynajęli wspólnie mieszkanie nieopodal stadionu. Raz, że wychodziło taniej, a Raków nie płacił wtedy tak dosem jak teraz, a dwa, to jednak nie mieli pewności, ile potrwa ich praca w Częstochowie. We trzech odpowiadali przy drużynie praktycznie za wszystko. Sami pobierali krew od zawodników, żeby sprawdzić poziom ich zmęczenia. Uczyli się też pracy na programach do analizy.
Raków zatrudniał wtedy dwóch masażystów na pół etatu. – Jeden pracował w szkole, a drugi w przychodni. Pojawiali się z doskoku, podobnie jak kierownik drużyny. On był przedstawicielem handlowym w Kolporterze – wspomina szkoleniowiec. Potem do klubu przychodzili coraz lepsi piłkarze, rozrastał się też sztab wokół nich. – Właściciel klubu Michał Świerczewski podchodził do tego ze zrozumieniem, trzeba to było tylko uargumentować. Czym ci ludzie mają się zajmować? Jaką rolę przewidujemy dla każdego z nich? Czy połączymy to w sensowną całość? – klaruje Papszun. Dziś sztab Rakowa tworzy pierwszy trener, czterech jego asystentów, dwóch analityków, dwóch trenerów bramkarzy, dwóch trenerów przygotowania fizycznego, czterech fizjoterapeutów, kierownik drużyny i jego asystent, psycholog sportowy oraz odpowiedzialny za wyposażenie drużyny kitman. W sumie 19 osób. O stan dwóch boisk dla mistrzów Polski dba dwóch greenkeeperów, a na wyjazdowe mecze w europejskich pucharach często z zespołem lata kucharz. O ile pod względem infrastruktury Raków od ekstraklasowych realiów odstaje, o tyle biorąc pod uwagę liczebność sztabu, jest w jej czołówce.
Kiedy na koniec zeszłego sezonu piłkarze Rakowa anonimowo wypełniali ankiety, to jako jeden z największych plusów wskazali odprawy indywidualne.
Fizjoterapeuci na treningu
Rozdzielenie zadań dla sztabu Rakowa przy złożonych treningach (trwających 90 minut) zajmuje od godziny do półtorej. – To już sam finał, czyli rozmowy o konspekcie, treningu i jego organizacji. Kluczowa jest kwestia zarządzania – mówi bez wahania Szwarga. – Jako pierwszy trener muszę sensownie przydzielić obowiązki. Trenerzy powinni dokładnie wiedzieć, co mają robić i w jakim momencie. Kto odpowiada za organizację treningu? Kto za składy? Kto za tłumaczenie ćwiczenia? Jest też osoba odpowiedzialna za pilnowanie czasu na treningu, również punktacji, która w Rakowie jest ważna. Na każdym treningu staramy się pracować w formie rywalizacji.
W najbardziej dynamicznych momentach treningu angażuje
w niego 12 osób ze sztabu. Każdy ze swoimi zadaniami. Część łączy funkcje, bo na przykład fizjoterapeuta w trakcie gry może też udawać przeciwnika w drużynie naśladującej najbliższego przeciwnika Rakowa.
Podobnie trenerzy. Oni też odwzorowują zachowania najbliższych rywali, co zawodnikom Rakowa ma ułatwić przygotowania do meczu. Czasami w taką kontrolowaną mistyfikację angażuje się i ośmiu sztabowców. Trener nie tylko wchodzi do gry, lecz także angażuje się w organizację treningu. – Cenimy tych działających w sposób multifunkcyjny. Z każdego treningu chcemy wycisnąć jak najwięcej, żeby „czas netto” poświęcony pracy był jak największy – nie ukrywa Szwarga. Sam, kiedy był jeszcze asystentem Papszuna, a nie głównodowodzącym w Rakowie, uczestniczył w treningowych grach. – To inna, cenna perspektywa dla trenera. Czasem uwagi, które wyłapywałem ze środka, przydawały się później w mojej pracy – zauważa 32-latek.
Czerwienią się ze wstydu
Częstochowski projekt ma też i defekt. Stałą bolączkę. Wstydliwą, gdy trzeba przyjąć gości z Europy. Budynek przy Limanowskiego jest tak mały i niefunkcjonalny, że przestali w nim mieścić się trenerzy i pracownicy klubu. Stadion, mimo że postawiony na nowo, stwarza wrażenie prowizorki. Częstochowianie, aby zagrać najważniejsze mecze w Europie, muszą tułać się po innych miastach. Pierwsza drużyna ma dla siebie jedno boisko treningowe bez podgrzewanej płyty i oświetlenia. Życie drużyny Rakowa oprócz boiska toczy się na malutkiej sali gimnastycznej naprzeciwko drzwi wejściowych do klubu. Dziś to jadalnia, siłownia, sala do odpraw, rozgrzewek, regeneracji. Najnowszym rozwiązaniem jest wciśnięta cudem strefa odpoczynku. Postawiono kanapy, piłkarze mogą też rozsiąść się na specjalnych fotelach do masażu, odpocząć. Jest telewizor, niektórzy zagrają tam w gry komputerowe. Jeszcze dwa lata temu sala wyglądała koszmarnie. Nowe życie w salę tchnął wcześniej Papszun. – Przed moim przyjściem do klubu trenowały na niej wszystkie dzieci z akademii. Później przerobiliśmy ją na salę wielofunkcyjną dla pierwszej drużyny – podkreśla. Papszun wskazuje jeszcze jedną uciążliwość w profesjonalizowasię niu klubu. Brak kuchni. Bo detaliści z Rakowa chcieliby sami przygotowywać to, co piłkarze mają zjeść po treningu czy meczu. Dziś to niemożliwe. Klub zamawia catering z dietą rozpisaną przez trenera przygotowania fizycznego Rakowa.
Dla sztabu znalezienie miejsca do odpoczynku dla zawodników było o tyle ważne, że mogą tam teraz spędzać czas w oczekiwaniu choćby na diagnostykę. – Pobieranie krwi i badanie poziomu zmęczenia zawodników też odbywa się na tej sali – przedstawia realia Szwarga. W Rakowie w cenie jest przestrzeń do indywidualnych odpraw trenerów z zawodnikami. Ale jak się pomieścić, gdy na korepetycje trafia w tym samym czasie kilku zawodników? Liczą się oczy szeroko otwarte. Część szkoleniowców z zawodnikami zajmują salę konferencyjną, inni idą do szatni gości, kolejni siedzą na sali w okolicach siłowni. Na piętrze, obok schodów, jest też przeszklona kabina dla dwóch osób. Przeznaczona dla pracowników, by mogli wyjść z pomieszczeń zajmowanych z innymi i znaleźli miejsce, gdzie mogą porozmawiać bez asysty. Kabinę na odprawy oczywiście anektują też trenerzy z zawodnikami.
Jacuzzi w kontenerze
Praca w Rakowie to sztuka poszukiwania rozwiązań. Papszun nazywa to rzeźbieniem. – Nie ma narzekania, że w takich warunkach nic się nie da, niczego nie ma. Jest myślenie pozytywne. Co możemy z tego wyskrobać? Nawet kiedy naprawdę wydawało się, że nie da się już nigdzie wcisnąć igły, to jednak się udawało. Pokazywaliśmy, że nawet i w takich okolicznościach można dużo poprawić – akcentuje były szkoleniowiec Rakowa.
Potrzebne na pewno było miejsce do regeneracji. Ponieważ nie było szans zmieścić go w budynku, dostawiono na zewnątrz komorę do krioterapii. Obok jest kontener z sauną, jacuzzi i wanną z wodnymi biczami. – Przekonałem Michała Świerczewskiego, że infrastruktura Rakowa szybko się nie zmieni, dlatego musimy improwizować – opowiada Papszun.
Deficyty widać też po innych działach w klubie. Na dole pokój zajmuje dział Klubu Biznesu i Sprzedaży. Kiedy Raków gra u siebie, jego pracownicy muszą zwolnić pomieszczenie. Na kilka godzin wprowadzają się tam sędziowie i delegat PZPN. Swój pokój na czas meczu zwalnia też kierownik zespołu i jego asystent. Tam trafia sztab szkoleniowy drużyny gości. Szatnia dla przyjezdnych jest tak mała, że fizjoterapeuci, rozkładając tam dwa łóżka do masowania, z reguły jedno stawiają na środku, a drugie pod prysznicem.
Piętro? Szczęściarzem jest trener Szwarga, który ma tylko dla siebie malutki gabinecik (dawny pokój sędziów). Współpracownicy siedzą już w grupie na kilku metrach kwadratowych w pokojach obok. W gabinecie pierwszego trenera za czasów Papszuna trzeba było otwierać drzwi na korytarz, żeby wszyscy zebrani się pomieścili. Teraz sztab przeniósł się do sali konferencyjnej.
Rozgrzewają się krócej od rywali
Jesienią Raków rozegra najwięcej meczów ze wszystkich polskich drużyn – ten ze Sturmem będzie 20. w sezonie. To dlatego, że w eliminacjach Ligi Mistrzów musiał przebijać się już od pierwszej rundy. Zawodnicy Rakowa uczą się grania co trzy dni, podobnie jak sztab. Bergamo. Debiut częstochowian w fazie grupowej Ligi Europy. Piłkarzom Szwargi przyglądamy się już od rozgrzewki. Zaczynają
ją dziewięć minut po gospodarzach. To pomysł trenera Garnysa, żeby piłkarze oszczędzali energię na mecz. – Przeciętnie na rozgrzewce zawodnik przebiega 2,5–3 km. To całkiem spory wydatek energetyczny, który chcemy minimalizować – wyjaśnia Szwarga. Zdarza się, że podczas rozgrzewki szkoleniowiec Rakowa nie patrzy na swoich zawodników, tylko obserwuje, jak do meczu przygotowują się rywale. Szwarga przyznaje, że owszem, patrzy na przeciwników, ale nie dlatego, by w jakiś sposób osiągnąć nad nimi przewagę. – Po prostu obserwuję, czy można zobaczyć ustawienie przeciwnika, bo mogą to ćwiczyć na rozgrzewce. U piłkarzy Arisu Limassol, z którymi graliśmy w eliminacjach LM, najważniejszą zasadą są fazy przejściowe. Już na rozgrzewce było widać, że mocno zwracają na to uwagę – opowiada Szwarga. Podczas rozgrzewki przed domowymi meczami Rakowa na połowie zajmowanej przez jego graczy jest 10 osób ze sztabu – od pierwszego trenera do asystenta kierownika drużyny. Na wyjazdach sztab jest mniej liczny. W klubie zostaje wtedy fizjoterapeuta, jeden z trenerów bramkarzy czy trener przygotowania fizycznego. – Z zawodnikami, którzy nie zmieszczą się do meczowej kadry, jest też jeden z trenerów. Nie chcemy, by tracili czas, gdy wyjazdy na mecze w Europie zajmują nam i trzy dni – tłumaczy Szwarga. – Do tego dochodzą ci wracający po kontuzjach. Z nimi pracują Staszek Gadziński, Michał Garnys (trenerzy przygotowania fizycznego) i jeden z asystentów, jeżeli piłkarz już może wrócić na boisko. Asystent zostaje w klubie, by zawodnik miał zapewnioną opiekę i mógł wrócić do treningów stricte piłkarskich.
Szykują się do zmian
Kilka miesięcy temu pojawił się promyk nadziei na zmiany w częstochowskim skansenie – w wysłużonym budynku i na stadionie. W Rakowie zaplanowali ich rozbudowę, a miasto Częstochowa szykuje się do rozstrzygnięcia przetargu. W drugim etapie klubowy budynek ma zostać powiększony, strefa regeneracji z kontenerów przeniosłaby się wtedy pomiędzy mury, a dobudowane piętro z wielką ochotą zajęliby pracownicy klubu. Powiększy się też inny budynek, ten stojący naprzeciwko głównego, gdzie w czasie meczów podejmuje się dziś VIP-ÓW. On ma urosnąć o jedno piętro. Zmiany czekają treningowe boisko częstochowian.
Życie drużyny oprócz boiska toczy się na malutkiej sali gimnastycznej naprzeciwko wejścia do klubu. Dziś to jadalnia, siłownia, sala do odpraw, rozgrzewek, regeneracji.
Ma zyskać podgrzewanie, ułożona będzie też nowa murawa. Możliwe, że obok stanie szatnia, żeby zawodnicy czy trenerzy w większej wygodzie mogli szykować się do treningów. Zmiany czekają też salę gimnastyczną, która salą ze swoim pierwotnym przeznaczeniem dawno już przestała być. Przygotowania do prac prawdopodobnie zaczną się w tym roku, co ma być drugim z czterech etapów szykowanych zmian w rakowskiej zagródce.
Trzeci zakłada rozbudowę jednej z trybun i powiększenie pojemności stadionu do 8 tysięcy miejsc, co pozwoliłoby Rakowowi wszystkie mecze w europejskich pucharach rozgrywać u siebie. Musi też powstać m.in. studio telewizyjne z widokiem na murawę czy wzrosnąć liczba miejsc dla dziennikarzy. Powiększyć trzeba też parking. Na przyszłość zostanie czwarty, ostatni etap – budowa nowoczesnego i większego stadionu w innym miejscu niż w ciasnocie przy Limanowskiego, który zrówna się z ambicjami klubu.