WIELKA DWÓJKA I...
Ekipy mierzące w mistrzostwo wskazać bardzo łatwo. Dużo trudniej przewidywać, kto okaże się trzecim na podium. Ale liga ma wymiar europejski. Prawie…
Orlen Basket Liga Kobiet ma wymiar prawie europejski. A prawie często robi różnicę. Przy zespołach, które trzeba uznawać za mocnych uczestników europejskiej rywalizacji, niepotrzebnie wykonywane są ruchy, które niezbyt pasują do poważnej ligi. Najpoważniejsi gracze to aktualny mistrz z Lublina, Polski Cukier AZS UMCS oraz wzmocniony nowym sponsorem wicemistrz KGHM BC Polkowice. Natomiast z wytypowaniem najpoważniejszych kandydatów do trzeciego miejsca mamy ogromny kłopot – na szczęście jest to kłopot bogactwa, bo zespołów, które mają prawo celować w miejsce na podium w kobiecej ekstraklasie, jest przynajmniej siedem, z czego trzy to kandydaci wyjątkowo poważni: Arka Gdynia, Zagłębie Sosnowiec, PSI Gorzów Wlkp. A przecież w całej rywalizacji uczestniczyć będzie łącznie jedenaście ekip. Po poprzednim sezonie wprawdzie nikt nie awansował z zaplecza ekstraklasy, bo najlepszy tam MPKK Sokołów SA z Sokołowa Podlaskiego, który wywalczył awans do ekstraklasy, pozostał w 1. lidze ze względów organizacyjnych. Natomiast ekipa z Bydgoszczy, czyli Basket 25, pozostał w ekstraklasie dzięki dzikiej karcie. Uporał się z kłopotami organizacyjnymi i chce nawiązać do tego, że jeszcze niedawno występował w europejskich pucharach.
To pokazuje, że Orlen Basket Liga Kobiet proponuje bardzo wyrównane rozgrywki. Jej największy kłopot jest jednak taki, że u nas w kraju nie jest doceniania. Liga męska uwagę przyciąga, natomiast rozgrywki kobiece toczą się zdecydowanie w jej cieniu. Są mało dostrzegalne. W czym – w pewnym stopniu – tkwi także wina samych klubów, które poza wyjątkami jakoś niespecjalnie potrafią zadbać o swoją popularność. A centrala koszykarska średnio jej pomaga. Tymczasem w porównaniu z ligą męską rozgrywki kobiece są znacznie bliżej europejskiego szczytu. Wystarczającym dowodem na to jest udział mistrza i wicemistrza Polski w Eurolidze. I nie zmienia tego fakt, że trzeba brać pod uwagę odsunięcie od tej rywalizacji ekip rosyjskich. Nie zmieniają tego także porażki, których drużyny z Lublina i Polkowic doznały w środę w pierwszej kolejce Euroligi. Mistrz przegrał na wyjeździe z Berettą Familą Schio 50:70, a wicemistrz uległ – również na obcym terenie Virtusowi Segafredo Bolonia 69:90. Trzeba bowiem pamiętać i o tym, że w męskim baskecie posiadanie dwóch przedstawicieli w Eurolidze oznacza w tej chwili, że mamy dwóch zawodników w zagranicznych klubach. A Polkowice już poinformowały, iż w kolejnych spotkaniach będą mocniejsze, bo podpisały umowę z Brittney Sykes. Amerykanka przyjedzie grać w naszej ekstraklasie niemal prosto po występach w play-off WNBA. Jej debiutu możemy spodziewać się w przyszłym tygodniu.
Od trzech sezonów w ekstraklasie nie ma Wisły Kraków. Najbardziej utytułowany zespół w historii żeńskiej koszykówki stara się odbudować, występując w 1. lidze. Ale już samo dołączenie krakowianek do ekstraklasy mogłoby korzystnie wpłynąć na stopień zainteresowania paniami biegającymi po parkietach koszykarskich w Polsce. Jeszcze korzystniejsze byłyby oczywiście sukcesy reprezentacji, jednak dobry poziom ligi jakoś nie znajduje przełożenia na wyniki kadry. W mistrzostwach Europy nie graliśmy od 2015 roku, co powoduje, że na siłę szukamy jakiegoś „usprawnienia”, jakiejś „drogi na skróty”.
Trzeci sezon z rzędu obowiązywać będzie wymóg obecności na parkiecie zawodniczki do lat 23. Te koszykarki mają nawet specjalnie przygotowaną dla siebie numerację na koszulkach (od 90 do 99). Tyle tylko że… naszym zdaniem w tym pomyśle zupełnie nietrafiony jest wiek zawodniczek. Koszykarka, która mając 23 lata, na boisku jest tylko dlatego, że reguluje to przepis, nigdy nie stanie się graczem na miarę kadry. Nie ma na to szans! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Pzkosz wcale nie chce rozmawiać z klubami – mimo że te chcą – o sensowności tego rozwiązania. Przepis wydano i ma być realizowany…
I właśnie takie sytuacje nie pomagają w tworzeniu z kobiecej ekstraklasy rozgrywek, które będą jawiły się kibicom (nie tylko koszykówki) jako coś wartego oglądania.