Student, który został piłkarzem
Serhij Krykun przyjechał do Polski jako młody chłopak, bo zamiast na futbol postawił na naukę. Skończyło się tak, że zdobył wykształcenie i jest profesjonalnym sportowcem.
Mecz 10. kolejki między Piastem Gliwice a Widzewem Łódź był popisem jednego aktora. Serhij Krykun, skrzydłowy śląskiej drużyny, strzelił dwa gole i wypracował rzut karny. Za ten występ dostał od „PS” bardzo wysoką notę „8”, najwyższą spośród uczestników spotkania. – W niższych ligach zdarzało się, że zdobywałem dwie bramki. W Ekstraklasie po raz pierwszy i na tym poziomie indywidualnie to był mój najlepszy mecz, a w karierze jeden z najlepszych – mówi w rozmowie z nami ukraiński skrzydłowy, który w lutym odebrał polski paszport.
Krykun do Gliwic trafił w letnim oknie transferowym po trzech sezonach spędzonych w Górniku Łęczna. Z zespołem z Lubelszczyzny najpierw awansował z I ligi do Ekstraklasy, następnie z niej spadł i jeszcze jeden sezon spędził na zapleczu elity. Ale z 32 meczów, jakie rozegrał na najwyższym poziomie, dał się zapamiętać – szczególnie ze względu na szybkość. Tyle że często niewiele z niej wynikało. Gola nie strzelił. – Sytuacje miałem, ale nie potrafiłem trafić do bramki. Potem Rosja zaatakowała Ukrainę, myśli uciekały od piłki. Pod względem sportowym to był mój gorszy okres w karierze. Przejście do Piasta traktowałem nie tylko jako szansę, lecz także pewnego rodzaju restart – mówi Krykun.
Najlepszy mecz w Ekstraklasie
Początek sezonu w wykonaniu Piasta odzwierciedlał jego postawę. Do meczu z Widzewem gliwicka drużyna oddawała najwięcej strzałów spośród wszystkich zespołów PKO BP Ekstraklasy. Nie miała sobie równych, także jeśli chodzi o współczynnik xg, mówiący, jakie jest prawdopodobieństwo zdobycia bramki po uderzeniu w kierunku bramki. Efekt był jednak mizerny. Pierwsze dziewięć kolejek to aż sześć remisów, ledwie jedna wygrana i tylko sześć strzelonych goli, w tym cztery to rzuty karne i jeden samobój. Jedno jedyne trafienie z akcji zanotował Krykun w spotkaniu z Legią (1:1). – Cieszę się, że w końcu strzeliłem gola, to mnie trochę odblokowało. Jeśli chodzi o całą drużynę, rozmawialiśmy na temat braku skuteczności, pracowaliśmy pod tym kątem w trakcie treningów. Pocieszaliśmy się, że przynajmniej kreujemy sytuacje. Gorzej byłoby, gdybyśmy do nich nie dochodzili. A tak wiedzieliśmy, że musimy zachować spokój i gole w końcu przyjdą – podkreśla Krykun. Ostatnie sezony w wykonaniu Piasta są bardzo podobnie nierówne. Najpierw jest słaba runda jesienna, potem znakomita wiosna. Dlatego trener Aleksandar Vuković wielokrotnie podkreślał, że celem na te rozgrywki jest, aby pierwsza część sezonu była w końcu przyzwoita. – Za nami połowa rundy, wiemy, że nie mamy tylu punktów, ile powinno wynikać z naszej gry. Najbliższe mecze powinny pokazać, w którą stronę idziemy. Teraz zmierzymy się z Zagłębiem w Lubinie i będziemy chcieli wygrać. Złapanie serii zwycięstw jest bardzo ważne, buduje zespół, wzmacnia pewność siebie, a i w tabeli można szybko awansować – przypomina skrzydłowy Piasta.
Startował od zera
Krykun przyjechał do Polski dziewięć lat temu i wcale nie było powiedziane, że zostanie piłkarzem. Skończył wojskowe liceum, miał 17 lat i wybór. – Mogłem iść do akademii Dnipro Dniepropietrowsk, które wtedy było na topie, grało z Sevillą w finale Ligi Europy. Albo iść na studia do Polski, już miałem informację, że jestem przyjęty do Państwowej Szkoły Wyższej w Białej Podlaskiej. Rodzice uznali, że sam powinienem podjąć decyzję, co jest dla mnie najlepsze. Wybrałem naukę – opowiada Krykun.
W Polsce zaczął wszystko od zera: bez najbliższych i znajomości języka. Nie miał nawet gdzie spać. – Wieczór, a ja zostałem bez noclegu. Na szczęście poznałem innego Ukraińca, Maksyma z Odessy. Niedaleko uczelni trwała impreza. Zaproponował, żebyśmy tam poszli. „Może coś się znajdzie” – rzucił. Nikogo nie znałem. Zobaczyłem pokój, myślałem, że tam się położę, ale łóżko było zajęte. Pierwszą noc przespałem na swojej walizce – wspominał w rozmowie z Łukaszem Olkowiczem opublikowanej w „Przeglądzie Sportowym”. Dopiero drugiego dnia wynajął pokój. Uczył się i z innymi studentami grał w hali. Podszedł
do testów organizowanych przez trzecioligowe Podlasie i pewnie by tam został, ale że nie miał 18 lat, u nas w kraju był bez opiekunów, nie mógłby zostać zgłoszony do rozgrywek. Trafił więc do akademii TOP 54, w której półtora roku tylko trenował. I pracował. W tej samej rozmowie tak wspominał tamten okres: – Moje dni wyglądały podobnie: studia do piętnastej, dwie godziny później trening i nocka w hotelu, gdzie byłem recepcjonistą. W pracy nie spałem, nie było takiej możliwości. Odespać starałem się przed uczelnią, wygospodarować jakąś godzinę. Kolejną po treningu, a jeszcze przed pracą w hotelu.
Niczego nie planował
Już jako pełnoletni młody człowiek został w końcu piłkarzem Podlasia Biała Podlaska i powoli wszystko zaczęło nabierać rozpędu. Był awans z IV do III ligi, testy w klubach z I ligi, w końcu te zdane w drugoligowej Garbarni Kraków i awans do I ligi (wtedy grę w piłkę wciąż łączył z pracą, w Krakowie był barmanem i rozwoził obiady). Potem sezon w Resovii, na trzecim szczeblu rozgrywek i podpisanie kontraktu z Górnikiem Łęczna. W którym momencie pojawiła się u niego myśl, że może być zawodowym piłkarzem i żyć z futbolu? – Nigdy niczego sobie nie planowałem. Nie zakładałem na przykład, że za pięć lat chcę być w Ekstraklasie. Energię poświęcałem na to co tu i teraz. Choć swoje marzenia mam – uśmiecha się Krykun, który – jak wspomnieliśmy – ma polskie obywatelstwo. – To była naturalna sprawa. Moja żona jest Polką, blisko połowę życia spędziłem w Polsce, całe dorosłe. Nauczyłem się języka, tutaj czuję się jak u siebie. Ale na Ukrainie nadal mam rodzinę, która przyjeżdża do mnie w odwiedziny – mówi Krykun. O rodzinę najbardziej bał się w lutym ubiegłego roku po rozpoczęciu inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Wtedy miał gorszy okres w karierze, o którym mówił. Zamiast o grze w piłkę myślał o najbliższych i robił wszystko, żeby sprowadzić ich do Polski. – Już wrócili na Ukrainę, są u siebie – mówi Krykun. W ostatnich miesiącach temat wojny na Ukrainie nie zawsze jest już pierwszym w polskich serwisach informacyjnych. Wydarzenia, które tam się rozgrywają, wielu spowszedniały. – Od początku można było się tego spodziewać. Najpierw jest szok, wszyscy się interesują, chcą pomagać. Z czasem jednak każdy patrzy na swoje rodziny i sprawy. Teraz doszły jeszcze kwestie polityczne, na których temat nie chcę się wypowiadać. Wojna jednak trwa. O tym, co się dzieje, dowiaduję się nie z wiadomości, nawet tych ukraińskich, ale od kuzyna, który jest na froncie – mówi 27-letni ukraińsko-polski piłkarz, który wyróżnia się w Ekstraklasie. A że jest też nowy selekcjoner reprezentacji Polski… – Ha, ha, ha… Czy to realne? Najpierw muszę rozegrać jeszcze jeden tak dobry mecz jak z Widzewem, potem jeszcze kolejny – śmieje się Krykun.
Licencjat
A jak zakończyła się jego kariera studenta? A może jeszcze trwa? – Studiowałem rachunkowość i finanse. Zdążyłem zrobić licencjat. Potem wziąłem urlop akademicki. Na naukę już brakowało czasu – kończy Krykun.