NOC GROZY W ALKMAAR
Zatrzymani piłkarze Josue i Pankov, pobity i znieważony właściciel klubu Dariusz Mioduski, agresywna ochrona i policja – taki epilog miał mecz Legii z AZ w Lidze Konferencji. Wybuchł skandal na skalę międzynarodową.
Doszło do eskalacji agresji na niespotykaną skalę. Winni są Holendrzy, którzy nie poradzili sobie z organizacją spotkania. Podobnie jak pół roku temu – wtedy na AFAS Arena w Alkmaar też doszło do skandalu przy okazji półfinału LKE z West Hamem. Kibole zaatakowali Anglików.
– Czegoś takiego nie widziałem ani nie przeżyłem – kręcił głową wstrząśnięty, wzburzony i przerażony właściciel Legii Dariusz Mioduski. Szturchany, popychany, poobijany, obrażany („Who the fu.. are you?” – usłyszał od jednego z ochroniarzy, a kiedy odpowiedział: „Owner and president of this club”, został wyśmiany i awantura trwała dalej) – tak zachowywała się holenderska policja i miejscowe służby porządkowe. Widać to na filmach, które pojawiły się w internecie. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, doszło do przepychanek agresywnych ochroniarzy z piłkarzami. Policja zagroziła, że albo Radovan Pankov i Josue dobrowolnie opuszczą autokar, albo oddziały szturmowe w pełnym rynsztunku zaatakują autobus i wyprowadzą piłkarzy siłą. Ale po kolei.
Senne Alkmaar szykuje się do obchodów 450. rocznicy Dnia Zwycięstwa. 8 października 1573 roku, podczas wojny 80-letniej, wojska hiszpańskie odstąpiły od oblężenia miasta, a tamto zwycięstwo zostało uznane za punkt zwrotny w konflikcie, który zakończył się uzyskaniem niepodległości przez Niderlandy. Na maleńkim rynku montowana jest scena, w kawiarniach i pubach sporo ludzi. Kibiców z Polski niewielu, ale są. I… mają problemy. – Do niektórych apartamentów wchodziła policja i eksmitowała naszych fanów. Po prostu. Legitymowała, każąc opuścić lokal i jechać do Hagi, gdzie wydawano bilety na mecz z AZ. To tam były podstawione specjalne autokary, które miały przewieźć fanów do Alkmaar – opowiadają przedstawiciele Legii. Wracający z wycieczki do Amsterdamu przedstawiciele i pracownicy klubu są legitymowani na dworcu kolejowym! Cudem udaje im się uniknąć nakazu jazdy do Hagi, dwie kobiety pokazują identyfikatory klubowe i kilkuosobowa delegacja wraca do hotelu oficjeli.
Skąd ta Haga? Kibice Legii mają zgodę z ADO Den Haag – wielu zostało i w piątek poszło na ligowy mecz tej drużyny, wywieszając flagę „Josue, Pankov PDW” (w kibicowskim slangu PDW to pozdrowienia do więzienia). Z kolei kibice ADO mają pakt o nieagresji z kibicami AZ. Jakiś czas temu na stadionie w Alkmaar doszło do zawalenia dachu, podczas remontu drużyna rozgrywała swoje spotkania w Hadze. Było więc jasne, że na trybunach i poza stadionem awantur między kibicami nie będzie. Wydawało się, że wszyscy są zadowoleni: władze Alkmaar, bo większość fanów Legii jednak do miasta nie przyjedzie, a kibice Legii, bo dzięki temu, że zgodzili się odebrać wejściówki w Hadze i stamtąd dojechać na stadion, dostali ich o 200 więcej od programowych 900.
W trakcie dnia doszło do niezrozumiałych zachowań policji, która postępowała zgodnie z rozporządzeniem pani burmistrz. Na porannej, czwartkowej odprawie zapowiedziała, że po godzinie 18 nie chce widzieć kibiców Legii w swoim mieście i komendant policji realizował założenia, mnożąc problemy. Przez cały dzień w mieście był spokój, nie doszło do żadnych incydentów, nikt się nie upił ani nie awanturował. W Alkmaar nie było czuć żadnego napięcia w związku ze zbliżającym się meczem. Liczba zatrzymanych wyniosła okrągłe zero.
Na położony na obrzeżach miasta stadion dotarliśmy dwie i pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Cicho, sennie, gospodarze w miarę uczynni i pomocni. Na sektor gości zaczynają wchodzić kibice z Warszawy. Ochrona sprawdza torby z flagami. Flaga dla każdego kibica rzecz święta – utrata barw jest świętokradztwem, pilnują ich jak Graala, ale nie mają problemu z otworzeniem toreb i zwyczajową kontrolą. Tyle że policja zachowuje się tak, jakby te flagi chciała odebrać – to wywołuje agresję. Dochodzi do awantury. Kibole rozbijają kołowrotki, forsują bramę i idą na sektor. Bez sprawdzenia biletów. Sytuacja wymyka się spod kontroli, osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo chce… siłą wywalić kibiców Legii z obiektu. Planuje użyć gazu, myśli o szturmie. – Dobrze, że ochłonął i dał sobie wytłumaczyć, że to najgorsze, co może zrobić. Bo wtedy te setki ludzi znajdą się w mieście. Jeśli zostaną, będzie spokój – opowiadają osoby z Legii. Interwencji nie ma, kibice zostają.
Czwartek, godzina 21–23.15. Mecz
Przez ponad 90 minut na trybunach jest spokojnie. Nie ma rac, nie ma oprawy, nie ma wyzwisk. Są flagi i śpiew, z sektora Legii płynie piosenka obrażająca policję, ale nie ma agresji. Nic nie wskazuje, że za kilkadziesiąt minut dojdzie do jednego z największych skandali związanego z meczem piłkarskim Legii. Paradoksem sytuacji jest to, że… kibice warszawskiego klubu nie mieli z tym skandalem nic wspólnego. Wina leży po stronie nadgorliwej ochrony oraz policji. Pierwszy raz w życiu widziałem, by na neutralnym sektorze steward legitymował osoby mające bilet na konkretne miejsce. Takie rzeczy załatwia się przed wejściem na stadion.
Czwartek–piątek, godzina 23.30– –3.00
Przed północą rozpoczyna się konferencja prasowa Kosty Runjaicia. Idzie szybko, ponieważ trener mówi po angielsku. Mija północ, chcemy iść do autokaru i wracać do hotelu. Niektórzy wychodzą szybciej, by zdążyć na pociąg do Amsterdamu, gdzie nocują. Opuszczają obiekt, wracają – jest spokojnie, nie ma żadnych awantur ani zagrożenia. Część dziennikarzy, w tym ekipy telewizyjne, szykują się do wyjścia. Nagle ochroniarz oznajmia: „Dostałem rozkaz, by nikogo nie wypuszczać. Względy bezpieczeństwa. Przepraszam, to nie moja wina. Zamknęliśmy cały obiekt”. Akurat ten jest miły, nikt nie eskaluje napięcia, nikt się nie awanturuje, choć wszyscy są zdenerwowani i zmęczeni. Dramat rozgrywa się kilkanaście metrów dalej, w strefie wywiadów, która ustawiona jest w… klubowej siłowni. Jedni piłkarze wychodzą z szatni wcześniej, inni później. Osoby odpowiedzialne za sprzęt noszą wielkie, metalowe skrzynie. Nagle dostają komunikat: „Obiekt zamknięty, nikt nie wychodzi”. Konsternacja, nerwy, adrenalina – nikt nic nie wie, nikt niczego nie tłumaczy. Zwyczajowo w sytuacjach zagrożenia ustawiany jest kordon złożony z policjantów i ochroniarzy, by piłkarze przeszli do autobusu. Ale nie w Alkmaar. Od wyjścia ze stadionu mają do klubowego autobusu dziesięć kroków. W Alkmaar ochrona blokuje wyjście, dochodzi do wymiany zdań, powstaje hałas, napięcie rośnie. W ruch idą ręce – ochrona jest agresywna i chamska. Powodem zamknięcia obiektu było wydumane przez Holendrów niebezpieczeństwo związane z wychodzeniem kibiców Legii z obiektu. Tyle że ich sektor znajdował się po drugiej stronie, nie mieli szansy na bezpośredni kontakt z delegacją z Legii, ale też nie byli tym zainteresowani. Jak najszybciej chcieli pojechać do Hagi. Wyprowadzenie ich ze stadionu trwa około pół godziny.
W tym czasie konflikt ekipy Legii z ochroną eskaluje. Z szatni do autokaru można było dojść na dwa sposoby:
korytarzem, przez tunel pod drzwi, za którymi stał autokar, albo przez wspomnianą siłownię – do tunelu i pod drzwi. Dotarcie do autobusu nie zajmowało minuty. No ale w pewnym momencie drzwi, za którymi stał autokar, zostały zamknięte. Zarzewiem i bezpośrednią przyczyną awantury było bezmyślne i nieuprawnione zamknięcie obiektu przez ochronę Alkmaar. Później swoje dołożyła do tego policja. UEFA nawet nie wiedziała o sprawie.
W tunelu napięcie rośnie. Jeden z najbardziej agresywnych ochroniarzy popycha Pankova, ten odpycha jego. Ochroniarz uderza o ścianę, upada. Poleżał, podniósł się i znowu zaczął skakać piłkarzom do gardła. Najwięcej do powiedzenia ma oczywiście Josue. Awantura trwa, robi się niebezpiecznie i nieprzyjemnie.
Po ponad 30 minutach drzwi zostają otwarte, piłkarze idą do autokaru, z którego wychodzi trener Kosta Runjaić i zagania zawodników do autobusu. Łagodzi sytuację, prosi o spokój – wszyscy chcieli jak najszybciej odjechać. Tymczasem jeden z trenerów (od przygotowania fizycznego) zostaje uderzony pałką w plecy, pierwszego szkoleniowca Legii zaczęto szarpać. Tego nie wytrzymali piłkarze, doszło do przepychanek z ochroną, ale nie doszło do żadnych rękoczynów, żaden piłkarz ani nikt ze sztabu nikogo nie uderzył. Kiedy drużyna była już w autobusie, policjanci zażądali, by Pankov i Josue wyszli albo zostaną wyprowadzeni siłą. Serb – za popchnięcie ochroniarza, Portugalczyk, który nikogo nie szarpał ani nie uderzył – za to, że miał najwięcej do powiedzenia.
Josue wyszedł z rękoma splecionymi z tyłu, ale nie był skuty kajdankami. Pankov też. Zostali zapakowani do policyjnego samochodu, nikt nie powiedział, dokąd jadą. To właśnie wtedy doszło do naruszenia nietykalności prezesa Mioduskiego – został mocno popchnięty na barierkę, wytrącono mu z dłoni telefon. Nie upadł, ale – co widać na filmach – pchnięto go w twarz, co skutkowało rozciętą wargą. Agresja policji była niewspółmierna do tego, co się działo – dla wszystkich ich zachowanie było szokujące. Po godzinie 2 udało się wrócić do hotelu. Pojawiały się mylne informacje – raz, że Josue i Pankov są przewożeni do Amsterdamu, dwa, że do Hagi, trzy – zostają w Alkmaar. Trener Runjaić, z kierownikiem Konradem Paśniewskim i prawnikiem Legii Piotrem Miękusem jeździli taksówką od komisariatu do komisariatu w poszukiwaniu piłkarzy. Niczego nie wskórali. Wszelkie próby kontaktu policja holenderska zbywała, nie robiło na niej wrażenia także zaangażowanie polskiego konsula – mówili, że Pankov to Serb, a Josue to Portugalczyk.
Piątek, godzina 7–21
Prezes Mioduski wynajął jedną z renomowanych, holenderskich kancelarii prawnych. Dopiero po godzinie 10 doszło do spotkania adwokatów z zawodnikami. Jednocześnie wciąż przedstawiano nowe dowody w sprawie, wykazując, że wina leży po stronie Holendrów. W sprawę zaangażowali się urzędnicy państwowi. O godzinie 10.30 czarterowy samolot wystartował z Amsterdamu do Warszawy – na pokładzie nie było Josue i Pankova oraz kierownika Paśniewskiego i prawnika Miękusa. Wrócili wieczorem – pomocnikowi Legii nie postawiono żadnych zarzutów, obrońcy Legii postawiono zarzut o naruszenie nietykalności osobistej. Zwyczajowo w Holandii jest tak, że po zatrzymaniu osoby policja ma dziewięć godzin na zebranie dowodów winy i przedstawienie ich prokuratorowi. Zatrzymanie trwa 72 godziny.
– Jeśli mają twarde dowody winy, wypuszczą ich w niedzielę – usłyszeliśmy w Holandii. W trakcie dnia wspólny komunikat wydają holenderska policja, prokuratura, władze miasta i klub, w którym potępiają zachowanie Legii. „Po meczu, w głównym budynku stadionu AZ, dwóch zawodników Legii Warszawa spowodowało obrażenia u pracowników AZ w stopniu wymagającym pomocy medycznej. Zawodnicy zostali zatrzymani i są podejrzani o napaść. Decyzja o ich zatrzymaniu nie została podjęta pochopnie, została wcześniej omówiona z policją. To osoby podejrzane o poważne przestępstwa. W polskich mediach pojawił się obraz piłkarzy jako ofiar funkcjonariuszy prewencji, ale nie jest to prawdą. To piłkarze użyli siły. Areszt to ciężkie narzędzie, policja nie robi tego bez powodu. Na pewno nie w przypadku zawodników po meczu międzynarodowym”. Późnym popołudniem, po złożeniu wyjaśnień, piłkarze Legii zostali wypuszczeni i wieczorem wrócili do Warszawy.