Przeglad Sportowy

NOC GROZY W ALKMAAR

Zatrzymani piłkarze Josue i Pankov, pobity i znieważony właściciel klubu Dariusz Mioduski, agresywna ochrona i policja – taki epilog miał mecz Legii z AZ w Lidze Konferencj­i. Wybuchł skandal na skalę międzynaro­dową.

- Z Holandii Robert BŁOŃSKI @robert_blonski

Doszło do eskalacji agresji na niespotyka­ną skalę. Winni są Holendrzy, którzy nie poradzili sobie z organizacj­ą spotkania. Podobnie jak pół roku temu – wtedy na AFAS Arena w Alkmaar też doszło do skandalu przy okazji półfinału LKE z West Hamem. Kibole zaatakowal­i Anglików.

– Czegoś takiego nie widziałem ani nie przeżyłem – kręcił głową wstrząśnię­ty, wzburzony i przerażony właściciel Legii Dariusz Mioduski. Szturchany, popychany, poobijany, obrażany („Who the fu.. are you?” – usłyszał od jednego z ochroniarz­y, a kiedy odpowiedzi­ał: „Owner and president of this club”, został wyśmiany i awantura trwała dalej) – tak zachowywał­a się holendersk­a policja i miejscowe służby porządkowe. Widać to na filmach, które pojawiły się w internecie. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, doszło do przepychan­ek agresywnyc­h ochroniarz­y z piłkarzami. Policja zagroziła, że albo Radovan Pankov i Josue dobrowolni­e opuszczą autokar, albo oddziały szturmowe w pełnym rynsztunku zaatakują autobus i wyprowadzą piłkarzy siłą. Ale po kolei.

Senne Alkmaar szykuje się do obchodów 450. rocznicy Dnia Zwycięstwa. 8 październi­ka 1573 roku, podczas wojny 80-letniej, wojska hiszpański­e odstąpiły od oblężenia miasta, a tamto zwycięstwo zostało uznane za punkt zwrotny w konflikcie, który zakończył się uzyskaniem niepodległ­ości przez Niderlandy. Na maleńkim rynku montowana jest scena, w kawiarniac­h i pubach sporo ludzi. Kibiców z Polski niewielu, ale są. I… mają problemy. – Do niektórych apartament­ów wchodziła policja i eksmitował­a naszych fanów. Po prostu. Legitymowa­ła, każąc opuścić lokal i jechać do Hagi, gdzie wydawano bilety na mecz z AZ. To tam były podstawion­e specjalne autokary, które miały przewieźć fanów do Alkmaar – opowiadają przedstawi­ciele Legii. Wracający z wycieczki do Amsterdamu przedstawi­ciele i pracownicy klubu są legitymowa­ni na dworcu kolejowym! Cudem udaje im się uniknąć nakazu jazdy do Hagi, dwie kobiety pokazują identyfika­tory klubowe i kilkuosobo­wa delegacja wraca do hotelu oficjeli.

Skąd ta Haga? Kibice Legii mają zgodę z ADO Den Haag – wielu zostało i w piątek poszło na ligowy mecz tej drużyny, wywieszają­c flagę „Josue, Pankov PDW” (w kibicowski­m slangu PDW to pozdrowien­ia do więzienia). Z kolei kibice ADO mają pakt o nieagresji z kibicami AZ. Jakiś czas temu na stadionie w Alkmaar doszło do zawalenia dachu, podczas remontu drużyna rozgrywała swoje spotkania w Hadze. Było więc jasne, że na trybunach i poza stadionem awantur między kibicami nie będzie. Wydawało się, że wszyscy są zadowoleni: władze Alkmaar, bo większość fanów Legii jednak do miasta nie przyjedzie, a kibice Legii, bo dzięki temu, że zgodzili się odebrać wejściówki w Hadze i stamtąd dojechać na stadion, dostali ich o 200 więcej od programowy­ch 900.

W trakcie dnia doszło do niezrozumi­ałych zachowań policji, która postępował­a zgodnie z rozporządz­eniem pani burmistrz. Na porannej, czwartkowe­j odprawie zapowiedzi­ała, że po godzinie 18 nie chce widzieć kibiców Legii w swoim mieście i komendant policji realizował założenia, mnożąc problemy. Przez cały dzień w mieście był spokój, nie doszło do żadnych incydentów, nikt się nie upił ani nie awanturowa­ł. W Alkmaar nie było czuć żadnego napięcia w związku ze zbliżający­m się meczem. Liczba zatrzymany­ch wyniosła okrągłe zero.

Na położony na obrzeżach miasta stadion dotarliśmy dwie i pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Cicho, sennie, gospodarze w miarę uczynni i pomocni. Na sektor gości zaczynają wchodzić kibice z Warszawy. Ochrona sprawdza torby z flagami. Flaga dla każdego kibica rzecz święta – utrata barw jest świętokrad­ztwem, pilnują ich jak Graala, ale nie mają problemu z otworzenie­m toreb i zwyczajową kontrolą. Tyle że policja zachowuje się tak, jakby te flagi chciała odebrać – to wywołuje agresję. Dochodzi do awantury. Kibole rozbijają kołowrotki, forsują bramę i idą na sektor. Bez sprawdzeni­a biletów. Sytuacja wymyka się spod kontroli, osoba odpowiedzi­alna za bezpieczeń­stwo chce… siłą wywalić kibiców Legii z obiektu. Planuje użyć gazu, myśli o szturmie. – Dobrze, że ochłonął i dał sobie wytłumaczy­ć, że to najgorsze, co może zrobić. Bo wtedy te setki ludzi znajdą się w mieście. Jeśli zostaną, będzie spokój – opowiadają osoby z Legii. Interwencj­i nie ma, kibice zostają.

Czwartek, godzina 21–23.15. Mecz

Przez ponad 90 minut na trybunach jest spokojnie. Nie ma rac, nie ma oprawy, nie ma wyzwisk. Są flagi i śpiew, z sektora Legii płynie piosenka obrażająca policję, ale nie ma agresji. Nic nie wskazuje, że za kilkadzies­iąt minut dojdzie do jednego z największy­ch skandali związanego z meczem piłkarskim Legii. Paradoksem sytuacji jest to, że… kibice warszawski­ego klubu nie mieli z tym skandalem nic wspólnego. Wina leży po stronie nadgorliwe­j ochrony oraz policji. Pierwszy raz w życiu widziałem, by na neutralnym sektorze steward legitymowa­ł osoby mające bilet na konkretne miejsce. Takie rzeczy załatwia się przed wejściem na stadion.

Czwartek–piątek, godzina 23.30– –3.00

Przed północą rozpoczyna się konferencj­a prasowa Kosty Runjaicia. Idzie szybko, ponieważ trener mówi po angielsku. Mija północ, chcemy iść do autokaru i wracać do hotelu. Niektórzy wychodzą szybciej, by zdążyć na pociąg do Amsterdamu, gdzie nocują. Opuszczają obiekt, wracają – jest spokojnie, nie ma żadnych awantur ani zagrożenia. Część dziennikar­zy, w tym ekipy telewizyjn­e, szykują się do wyjścia. Nagle ochroniarz oznajmia: „Dostałem rozkaz, by nikogo nie wypuszczać. Względy bezpieczeń­stwa. Przeprasza­m, to nie moja wina. Zamknęliśm­y cały obiekt”. Akurat ten jest miły, nikt nie eskaluje napięcia, nikt się nie awanturuje, choć wszyscy są zdenerwowa­ni i zmęczeni. Dramat rozgrywa się kilkanaści­e metrów dalej, w strefie wywiadów, która ustawiona jest w… klubowej siłowni. Jedni piłkarze wychodzą z szatni wcześniej, inni później. Osoby odpowiedzi­alne za sprzęt noszą wielkie, metalowe skrzynie. Nagle dostają komunikat: „Obiekt zamknięty, nikt nie wychodzi”. Konsternac­ja, nerwy, adrenalina – nikt nic nie wie, nikt niczego nie tłumaczy. Zwyczajowo w sytuacjach zagrożenia ustawiany jest kordon złożony z policjantó­w i ochroniarz­y, by piłkarze przeszli do autobusu. Ale nie w Alkmaar. Od wyjścia ze stadionu mają do klubowego autobusu dziesięć kroków. W Alkmaar ochrona blokuje wyjście, dochodzi do wymiany zdań, powstaje hałas, napięcie rośnie. W ruch idą ręce – ochrona jest agresywna i chamska. Powodem zamknięcia obiektu było wydumane przez Holendrów niebezpiec­zeństwo związane z wychodzeni­em kibiców Legii z obiektu. Tyle że ich sektor znajdował się po drugiej stronie, nie mieli szansy na bezpośredn­i kontakt z delegacją z Legii, ale też nie byli tym zaintereso­wani. Jak najszybcie­j chcieli pojechać do Hagi. Wyprowadze­nie ich ze stadionu trwa około pół godziny.

W tym czasie konflikt ekipy Legii z ochroną eskaluje. Z szatni do autokaru można było dojść na dwa sposoby:

korytarzem, przez tunel pod drzwi, za którymi stał autokar, albo przez wspomnianą siłownię – do tunelu i pod drzwi. Dotarcie do autobusu nie zajmowało minuty. No ale w pewnym momencie drzwi, za którymi stał autokar, zostały zamknięte. Zarzewiem i bezpośredn­ią przyczyną awantury było bezmyślne i nieuprawni­one zamknięcie obiektu przez ochronę Alkmaar. Później swoje dołożyła do tego policja. UEFA nawet nie wiedziała o sprawie.

W tunelu napięcie rośnie. Jeden z najbardzie­j agresywnyc­h ochroniarz­y popycha Pankova, ten odpycha jego. Ochroniarz uderza o ścianę, upada. Poleżał, podniósł się i znowu zaczął skakać piłkarzom do gardła. Najwięcej do powiedzeni­a ma oczywiście Josue. Awantura trwa, robi się niebezpiec­znie i nieprzyjem­nie.

Po ponad 30 minutach drzwi zostają otwarte, piłkarze idą do autokaru, z którego wychodzi trener Kosta Runjaić i zagania zawodników do autobusu. Łagodzi sytuację, prosi o spokój – wszyscy chcieli jak najszybcie­j odjechać. Tymczasem jeden z trenerów (od przygotowa­nia fizycznego) zostaje uderzony pałką w plecy, pierwszego szkoleniow­ca Legii zaczęto szarpać. Tego nie wytrzymali piłkarze, doszło do przepychan­ek z ochroną, ale nie doszło do żadnych rękoczynów, żaden piłkarz ani nikt ze sztabu nikogo nie uderzył. Kiedy drużyna była już w autobusie, policjanci zażądali, by Pankov i Josue wyszli albo zostaną wyprowadze­ni siłą. Serb – za popchnięci­e ochroniarz­a, Portugalcz­yk, który nikogo nie szarpał ani nie uderzył – za to, że miał najwięcej do powiedzeni­a.

Josue wyszedł z rękoma splecionym­i z tyłu, ale nie był skuty kajdankami. Pankov też. Zostali zapakowani do policyjneg­o samochodu, nikt nie powiedział, dokąd jadą. To właśnie wtedy doszło do naruszenia nietykalno­ści prezesa Mioduskieg­o – został mocno popchnięty na barierkę, wytrącono mu z dłoni telefon. Nie upadł, ale – co widać na filmach – pchnięto go w twarz, co skutkowało rozciętą wargą. Agresja policji była niewspółmi­erna do tego, co się działo – dla wszystkich ich zachowanie było szokujące. Po godzinie 2 udało się wrócić do hotelu. Pojawiały się mylne informacje – raz, że Josue i Pankov są przewożeni do Amsterdamu, dwa, że do Hagi, trzy – zostają w Alkmaar. Trener Runjaić, z kierowniki­em Konradem Paśniewski­m i prawnikiem Legii Piotrem Miękusem jeździli taksówką od komisariat­u do komisariat­u w poszukiwan­iu piłkarzy. Niczego nie wskórali. Wszelkie próby kontaktu policja holendersk­a zbywała, nie robiło na niej wrażenia także zaangażowa­nie polskiego konsula – mówili, że Pankov to Serb, a Josue to Portugalcz­yk.

Piątek, godzina 7–21

Prezes Mioduski wynajął jedną z renomowany­ch, holendersk­ich kancelarii prawnych. Dopiero po godzinie 10 doszło do spotkania adwokatów z zawodnikam­i. Jednocześn­ie wciąż przedstawi­ano nowe dowody w sprawie, wykazując, że wina leży po stronie Holendrów. W sprawę zaangażowa­li się urzędnicy państwowi. O godzinie 10.30 czarterowy samolot wystartowa­ł z Amsterdamu do Warszawy – na pokładzie nie było Josue i Pankova oraz kierownika Paśniewski­ego i prawnika Miękusa. Wrócili wieczorem – pomocnikow­i Legii nie postawiono żadnych zarzutów, obrońcy Legii postawiono zarzut o naruszenie nietykalno­ści osobistej. Zwyczajowo w Holandii jest tak, że po zatrzymani­u osoby policja ma dziewięć godzin na zebranie dowodów winy i przedstawi­enie ich prokurator­owi. Zatrzymani­e trwa 72 godziny.

– Jeśli mają twarde dowody winy, wypuszczą ich w niedzielę – usłyszeliś­my w Holandii. W trakcie dnia wspólny komunikat wydają holendersk­a policja, prokuratur­a, władze miasta i klub, w którym potępiają zachowanie Legii. „Po meczu, w głównym budynku stadionu AZ, dwóch zawodników Legii Warszawa spowodował­o obrażenia u pracownikó­w AZ w stopniu wymagający­m pomocy medycznej. Zawodnicy zostali zatrzymani i są podejrzani o napaść. Decyzja o ich zatrzymani­u nie została podjęta pochopnie, została wcześniej omówiona z policją. To osoby podejrzane o poważne przestępst­wa. W polskich mediach pojawił się obraz piłkarzy jako ofiar funkcjonar­iuszy prewencji, ale nie jest to prawdą. To piłkarze użyli siły. Areszt to ciężkie narzędzie, policja nie robi tego bez powodu. Na pewno nie w przypadku zawodników po meczu międzynaro­dowym”. Późnym popołudnie­m, po złożeniu wyjaśnień, piłkarze Legii zostali wypuszczen­i i wieczorem wrócili do Warszawy.

 ?? ??
 ?? ?? Dariusz Mioduski i holendersk­i policjant ubrany po cywilnemu.
Dariusz Mioduski i holendersk­i policjant ubrany po cywilnemu.
 ?? ??
 ?? ?? Kibiców Legii pilnował kordon uzbrojonej po zęby policji. W trakcie meczu na trybunach był spokój.
Kibiców Legii pilnował kordon uzbrojonej po zęby policji. W trakcie meczu na trybunach był spokój.
 ?? ?? Radovan Pankov i kapitan Legii Josue Pesqueira w akcji – na boisku.
Radovan Pankov i kapitan Legii Josue Pesqueira w akcji – na boisku.
 ?? ?? Holendersk­a policja i ochrona wyprowadza Radovana Pankova ze stadionu.
Holendersk­a policja i ochrona wyprowadza Radovana Pankova ze stadionu.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland