KRAKOWSKA KORRIDA TRWA
Wisła przekonująco pokonała beniaminka z Pruszkowa, aplikując mu aż sześć goli. Wszystkie były dziełem zawodników z Hiszpanii.
Wkomediowych filmach Monty Pythona nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji. Krakowie jest zupełnie inaczej. Gole zawodników z Półwyspu Iberyjskiego stały się nieodłącznym elementem spotkań 13-krotnych mistrzów Polski. W sobotę Biała Gwiazda rozgromiła przed własną publicznością Znicz Pruszków aż 6:2. Wszystkie bramki dla Wisły zdobyli zawodnicy z Hiszpanii.
Polacy tylko tłem
Bramkarza Znicza Miłosza Mleczkę dwukrotnie pokonywali Angel Rodado oraz Juan Roman, po jednym golu strzelili mu Miki Villar oraz Angel Baena. Wynik może wskazywać, że Wisła nie miała z beniaminkiem absolutnie żadnych problemów, jednak to duże uproszczenie. Pruszkowianie jako pierwsi wyszli na prowadzenie po fantastycznym uderzeniu Shumy Nagamatsu zza pola karnego. Na ich nieszczęście tylko Japończyk był w stanie nawiązać walkę z wiślakami. Pozostali piłkarze Znicza popełniali szkolne błędy, a z prezentów chętnie korzystali Hiszpanie z Reymonta. – Ten wynik i tyle zdobytych bramek, tyle sytuacji stworzonych oczywiście cieszą. Natomiast na pewno nie zaczęliśmy dobrze. Mimo że byliśmy – można powiedzieć – „napakowani” i chcieliśmy ruszyć na przeciwnika, to tak jak mówiłem na konferencji prasowej, Znicz Pruszków gra naprawdę bardzo odważną piłkę i od samego początku było nam ciężko złapać odpowiedni rytm. Mam nadzieję, że to jest ten mecz, który uwolni chłopaków i z większym spokojem będą podchodzić do tych sytuacji, czy to sam na sam, czy w polu karnym. I że z większą swobodą będą te liczne sytuacje, które sobie kreujemy podczas meczów, wykorzystywać – mówił po meczu trener Wisły Radosław Sobolewski.
Były piłkarz znalazł się ostatnio pod ostrzałem krytyków z powodu wyników osiąganych przez jego zespół. Wisła pod jego wodzą zdobywała mniej punktów na mecz niż za czasów jego poprzednika. Jerzy Brzęczek szybko zapłacił posadą za kiepskie wyniki, Sobolewski się jednak trzyma. I efektownym zwycięstwem nad Zniczem przynajmniej na chwilę uciszył krytyczne głosy. Patrząc na skład, który zaczął spotkanie ze Zniczem, można powiedzieć, że proporcje są wyrównane. Pięciu Polaków, pięciu Hiszpanów, jeden Szwed – tak prezentowała się Wisła pod względem narodowości. Mimo równej liczby Biało-czerwonych i graczy z Półwyspu Iberyjskiego to ci drudzy stanowią o sile drużyny.
Wystarczy spojrzeć na strzelone przez Wisłę gole w tym sezonie. Na 23 bramki Hiszpanie zdobyli ich aż 20! Jedynymi Polakami, którzy pokonywali bramkarzy rywali, byli Szymon Sobczak i Dawid Olejarka (jedna bramka padła po strzale samobójczym). Takiej sytuacji można było spodziewać się już w grudniu po zatrudnieniu Kiko Ramireza
w roli dyrektora sportowego Białej Gwiazdy. Hiszpan, podobnie jak w trakcie swojego pierwszego pobytu pod Wawelem jako trener, oparł zespół o zawodników ze swojej ojczyzny. Polacy z Wisły muszą się sporo napracować, by zaistnieć w I lidze. Ktoś może powiedzieć, że sytuacja w Krakowie przypomina tę ze Szczecina z sezonu 2006/07. Wówczas właściciel Pogoni Antoni Ptak oparł skład na praktycznie samych Brazylijczykach. Różnica między tamtymi Portowcami a Wisłą jest jednak zasadnicza. Do Szczecina ściągano zawodników praktycznie prosto z brazylijskich plaż, a pod Wawel trafiają piłkarze, którzy naprawdę potrafią grać.
Gdy prowadzą, jest im łatwiej
Dzięki wygranej nad Zniczem Wisła zbliżyła się do czołówki. W Krakowie nie chcą dopuścić do scenariusza z poprzedniego sezonu, w którym przez fatalną rundę jesienną nie udało się awansować bezpośrednio do Ekstraklasy. Biała Gwiazda jest jednak na bakier z regularnością. W tym sezonie przeplata słabe występy dobrymi. W ciągu tygodnia piłkarze z Reymonta potrafili zremisować ze słabym Chrobrym Głogów (1:1) i rozgromić świetnie grający Motor Lublin (5:1). Sobolewski stwierdził, że jego piłkarze grają lepiej, gdy nie muszą gonić wyniku. – Chciałbym podkreślić, że na początku to spotkanie nam się nie ukła
dało. I to nie, że nie chcieliśmy, tylko naprawdę dobra dyspozycja rywala, który napędził nam dużego stracha. Jedna bramka ze spalonego, później fantastyczny strzał i w tym trudnym momencie są jednostki, które ciągną zespół i dają sygnał do tej walki, żeby się podnieść. A później to już wiadomo, było łatwiej przy korzystnym wyniku – dodał szkoleniowiec. Terminarz mu sprzyja. Raz, że nastała przerwa reprezentacyjna, a w jej trakcie można znacznie poprawić poszczególne elementy gry. Dwa, że trzech następnych rywali Wisły ciągnie się w ogonie tabeli. Biała Gwiazda zagra kolejno z Resovią, Podbeskidziem oraz Zagłębiem. Jeśli w tych spotkaniach Wisła zdobędzie komplet punktów, to głosy o zmianie trenera zostaną zagłuszone przez zwycięskie okrzyki, a 13-krotnych mistrzów Polski znów będziemy wymieniać w kontekście jednego z faworytów do awansu. Bo na razie z tego grona Wisła się wypisała.