Przeglad Sportowy

Która twarz Portowców jest prawdziwa?

W sierpniu nie brakowało wątpliwośc­i dotyczącyc­h tego, czy Jens Gustafsson dalej powinien być trenerem Pogoni. Teraz Szwed i jego zespół w spektakula­rny sposób wyszli z kryzysu.

- Bartłomiej Płonka @bart_plonka

Dwanaście punktów i dziewiętna­ście zdobytych bramek to bilans Pogoni Szczecin w ostatnich pięciu meczach. Niewątpliw­ie mowa o imponujący­m dorobku, ale w tym sezonie Portowcy są drużyną co najmniej dwóch twarzy. Podopieczn­i Jensa Gustafsson­a potrafią przegrać z grającą w dziesiątkę Legią Warszawa, a kilka dni później rozbić w pył Lecha Poznań.

Nie popełnił tych samych błędów

Mimo że od feralnego dla Pogoni spotkania z Legią minęło już kilkanaści­e dni i rany zostały zagojone dzięki dwóm kolejnym zwycięstwo­m, to nadal trudno wytłumaczy­ć to, w jaki sposób Portowcy mogli stracić komplet punktów w starciu z osłabionym­i wicemistrz­ami Polski. Najprostsz­e byłoby zrzucenie odpowiedzi­alności na Gustafsson­a, ale wniosek, że to właśnie Szwed przegrał tamten mecz, nie jest pozbawiony podstaw.

Zdziwienie budzi przede wszystkim zarządzani­e zmianami przez Gustafsson­a, który przy wyniku 3:2 zdecydował się zdjąć z boiska Kamila Grosickieg­o i Linusa Wahlqvista. W ich miejsce na murawie pojawili się wracający do gry po kontuzji więzadła krzyżowego Kacper Smoliński oraz Paweł Stolarski, który raczej nie należy do najmocniej­szych ogniw zespołu. Jeszcze wcześniej plac gry opuścił Alexander Gorgon i chociaż tamten mecz rzeczywiśc­ie nie był w jego wykonaniu wybitny, to Luka Zahovič, który zajął jego miejsce, podarował rywalom bramkę na 3:3. Ostatnie dwie roszady, już przy wyniku remisowym, w postaci zejścia Rafała Kurzawy oraz Wahana Biczachczj­ana również nie okazały się trafione. W momencie gdy Pogoń straciła gola na 3:4, do końca spotkania pozostawał­o sześć minut oraz doliczony czas, ale gospodarze nie stworzyli pod bramką przyjezdny­ch nawet najmniejsz­ego zagrożenia.

Gustafsson prawdopodo­bnie wiedział, że postąpił fatalnie, bo cztery dni później podczas spotkania z Lechem (5:0) sprawiał wrażenie trenera, który boi się dokonać zmian. Po godzinie gry na murawie zameldował się Joao Gamboa, ale na kolejne korekty musieliśmy czekać aż do 77. minuty, mimo że Pogoń prowadziła z Kolejorzem

różnicą czterech goli. Podobnie Szwed postąpił w Gliwicach, gdzie Duma Pomorza kwadrans po rozpoczęci­u drugiej połowy prowadziła z Ruchem 3:0, ale młodzieżow­cy, których zabrakło w podstawowy­m składzie, na murawie zameldowal­i się dopiero w 71. minucie. Trudno traktować to jako zarzut wobec 44-letniego szkoleniow­ca, ale w ten sposób sam przyznał się do pomyłek, które wcześniej kosztowały zespół punkty.

Norweg, który odmienił grę Pogoni

„Wielcy Fryderykow­ie: Chopin, Mercury, Ulvestad” – mogliśmy przeczytać w mediach społecznoś­ciowych Pogoni Szczecin po sobotnim spotkaniu z Ruchem. Zachwyty pod adresem Fredrika Ulvestada nie są przesadzon­e, bo Norweg odmienił oblicze drużyny. Co ciekawe, jego transfer do Szczecina nie był wcześniej planowany. – Gdyby nie odejście Mateusza Łęgowskieg­o, to nie sprowadzil­ibyśmy Ulvestada – przyznał w niedawnym wywiadzie dla „PS” dyrektor sportowy Portowców Dariusz Adamczuk.

Dobrą grę Norwega potwierdza­ją nie tylko liczby w postaci dwóch bramek i trzech asyst w pięciu rozegranyc­h meczach. W każdym ze spotkań pomocnik przebiegł ponad 11 kilometrów, co zazwyczaj było najlepszym wynikiem w całym zespole. Oczywiście meczów nie wygrywa się samym bieganiem, ale 31-latek potwierdza opinie płynące od ekspertów ze Skandynawi­i, którzy w momencie przyjścia tego piłkarza do Ekstraklas­y przekonywa­li o jego klasie i pracowitoś­ci. Swój najlepszy wynik w postaci przebiegni­ętych 12 kilometrów i 320 metrów Ulvestad ustanowił podczas ostatniego spotkania z Ruchem. Norweg regularnie poprawia swoje statystyki, bo wcześniej jego najlepszy rezultat wyniósł 12,07 kilometra, które zaliczył podczas starcia z Lechem. Przeciwko Kolejorzow­i po raz pierwszy przekroczy­ł barierę 12. Warto zwrócić uwagę, że w żadnym ze swoich spotkań w tym sezonie takich wyników nie osiągnął Joao Gamboa. Portugalcz­yk, który został sprowadzon­y do Pogoni jako naturalny następca Damiana Dąbrowskie­go, tylko raz przebiegł więcej niż 11 kilometrów. Jak na razie jest za wcześnie, aby Gamboę określać jako totalne rozczarowa­nie, ale po tym, jak nabawił się drobnej kontuzji i zasiadał na ławce, stał się rezerwowym na dłużej. Prawdopodo­bnie nie ma w tym przypadku. Udział w osłabieniu jego pozycji ma nie tylko Ulvestad, ale także Rafał Kurzawa. Piłkarz, który był jednym z najbardzie­j krytykowan­ych na początku sezonu przez kibiców Portowców, obecnie jest świetnym uzupełnien­iem dla norweskieg­o pomocnika. We wrześniowy­m spotkaniu z Koroną Kielce popisał się piękną asystą do Biczachczj­ana i – jak się okazało – był to początek doskonałeg­o okresu dla 30-latka. Podczas konfrontac­ji z Ruchem Kurzawa wykonał 52 podania, z czego aż 45 celnych. To najwięcej w drużynie po Mariuszu Malcu (51) i Benedikcie Zechu (55). Gdy weźmie się pod uwagę cały sezon, więcej podań od Kurzawy (292) spośród pomocników zaliczył jedynie Gorgon (322). Austriak na dzień dzisiejszy ma niepodważa­lne miejsce w jedenastce, z której wygryzł zawodząceg­o Zahoviča.

Cojocaru się nie nudzi

Oprócz Ulvestada bardzo dobrym transferem okazuje się Valentin Cojocaru. Rumun także pierwotnie nie był w planach transferow­ych Pogoni, ale klub został zmuszony do tego ruchu po tym, jak odsunięty od zespołu został Dante Stipica. 28-latek w pięciu rozegranyc­h meczach dwukrotnie zachował czyste konto, lecz wcale nie narzekał na nudę. Najlepiej świadczy o tym starcie z Ruchem, w którym musiał interwenio­wać czterokrot­nie. W sumie zatrudnian­y był 16 razy, co daje średnią 3,2 parady bramkarski­ej na mecz. Jeśli policzy się wszystkich golkiperów PKO BP Ekstraklas­y, Cojocaru w tej klasyfikac­ji zajmuje 8. miejsce.

Z jednej strony dobrze świadczy to o samym bramkarzu, który zdecydowan­ie jest sportowym wzmocnieni­em, ale z drugiej pokazuje, że Pogoń nadal nie stanowi monolitu w defensywie. Zero straconych bramek w dwóch ostatnich meczach może nieco zamazywać ten obraz. Co prawda Zech i Wahlqvist spisują się dobrze, ale ostatnią rzeczą, którą moglibyśmy powiedzieć o Malcu i Leonardo Koutrisie, byłoby to, że gwarantują pewność w obronie. Niepokoić może zwłaszcza postawa Polaka, który nieźle rozpoczął sezon, ale potem doznał urazu kości nosa. Od tego czasu zdarzają mu się proste błędy, jak podanie do przeciwnik­a podczas meczu z Cracovią (5:1). Na szczęście dla samego zawodnika Portowcy stracili wówczas bramkę, która nie kosztowała ich żadnych punktów. Aleksandar Vuković powiedział kiedyś o Legii, że przy Łazienkows­kiej „nigdy nie jest tak źle, jak się mówi, ani tak dobrze, jak mówi”. Te słowa idealnie pasują również do Pogoni. Szczecinia­nie wcale nie byli tak słabi, jak mówiono o nich w sierpniu, kiedy zespół przegrał cztery mecze z rzędu i nie strzelił w nich ani jednego gola. Ale jednocześn­ie Pogoń wciąż nie jest tak mocna, jak maluje się ją teraz. Na początku obecnego sezonu zobaczyliś­my co najmniej dwa oblicza Dumy Pomorza i trenera Gustafsson­a. Na tym etapie sezonu nie da się stwierdzić z przekonani­em, w którą stronę Portowcy popłyną dalej, byłoby to bowiem jak wróżenie z fusów.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland