Niemcy byli mocniejsi
W 4. kolejce Ligi Mistrzów Industria Kielce przegrała w grupie A z THW Kiel 31:35, a Orlen Wisła Płock uległa w grupie B SC Magdeburg 26:28.
Niemieckie drużyny okazały się za silne dla naszych klubów. To już drugi termin w tym sezonie Champions League, w którym zarówno Industria Kielce, jak i Orlen Wisła Płock nie zdobyły nawet punktu.
Kłopoty w obronie
Kielczanie przez dekadę świetnie sobie radzili z THW, ale teraz przegrali z tym zespołem już drugi raz z rzędu. Oglądając to spotkanie, można było zauważyć, że coś niedobrego dzieje się z kielecką obroną. Tak wielu bramek w przegranym spotkaniu Industria nie straciła od marca ubiegłego roku, gdy uległa Telekomowi Veszprem 33:35. Oczywiście pewnym wytłumaczeniem może być fakt, że kontuzjowany jest podstawowy bramkarz Andreas Wolff i musi go zastępować niemający doświadczenia w Lidze Mistrzów Miłosz Wałach (w środę tylko 6 obron na 40 rzutów i ledwie 14 procent skuteczności), którego na domiar złego nie ma kim zastąpić, bo 19-letni Nikodem Błażejewski to głęboka rezerwa.
Koledzy wiedzą, jaka jest sytuacja i powinni w obronie sporo od siebie dołożyć, żeby choć trochę ułatwić pracę 22-latkowi. Jeśli tak się dzieje i Miłosz osiąga przynajmniej taką skuteczność jak z Kolstad (31%) czy PSG (23%), Industria wygrywała. Gdy jednak defensywa zawodzi, jak w starciach z Aalborgiem (17% Wałacha) i teraz z THW Kiel (14%), na zwycięstwo nie ma szans.
Zwłaszcza w drugiej połowie meczu w Niemczech te obronne kłopoty były bardzo widoczne. Pierwsza wyglądała bowiem jeszcze zupełnie nieźle, toczyła się nawet przy minimalnej przewadze gości, a bramkarze spisywali się słabo zarówno w THW (Samir Bellahcene i Tomaš Mrkva), jak i w Industrii. W drugiej połowie jednak Niemcy uzyskali znaczną przewagę, górując przede wszystkim szybkością i zdecydowaniem w ataku, gdy wychodzili na czyste pozycje i rzucali Wałachowi z bardzo bliskiej odległości. Na dodatek w kilońskiej bramce obudził się Mrkva.
Przede wszystkim jednak świetnie na środku rozegrania spisywał się 21-letni reprezentant Wysp Owczych Elias Ellefsen a Skipagötu. Młody, szybki jak wiatr, świetny technicznie i obdarzony mocnym rzutem. On i jego partnerzy z drugiej linii łatwo radzili sobie ze środkowymi obrońcami Artemem Karalekiem i Tomaszem Gębalą. Zwłaszcza ten drugi może mieć w tym tygodniu koszmary z Farerem w roli głównej.
U mistrzów Polski brakowało współpracy w obronie, za to w ataku gołym okiem widać, jak wiele zależy w Industrii od Aleksa Dujszebajewa. Kiedy nie ma kapitana, prawe rozegranie nie istnieje. W starciu z THW wchodzili tam Haukur Thrastarson, Michał Olejniczak czy Arkadiusz Moryto, ale choć się starali, nie byli w stanie dać drużynie nawet 30 procent tego, co daje Alex. Kiedy brakuje liderów, powinni włączyć się inni. Zdecydowanie więcej, niż oglądamy, trzeba oczekiwać choćby od Daniela Dujszebajewa. Przed laty mówiono, że młodszy syn trenera ma jeszcze większy talent niż Alex, ale teraz widać, że nic z tego nie wynikło. Dani ma już 26 lat, a wciąż odnosi się wrażenie, że zamiast aspirować do miana wiodącej postaci w drużynie, pozostaje tylko jej uzupełnieniem. Niestety zawodników z cienia jest w Industrii sporo i jeśli nie zaczną z niego wychodzić właśnie w takich bitwach jak z THW Kiel, to kibicom mistrza Polski zostanie tylko oczekiwanie na powrót do zdrowia Wolffa i starszego Dujszebajewa.
Dawydzik się pokazał
Czwartkowy mecz Wisły Płock z SC Magdeburg zaczął się tak, jakby miał się skończyć pogromem Nafciarzy, którzy po dziesięciu minutach przegrywali 2:6, a potem nawet 5:10. Na szczęście trener Xavi Sabate wymienił drugą linię, na środku dobrze grał Niko Mindegia, skuteczny był Tin Lučin i do przerwy udało się zmniejszyć straty do dwóch trafień pomimo słabej gry bramkarza Marcela Jastrzębskiego. Na drugą połowę do płockiej bramki wszedł Mirko Alilović. Może wreszcie chorwacka gwiazda zabłyśnie? Sporo na to wskazywało, odbił kilka piłek, nawet karnego. Pod nieobecność Abela Serdio świetnie na kole grał też Dawid Dawydzik i Wisła wróciła do gry z obrońcą trofeum, dochodząc na 17:17!
W Orlen Arenie zrobił się kapitalny mecz. Niemcy coraz mocniej się denerwowali, ale dwie minuty przed końcem to oni wyszli na dwie bramki przewagi dzięki świetnej grze Feliksa Claara oraz Nikoli Portnera w bramce i już jej nie stracili, zgarniając kolejne dwa punkty.