Tak rozpędzał się Slisz
Odkleja od siebie łatkę odkurzacza, a staje się nowoczesnym pomocnikiem, który potrafi odebrać piłkę, ale i strzelić gola czy mieć asystę.
Wostatnim meczu reprezentacji Polski pod wodzą Fernando Santosa – w Albanii – jako jedyny z powołanych powędrował na trybuny w Tiranie. – Nie powiem, zabolało. Trener poinformował mnie o tym dzień wcześniej, więc zdążyłem ochłonąć i przyjąć to na chłodno – wspomina 24-letni Slisz. W Thorshavn na Wyspach Owczych, gdzie w roli selekcjonera kadry debiutował Michał Probierz, zagrał od początku do końca. Zasłużył na szansę i ją wykorzystał, choć w doliczonym czasie niepotrzebnie dał się sprowokować i zarobił żółtą kartkę. Na szczęście to swoje „brzydsze” oblicze Bartosz Slisz pokazuje coraz rzadziej.
Pod wodzą Kosty Runjaicia jego kariera przyspieszyła. Poprzedni sezon w porównaniu z wcześniejszymi w Legii był jego najlepszym. Niektórym mogłoby wydawać się, że już wtedy zbliżył się do sufitu możliwości. Nic bardziej mylnego. Obecny jest jeszcze lepszy. – Rozkręcam się – mówi. I zapewnia, że zrobi wszystko, by u obecnego prowadzącego reprezentację nie skończyło się na jednorazowych epizodach jak u poprzedników. We wrześniu 2021 roku Paulo Sousa wystawił go na drugie 45 minut meczu z San Marino (za Jakuba Modera), a Santos na kilkanaście minut towarzyskiego starcia z Niemcami w czerwcu.
Do przechwytów doszły asysty
Lotnisko w Danii, Legia wraca do Warszawy zaraz po szalonym meczu IV rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy z FC Midtjylland. Spotkanie kończy się remisem 3:3, warszawianie trzykrotnie odrabiają straty. Ogólnie humory dopisują. Jeden tylko zawodnik siedzi markotny. Od meczu minęły dwie godziny i nie do końca jest jasne, czy Slisz wystąpi w rewanżu. W doliczonym czasie pierwszej połowy dostał żółtą kartkę – to trzecie upomnienie w kwalifikacjach i powinien być zawieszony. Wiadomo już, że dzielący spotkania z Midtjylland ligowy mecz z Rakowem zostanie przeniesiony, więc po ewentualnej nieobecności w rewanżu pomocnik wróciłby na ekstraklasowy klasyk z Widzewem. – Będę tak wk...ny, wypoczęty i świeży, że przebiegnę 15 kilometrów – gorzko żartuje Slisz. Na szczęście szybko okazuje się, że może grać, ponieważ napomnienie, które otrzymał z zespołem Ordabasy w II rundzie, zostało anulowane. 24-latek zostaje jednym z bohaterów dwumeczu z Duńczykami. W Herning strzela gola, w Warszawie haruje na murawie 120 minut, w serii jedenastek trafia do siatki, cieszy się z awansu, a z Widzewem gra 70 minut. 15 kilometrów nie daje rady przebiec, ale i tak jest szczęśliwy. – Mam to, czego tak bardzo brakowało w poprzednim sezonie – uśmiecha się, nawiązując do gola wbitego Duńczykom. Wcześniej, w spotkaniu z Austrią Wiedeń, asystuje przy golu Marca Guala, a przy trafieniu Juergena Elitima zalicza asystę drugiego stopnia. – Już nie tylko odbiory, przechwyty i zagranie do najbliższego – żartuje. Kwestię „żelaznych płuc” wyjaśnia krótko: – Kiedyś koncentrowałem się na liczbie przebiegniętych kilometrów, dziś interesują mnie sprinty i biegi szybkie, a swoje i tak wybiegam. Nogi czasem bolą, po rewanżu z Duńczykami dwa dni były sztywne, ale szybko się regeneruję. Od zawsze lubiłem biegać, nigdy nie odpuszczałem, nawet gdy było ciężko, osiągałem metę. Kilka lat temu biegać zaczęła mama, teraz startuje w maratonach, a tata w półmaratonach. Bieganie jest więc w rodzinie na porządku dziennym. Mamy to we krwi – wspominał.
Dwóch innych piłkarzy
Zimą 2020 roku Legia aktywowała klauzulę wykupu piłkarza z Zagłębia Lubin. Nawet nie skończył 21 lat, a już stał się najdroższym ligowcem w historii. Warszawianie płacą więcej niż za zboże – 1,4 miliona euro netto. Piłkarz o zainteresowaniu klubu ze stolicy dowiedział się we wtorek, w środę był w Warszawie, w czwartek przeszedł badania medyczne, a w piątek podpisał 4,5-letni kontrakt. Umowa kończy się w grudniu 2024 roku. Dziś z tamtego zdarzenia pamięta jedno – przed podpisaniem długo czytał umowę, niektóre podpunkty po dwa, trzy razy. Wszystko po to, by być jak najbardziej świadomym tego, co go czeka. Ta świadomość – własnych atutów, ale i braków – pozwala iść do przodu. Początkowo w Legii robił niewielkie kroki, czasem dreptał w miejscu. Aby ruszyć, musiał zmienić podejście do piłki. Kiedyś koncentrował się na celach długoterminowych, wyznaczał sobie np. liczbę goli i asyst, które musi uzbierać w sezonie. Przyklejał kartki na lodówkę, by stale pamiętać. Dziś kartek nie ma. Jest za to współpraca z psychologiem Kamilem Wódką, który pokazał mu, jak może wyglądać podejście oraz nastawienie do treningów i meczów. – Staram się tak przygotować, by w meczu nic mnie nie zaskoczyło, wizualizuję sobie, co może się wydarzyć, by być gotowym. Jestem spokojniejszy, bardziej skoncentrowany, zeszło ze mnie ciśnienie – opowiada.
Współpracę z psychologiem rozpoczął rok temu. Kilka miesięcy wcześniej trenerem Legii został Kosta Runjaić. Zbieżność przypadkowa, ale to szkoleniowiec i psycholog mają największy wpływ na to, jak w ostatnich 18 miesiącach zmienił się piłkarz Slisz. – Przy trenerze Koście zrobiłem duży postęp, dostrzegam to. Jestem lepszym piłkarzem, dotyczy to także zachowań pozaboiskowych. Dojrzałem, wyeliminowałem proste błędy, otworzyłem głowę na granie do przodu. Sporo nad sobą pracuję, nie tylko podczas treningów na boisku. Nabrałem pewności, na pewne rzeczy spojrzałem z większym dystansem. Latem 2022 roku podczas obozu w Austrii miałem z trenerem prawie dwugodzinną rozmowę. Wyjaśnił, czego wymaga i oczekuje. To był owocny dialog, bo wiedziałem, na czym stoję. Sporo zawdzięczam także indywidualnej pracy z psychologiem, który pokazał mi, jak się przygotować do meczu i jak później z tego skorzystać. Trener Kosta mi ufa, wie, co mogę dać drużynie, docenia moją niewdzięczną, czasem niewidoczną pracę – mówił Slisz w wywiadzie dla „PS”.
Patrząc na najlepszych
Od poprzedniego sezonu z zawodnika „niewidzialnego” stał się bardziej zauważalny. Jest go więcej w rozegraniu akcji i wyprowadzeniu piłki spod własnej bramki. Nie boi się odpowiedzialności, pokazuje do gry bramkarzowi, nawet mając rywala na plecach. Ta odwaga wzięła się z głowy i przeświadczenia, że nie wolno się bać.
Slisz lubi oglądać Premier League i Champions League (przede wszystkim Real Madryt). Patrzy, jak zachowują się i wyprowadzają piłkę grający na jego pozycji zawodnicy o najwyższych umiejętnościach. Zauważa, że nie boją się błędów, które są elementem futbolu i popełnia je każdy. – Moja dojrzałość polega na wyeliminowaniu prostych strat i nabraniu pewności w rozegraniu. Jestem „link-playerem”, który nie boi się dostać piłki pod nogi, by nadawać akcjom rytm. Ale moja podstawowa rola się nie zmieniła: jestem od czarnej roboty, dużo biegam, zbieram „drugie” piłki, asekuruję. To mój atut, teraz tylko dołożyłem do tego ofensywę, staram się być pożyteczny z przodu – wyjaśnia.
Legia: drugi dom
Sezon 2022/23 był najlepszym w jego karierze. Może nie pod względem trofeów, bo jednak mistrzostwo zgarnął Raków, ale postęp, który zrobił, został zauważony. Teraz zapewnia, że nie zwalnia tempa i nie zadowala się tym, co już ma, tylko przyspiesza. Z Legią zdobył już wszystko, ale wciąż mu mało. Do mistrzostwa z 2020 i 2021 roku dołożył Puchar i Superpuchar, teraz znowu gra w grupie europejskich pucharów, a trener Probierz nie powołał go do kadry tylko na treningi.
– W Legii czuję się wyśmienicie, na każdy trening jadę z chęcią i radością. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że to mój drugi dom – opowiada. – W Warszawie przeżyłem różne chwile, cieszyłem się z mistrzostw Polski i za kilka miesięcy chciałbym znowu. Ale pierwszy raz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wreszcie wszyscy w klubie patrzą w jednym kierunku. Kiedyś może i mieliśmy większe indywidualności, ale nigdy jako drużyna nie byliśmy tak silni, jak jesteśmy teraz. Nikt nie czuje się pomijany czy odsunięty. To tajemnica sukcesu. Kiedy rośnie drużyna, to i rosną piłkarze. To nie przypadek, że od jakiegoś czasu na boisku widać jeszcze lepszą wersję Bartosza Slisza, a w tej kwestii nie powiedziałem ostatniego zdania – zapewnia.
Z Legią osiągnął wszystko, rozegrał w niej 151 meczów, z których 79 zakończyło się zwycięstwami. Teraz do sukcesów klubowych dołożył występy w kadrze, której chce być stałym elementem, a nie tylko jak bohater piosenki zespołu Bajm, który „pojawia się i znika”. A potem? – Chciałbym trafić do silniejszej ligi, jestem gotowy do wyjazdu – deklaruje. Występy w Lidze Konferencji Europy traktuje jako nagrodę i wspaniałą przygodę, a nie okno wystawowe. Przecież od celów długoterminowych ważniejsze są te z krótszym terminem trwałości. – Koncentruję się na kwestiach, na które mam wpływ – kończy. Wydaje się, że pomocnik jest w tym sezonie nie do zatrzymania... Tak na boisku, jak i w klubie.