Raków musi być sobą
MARIUSZ RAJEK: W czasie przerwy reprezentacyjnej w Częstochowie chyba nie zostaje zbyt wielu zawodników do treningu?
MILAN RUNDIĆ (OBROŃCA RAKOWA CZĘSTOCHOWA): Nie liczyłem, ale jeśli odejmiemy tych, którzy wyjechali na zgrupowania oraz kontuzjowanych, to faktycznie nie zostało nas zbyt wielu. Trenujemy jednak normalnie, trzeba sobie jakoś radzić. Dołącza do nas kilku chłopaków z drugiej drużyny. Dla nich to dodatkowa okazja do pokazania się, a nam dzięki temu trenuje się zdecydowanie łatwiej. To jest czas, kiedy można doszlifować pewne elementy.
Z powodu kontuzji w pewnym momencie Raków nie miał żadnej alternatywy w obronie.
Tak, była nas tylko trójka, ale na szczęście Zoran Arsenić już wraca. W sytuacji kryzysowej trener przesuwa do defensywy zawodników z bardziej wysuniętych formacji. Nie robimy z tego większego problemu, choć nie da się ukryć, że taka sytuacja jeszcze bardziej zwiększa odpowiedzialność. Kontuzje zdarzać będą się zawsze, wiemy już, jak na to odpowiednio reagować – trzeba grać i nie narzekać. Skąd tak duża liczba kontuzji mięśniowych w zespole?
Wynika to z liczby meczów, które rozgrywamy. Nasz styl jest bardzo intensywny. Gramy wysokim pressingiem, musimy być zaangażowani na sto procent, dawać z siebie wszystko, co możliwe, a konsekwencją czasami są urazy. Staramy się ryzyko ograniczać do minimum, ale nie zawsze się to udaje.
Piłka nożna czy koszykówka? Która dyscyplina w Serbii ma więcej kibiców?
Najwięcej ma Novak Djoković i tenis. Ze sportów zespołowych najpopularniejsza jest piłka nożna. Koszykówka oczywiście również ma bardzo dużo fanów. Jest też waterpolo, czyli piłka wodna. W Polsce dyscyplina mało znana, a w Serbii bardzo popularna. Nie jesteśmy może wielkim krajem, ale sukcesów sportowych u nas nie brakuje.
Liga serbska to Partizan i Crvena Zvezda Belgrad, a potem bardzo duża przepaść?
W dużym uproszczeniu można tak powiedzieć. W Serbii nie jest tak jak w Polsce, że istnieje wiele silnych klubów, które mogą z sobą konkurować prawie na równi. Od momentu powstania Serbii żaden klub poza tą dwójką nie sięgnął po tytuł, a w ostatnich latach jest to liga totalnie zdominowana przez Crvenę Zvezdę. Ma zdecydowanie najwięcej pieniędzy, gra dość regularnie w Lidze Mistrzów i ucieka reszcie. Dopiero teraz Partizan trochę się podniósł i mam nadzieję, że liga będzie bardziej wyrównana. Im więcej silnych klubów, tym lepiej. Przejdźmy do ligi polskiej. Nic lepszego niż wyjazdowa wygrana z Legią (2:1) przed przerwą na kadrę nie mogło wam się chyba przytrafić?
Bardzo chcieliśmy ten mecz wygrać, nie zważając na kontuzje w zespole, bo kilku z nas ma jeszcze pomniejsze urazy, o których nawet kibice mogą nie wiedzieć. To jest taki mecz, że zaciska się zęby i walczy na 200 procent. Zagraliśmy świetną pierwszą połowę mimo straconej bramki do szatni. Po przerwie zadaliśmy decydujący cios. Wygrana 2:1 dała nam ogromnego powera na czas przerwy na kadrę. Bardzo jej potrzebowaliśmy. Nie umniejszając waszej wygranej, wydaje się, że Legia nie do końca była sobą w tym spotkaniu. Myślami warszawianie byli chyba przy skandalicznych wydarzeniach w Alkmaar.
Trochę tak mogło być, bo trudno coś takiego wyrzucić z głowy. Pierwszy raz słyszałem, aby drużyna została tak potraktowana w innym kraju podczas meczu europejskich pucharów. Nie znam wszystkich szczegółów, ale to było bardzo dziwne. Dla takich zachowań, jakie zaprezentowali Holendrzy, nie ma miejsca nie tylko w piłce nożnej, ale także w ogóle na świecie. Sportowo uważam jednak, że zagraliśmy świetne spotkanie, wykorzystując słabszy dzień rywali.
Od dwumeczu z FC Köbenhavn minęło już trochę czasu. Wracacie jeszcze do niego myślami? Liga Mistrzów była niezwykle blisko. Ja już o tym nie myślę. Teraz musimy się skupiać na Lidze Europy. Zdecydowanie ważniejsze są mecze przed nami. Rywalizacja z Duńczykami na pewno pomoże nam w przyszłości, bo to bardzo cenna lekcja futbolu. W kolejnej edycji będziemy mądrzejsi o wiele doświadczeń. Postaramy się nie popełnić tych samych błędów.
Rakowowi dużo brakuje jeszcze do europejskiej klasy średniej? Myślę, że nie. Różnica rozbija się o nastawienie, o to, jak zagra cała drużyna, a nie pojedynczy zawodnicy. Musimy sobie to poukładać w głowach, żeby wszyscy zagrali na absolutnego maksa, bo z takimi rywalami jak Atalanta czy Sporting musisz dać z siebie absolutnie wszystko, a do tego trzeba mieć trochę szczęścia. Zdajemy sobie sprawę, że w Europie jesteśmy mniejszym klubem, na papierze odstajemy, ale na boisku możemy to zniwelować. W takich meczach musisz wykorzystać czasami jedną jedyną okazję. Atalanta miała tyle jakości z przodu, że trudno się temu przeciwstawić. Takie
są realia i trzeba się z tym pogodzić. Myślę, że powinniśmy spróbować zagrać z nią tak, jak gramy w lidze, na naszych zasadach. Tak spróbujemy podejść do meczu ze Sportingiem i zobaczymy, co z tego wyniknie.
Myśli pan, że Raków ma realne szanse w tym starciu?
Ja wierzę, że tak. W meczu z Atalantą zagraliśmy dobrze pod względem organizacyjnym, mieliśmy swoje momenty i Włochom zwycięstwo nie przyszło łatwo. Sporting w moim odczuciu nie jest drużyną aż tak dobrze zorganizowaną i w tym widzę jakąś szansę dla nas. Musimy spróbować zdobyć bramkę i zrobić co w naszej mocy, aby zagrać na zero z tyłu. Jeśli damy z siebie wszystko, to bez względu na wynik nie będziemy mieć do siebie pretensji. Rakowowi zarzucany jest zbyt defensywny styl gry.
Nasze DNA się nie zmieniło. Polega ono przede wszystkim na obronie wysokiej, ale mierzymy się w pucharach z zespołami, wobec których taka taktyka czasami jest koniecznością. W poprzednich latach nie graliśmy z takimi firmami, więc trudno to porównywać. Taktykę musimy dostosowywać pod rywala. Nie da się zawsze grać ultraofensywnie.
Granie systemem czwartek – niedziela to zdaniem trenera Dawida Szwargi inna dyscyplina sportu niż gra jedynie w lidze. Macie czas na regenerację, treningi?
Po pucharowych meczach w czwartek w ogóle nie mamy treningu. Jest to jedynie wspomniana regeneracja. Jednostkę treningową przeprowadzamy dopiero przed niedzielnym meczem w Ekstraklasie. Jeden duży trening na tydzień to mało, ale musimy sobie w tych realiach radzić. Do tego dochodzi przygotowanie taktyczne na kolejne spotkanie.
Pana rodzina polubiła Częstochowę?
Tak, córka chodzi tutaj do przedszkola, sporo rozumie w języku polskim, więc pod tym względem nie mogę narzekać. Żyje nam się tutaj dobrze. Najbliższe lata na pewno wiążę z Rakowem. Mój kontrakt jest ważny jeszcze dwa lata i chciałbym go wypełnić, choć w piłce nigdy nie można wszystkiego przewidzieć do końca.
Reprezentacja to dla pana temat definitywnie zamknięty?
Jakaś szansa zawsze istnieje, ale u nas to dość nietypowa sytuacja. Jest wielu menedżerów i często o powołaniu decydują inne czynniki niż sportowy. Nie myślę o tym zbyt wiele, jeśli dostałbym powołanie, to byłoby pięknie, ale jeśli nie, to też nic się nie stanie.
Myślę, że z Atalantą powinniśmy spróbować zagrać tak, jak gramy w lidze, na naszych zasadach. Tak spróbujemy podejść do meczu ze Sportingiem i zobaczymy, co z tego wyniknie.
Fabian Piasecki po meczu ze Sturmem mówił, że gdyby to spotkanie było rozgrywane w Częstochowie, to pewnie byście go nie przegrali. Sytuacja z obiektem mocno was frustruje?
Skłamałbym, gdybym odpowiedział, że nie. Mam podobne przemyślenia, nie tylko co do meczu ze Sturmem, ale również wcześniej z FC Köbenhavn. Na swoim stadionie gra się zupełnie inaczej, na pewno moglibyśmy zrobić więcej. Na stadionie w Sosnowcu ostatnio ciężko było grać piłką. Czy występ w Częstochowie zmieniłby wynik? Tego nigdy się nie wie, ale mam przeczucie, że mogłoby tak być.