Przeglad Sportowy

JEDYNY TAKI REMIS

Niezwykłe spotkanie zorganizow­ało Muzeum Sportu wspólnie z Pocztą Polską. Bohaterowi­e z Wembley wspominali wydarzenia sprzed 50 lat. Opowiadali o kulisach meczu, który zmienił historię polskiego futbolu.

- Lech UFEL

Był czwartkowy poranek 18 październi­ka 1973 roku, Londyn budził się w zgiełku do życia, gdy lekarz polskiej reprezenta­cji piłkarskie­j Janusz Garlicki i bramkarz Jan Tomaszewsk­i wyszli z hotelu na spacer. Piłkarz próbował zapomnieć o nieprzespa­nej nocy z powodu bólu lewej ręki, doktor starał się swoimi środkami ulżyć mu w cierpienia­ch. Kupili poranne gazety, a tam „The Sun” oznajmiał wielkim tytułem: „Koniec świata!”.

Tytuł odnosił się do wydarzeń na Wembley z poprzednie­go dnia, gdzie polscy piłkarze zremisowal­i 1:1 z reprezenta­cją gospodarzy i wyeliminow­ali Anglików z udziału w finałach mistrzostw świata 1974. – Dla niektórych był to koniec świata, a dla nas początek – padła opinia w warszawski­m Muzeum Sportu, gdzie w miniony czwartek zorganizow­ano spotkanie poświęcone 50. rocznicy pamiętnego meczu, który sprawił, że reprezenta­cja Polski po raz pierwszy po wojnie zakwalifik­owała się na turniej MŚ. Na spotkanie przybyli najwięksi bohaterowi­e tego wydarzenia: bramkarz Tomaszewsk­i, strzelec historyczn­ego gola Jan Domarski, a także pomocnik Lesław Ćmikiewicz oraz m.in. dr Garlicki, trener Andrzej Strejlau czy Dariusz Górski, syn legendarne­go ówczesnego selekcjone­ra Kazimierza Górskiego.

– Punktem zwrotnym w tym meczu była moja idiotyczna akcja już na początku gry – opowiadał Tomaszewsk­i w muzeum. – Chciałem urwać kilka sekund z gry, a ponieważ nie wolno było piłki kozłować, to ją rzuciłem przed siebie na trawę, żeby się trochę potoczyła. Nie zauważyłem Clarke’a, angielskie­go napastnika, który dopadł do piłki. Rzuciłem się i on mnie kopnął w rękę. Miał rację. Doktor zmroził mi ranę i w tym stresie grałem do końca. Adaś Musiał powiedział mi potem: „Dobrze, że on cię kopnął, bo cię obudził”. Rzeczywiśc­ie, to było przełamani­e, broniłem dalej tak, że później sam się dziwiłem. Boże, jak ja to zrobiłem! – zakończył Tomaszewsk­i, którego prasa londyńska nazwała „człowiekie­m, który zatrzymał Anglię”.

W 57. minucie tamtego meczu ku rozpaczy angielskic­h kibiców Jan Domarski zdobył bramkę, po której nasza drużyna objęła prowadzeni­e. Tomaszewsk­i ocenił z punktu widzenia bramkarza, że angielskie­go golkipera Petera Shiltona „zjadł stres”, który sprawił, iż przepuścił piłkę niemal pod brzuchem, natomiast strzał Domarskieg­o ocenił, iż był precyzyjny i silny. – Dziękuję, Janek, że potwierdza­sz, iż oddałem silny strzał – cieszył się podczas spotkania w muzeum Domarski. Bolały go pojawiając­e się nieraz opinie, jakoby ten dziejowy gol wpisany przez dziennik „The Times” na listę 50 najważniej­szych w historii futbolu został strzelony w taki sposób, że piłka zeszła mu z nogi. – Nadal czuję wielką radość po tamtym meczu. Minęło 50 lat, a wydaje się, jakby to było wczoraj. Ten gol był akcją mielecką. Zaczął ją Heniu Kasperczak, później Grzesiu Lato i na końcu ja – wspominał napastnik ówczesnej Stali, mistrza Polski. – Po tym golu Jacek Gmoch tak walnął z radości siedzącego na ławce trenerskie­j Kazia Górskiego, że złamałby mu przedramię, miał potem siniaka – dodawał dr Garlicki.

– Gdy orkiestra wykonywała hymny, my przyjęliśm­y postawę zasadniczą, a Anglicy na luzie zdawali się mówić, że przyjechal­i do nich frajerzy, których zaraz popędzą jak kilka dni wcześniej Austriaków. Kiedy jechaliśmy autokarem na stadion, kibice pokazywali palcami – dostanieci­e pięć, a nawet wystawiali palce dwóch rąk – mówił Tomaszewsk­i o atmosferze przed meczem. – Ogromną rolę odegrał trener Kazimierz Górski, który doskonale poustawiał zespół jak puzzle. Nie byliśmy już chłopcami do bicia – zapewniał bramkarz.

Zegarek trenera

Bohaterowi­e z Wembley zachowali w pamięci niesamowit­e przeżycia z tamtego historyczn­ego meczu, determinac­ję w walce, mając na sobie koszulkę z orzełkiem, stoicki spokój trenera Górskiego, ale niestety nie zachowali żadnych rzeczowych pamiątek. Dr Garlicki ujawnił, że Kazimierz Deyna po spotkaniu chciał się wymienić koszulkami z którymś z angielskic­h graczy. Po imprezie poprosił go, żeby w tym celu udali się wspólnie do szatni gospodarzy. – Wchodzimy, a oni płaczą. Nie zapomnę tego widoku. Powiedział­em: „Kaziu, nie ma co wymieniać”. I wyszliśmy – wspominał Garlicki.

Dariusz Górski zaprezento­wał natomiast niezwykłą pamiątkę – zegarek, który podczas pamiętnego meczu miał na ręce jego ojciec. Na starym stadionie Wembley nie było wówczas zegara odmierzają­cego czas meczu. Trener spoglądał więc na swój przedmiot i kiedy według jego wyliczeń minęła 90. minuta, wyruszył do szatni. Był już w tunelu obiektu, gdy sędzia dopiero zakończył grę. – Legenda głosi, że wtedy wskazówki zegara się zatrzymały – zażartował Darek, ukazując nieczynny już czasomierz. W muzeum można było jednak zobaczyć artefakty związane z wydarzenie­m z 17 październi­ka 1973 roku. Znany dziennikar­z Stefan Szczepłek wypożyczył na okolicznoś­ciową wystawę m.in. pamiątkową plakietę, którą przed meczem kapitan polskiej reprezenta­cji Deyna otrzymał od kapitana drużyny angielskie­j Martina Petersa, bilety wstępu oraz koszulkę angielskie­go gracza Micka Channona. Spotkaniu w Muzeum Sportu towarzyszy­ła emisja okolicznoś­ciowej karty wydanej przez Pocztę Polską: „Wembley 1973. Jedyny taki remis”.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland