Milion na stół i sprawdzam
Najdroższy piłkarz Lecha Poznań w historii przybył do klubu w lipcu i nie kopnął jeszcze piłki w oficjalnym meczu.
John van den Brom jest trenerem Lecha Poznań od czerwca 2022 roku. Obecnie w kadrze pierwszego zespołu dysponuje czterema piłkarzami, którzy znajdują się na czele listy najdroższych transferów w historii klubu.
Oczekiwania kontra rzeczywistość
I choć Kristoffer Velde po trudnych pierwszych miesiącach w końcu odpalił i stał się ważnym piłkarzem Lecha, a obecnie jest jedną z dwóch–trzech największych gwiazd, o tyle w przypadku Adriela Ba Loui oraz Afonso Sousy można mieć więcej zastrzeżeń. Szczególnie do Iworyjczyka, który najpierw nie poradził sobie we Francji oraz Danii, a później po roku gry w Viktorii Pilzno przeszedł za 1,2 miliona euro do Poznania. Szybki skrzydłowy, mający problemy z defensywą, wielomiesięczne wahania formy i długie absencje przez problemy zdrowotne – tak można podsumować trwający ponad dwa lata pobyt 27-latka w stolicy Wielkopolski. Oczekiwania względem niego były wielkie, a Ba Loua im nie sprostał. Gdy zdarza mu się zagrać niezłe zawody, tak jak w ostatniej rywalizacji z Puszczą Niepołomice (4:1), ludzie przypominają sobie wtedy, ile klub wydał pieniędzy na jego sprowadzenie. Pojedyncze dobre występy to za mało, by uznać ten transfer za udany. Lech ma znakomitego lewego skrzydłowego (Velde), środkowego ofensywnego pomocnika w wysokiej formie (Filipa Marchwińskiego) – największa rywalizacja będzie na prawej flance. Jeśli Iworyjczyk chce dostawać szansę, musi zaliczać kolejne udane mecze.
Na początku poprzedniego sezonu ówczesny mistrz Polski sprowadził do klubu Afonso Sousę, młodzieżowego reprezentanta Portugalii, wychowanka FC Porto, mającego rozegrane dwa pełne sezony w lidze portugalskiej w barwach Belenenses SAD. Oczekiwania były bardzo duże, Sousa miał wprowadzić nową jakość w środkowej strefie boiska oraz jako środkowy ofensywny pomocnik. Przyszedł w najtrudniejszym momencie, bo w pierwszych tygodniach Lech ekspresowo odpadł z eliminacji Ligi Mistrzów oraz kompromitował się w pierwszych kolejkach Ekstraklasy. Sousa źle reagował na krytykę i indywidualne błędy, Lech był pod dużą presją, co dobitnie było widać w dwumeczu z Vikingurem Reykjavik w el. LKE. Ostatecznie 23-latek nie może liczyć, że w każdym meczu będzie grał od pierwszej minuty, ale gdy wypadają ze składu jego konkurenci, on szybko ich zastępuje – nie tylko jako ofensywny pomocnik, ale także jako ósemka, gdy absencje zaliczają Radosław Murawski lub Jesper Karlström, a Nika Kwekweskiri jest niedysponowany. Na grę Sousy ma wpływ także znakomita forma Marchwińskiego, który rządzi jako ofensywny środkowy pomocnik, dlatego Portugalczyk musi czasami pogodzić się z rolą zmiennika.
Jest, ale go nie ma
W lipcu tego roku na prowadzenie w rankingu wyszedł zdecydowanie Ali Gholizadeh, pozyskany z RSC Charleroi za rekordowe 1,8 miliona euro. Problem w tym, że od marca 2023 roku Irańczyk leczy kontuzję kolana, której nabawił się, będąc na wypożyczeniu w lidze tureckiej. Wszyscy w stolicy Wielkopolski wiedzieli, że 27-letni skrzydłowy w momencie negocjacji jest kontuzjowany, wspominano, że może wrócić nawet we wrześniu i pomóc Lechowi w fazie grupowej europejskich pucharów. Rzeczywistość okazała się zgoła inna – lechici odpadli z eliminacji LKE po dwumeczu ze Spartakiem Trnawa i pozostały im rozgrywki krajowe, a Irańczyk – choć od sierpnia trenuje indywidualnie – nie jest jeszcze w pełni gotowy do gry i niewykluczone, że wróci dopiero pod koniec… listopada. We wrześniu na jednej z konferencji prasowych John van den Brom nie chciał podawać konkretnej daty powrotu nowego piłkarza, przekonywał jedynie, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Najprawdopodobniej zanim zobaczymy Gholizadeha na boiskach Ekstraklasy, 27-latek wystąpi w spotkaniu drugoligowych rezerw. W Poznaniu jednak już nie pałają takim optymizmem. Kibice są sfrustrowani, że piłkarz, który przyszedł jako następca Michała Skórasia, nie zagrał jeszcze ani jednego oficjalnego spotkania w barwach Kolejorza. Przed tygodniem z rozmowie z „PS” były kapitan Lecha Marek Rzepka wręcz drwił z tego transferu, dopytując, czy to może nie jest jakiś „fake”. Działacze Kolejorza za ten deal nie dostają jednak mocno po głowie, bo do stolicy Wielkopolski przybył latem m.in. bardzo uniwersalny i energiczny Dino Hotić, który miał znakomite wejście do nowego zespołu i rządził na skrzydle.
Bośniak nie utrzymał jednak tak świetnej dyspozycji w kolejnych tygodniach, zanotował także uraz, ale nadal pozostaje mocnym punktem zespołu. Chwilami zaskakuje także Ba Loua, więc o dziurze na prawej stronie mówić nie można. Niesmak jednak pozostał.
Jedna wielka niewiadoma
Nawet jeśli Irańczyk wróci, to w jakiej formie? Lech pozyskał kota w worku. Piłkarza, który od marca nie gra w piłkę, a wcześniej – zarówno w Belgii, jak i na wypożyczeniu w Turcji – występował poniżej oczekiwań. Gdy 27-latek pojawi się na boisku, na prawym skrzydle będzie rywalizacja trzech piłkarzy – Ba Loui, Hoticia oraz Gholizadeha. Na koniec sezonu bilans spotkań może być bardzo niekorzystny dla sprowadzonego za 1,8 miliona euro Irańczyka. Na przełomie stycznia oraz lutego odbędzie się w Katarze Puchar Azji – 14 stycznia pierwszy mecz rozegra reprezentacja Iranu. Jeśli Gholizadeh zostanie powołany i poleci z kadrą na turniej, ominą go zimowe przygotowania pierwszej drużyny i pierwszy w 2024 roku mecz Lecha w Ekstraklasie (10 lutego przeciwko Zagłębiu Lubin).