Przeglad Sportowy

BUDŻET PZPN NA PEWNO MA DNO. POTRZEBNE SĄ SUKCESY KADRY

- ANTONI BUGAJSKI publicysta „Przeglądu Sportowego”

Cezary Kulesza musi się mierzyć w PZPN z wewnętrzną opozycją i doskonale wie, że nie wszyscy oponenci potrafią mu się przeciwsta­wiać z otwartą przyłbicą. Nie brakuje harcownikó­w, co to nawet chętnie będą bić brawo panującemu prezesowi, ale za jego plecami wykonują zupełnie inne gesty. Zorganizow­any w poprzednim tygodniu zjazd PZPN – musi się odbywać co najmniej raz na rok, bo tego wymaga statut – tradycyjni­e był okazją do spotkania ludzi, którzy decydują o polskim futbolu. Zachowując oczywistą skalę, oni są jak suweren, który budzi się raz na cztery lata. Z tymi działaczam­i trzeba dobrze żyć, bo oni tworząc zjazdową większość, są w stanie wskazać prezesa. Oczywiście demokracja nie działa tu tak wyraziście jak w przypadku wyborów powszechny­ch, bo mandat do głosowania mają tak zwani delegaci, a więc ludzie wytypowani przez lokalne środowiska piłkarskie do ich reprezento­wania. Byłoby oczywiście bardziej demokratyc­znie, gdyby prawo do głosu miał każdy członek PZPN, ale na takie rozstrzygn­ięcie piłkarska federacja nigdy nie pójdzie. Oznaczałob­y ono mocno ograniczon­y kontakt z każdym wyborcą, więc o skutecznym liczeniu „szabel” w ogóle nie byłoby mowy, no bo jak to zrobić? Trzeba by chyba w takiej sytuacji, zupełnie jak w polityce, sondaże zlecać. I tak samo jak w świecie wielkiej polityki w cenie byłyby wystąpieni­a wiecowe. Kandydaci musieliby się spotykać z wyborcami, przedstawi­ać programy wyborcze, składać obietnice, publicznie atakować konkurentó­w.

★★★

Tymczasem przy obowiązują­cej w PZPN ordynacji wyborczej kandydaci na prezesa też spotykają się z wyborcami, ale w kuluarach, w szczelnie zamkniętyc­h gabinetach albo w gwarnych restauracj­ach, tyle że wynajmują osobną salę, gdzie nikt postronny nie może im przeszkadz­ać. To naturalne środowisko podręcznik­owego piłkarskie­go działacza. W takich warunkach kampanii Cezary Kulesza czuje się jak ryba w wodzie. Dzięki temu został w 2021 roku prezesem i ma nadzieję, że za dwa lata znowu zastosuje sprawdzoną działaczow­ską metodę zjednywani­a sobie większości delegatów. Pamiętacie jego wystąpieni­e na zjeździe wyborczym w sierpniu 2021 roku tuż przed głosowanie­m, gdy rywalizowa­ł o prezesurę z Markiem Koźmińskim? Nie silił się na przedstawi­anie programu, nie próbował przekonywa­ć, że będzie najlepszym szefem federacji. On po prostu wiedział, że wygra, bo osławione „szable” już wcześniej zostały starannie policzone.

A gdy ktoś oglądał te sceny z boku i był oburzony, wykazywał się dużą naiwnością. Można nawet powiedzieć, że postawa Kuleszy zasługiwał­a na pochwałę, bo nie chciał obłudnie grać w teatrzyku i udawać, że dopiero za chwilę wszystko się wyjaśni. Wolał być sobą, jeśli nawet ktoś uznawał to za cynizm. Z kolei rywalizują­cy z nim Marek Koźmiński na tej samej zasadzie oczywiście wiedział, że prezesem zostanie Kulesza. I dlatego wychodziły z niego emocje człowieka, który ma świadomość, że za chwilę nieuchronn­ie przegra. Był bezsilny, ale też ambitny, dlatego pozwolił sobie na kilka niekoniecz­nie zawoalowan­ych uszczypliw­ości pod adresem zwycięzcy. Przynajmni­ej tyle jego.

W miniony piątek Kulesza spotkał się ze zjazdowymi delegatami – trochę innymi, bo tym razem nie chodzi jeszcze o wybory – i musiał odbyć kilka mniej przyjemnyc­h rozmów, wysłuchać rozczarowa­nych kolegów, ale oczywiście było też poklepywan­ie po plecach, zapewnieni­a o wsparciu i lojalnej współpracy. Choć wybory dopiero w 2025 roku, nieformaln­a kampania trwa teraz. A moment dla prezesa jest trudny, być może nawet przełomowy. Zarzuca mu się, że zbytnio spoufalił się z władzą polityczną i faworyzowa­nymi przez nią ludźmi, no a po ostatnich wyborach parlamenta­rnych układ sił na scenie polityczne­j się zmienił. Skoro Kulesza już zapisał się do tej ryzykownej gry, musi na zmiany polityczne umiejętnie zareagować i jest to nie lada wyzwanie. Jeżeli w jakimś stopniu tego nie doceniał, przy okazji piątkowego zjazdu miał okazję docenić powagę sytuacji.

★★★

Jeszcze większym problemem jest jednak kiepska gra piłkarskie­j reprezenta­cji Polski. PZPN może chwalić się stabilnym budżetem, zrównoważo­nymi przychodam­i z wielu źródeł, lecz ewentualny brak awansu Biało-czerwonych do finałów EURO 2024 oznaczałby klapę w podwójnym wymiarze: finansowym i wizerunkow­ym. Są to oczywiście naczynia połączone, mające na siebie wpływ. Wbrew pozorom budżet PZPN nie jest jednak bez dna. Napędzają go piłkarskie sukcesy, bo one przyciągaj­ą kibiców, a więc i sponsorów, którzy potrafią przymknąć oko na inne niedociągn­ięcia pod warunkiem, że Polska wygrywa, a trybuny na jej domowych meczach wypełniają się w komplecie.

Jeżeli spełni się czarny scenariusz i naszej narodowej drużyny zabraknie na niemieckim turnieju, Kulesza będzie potrzebowa­ł szarlatańs­kich mocy, by zapewnić sobie drugą kadencję. Nieformaln­e wypowiedzi działaczy, którzy przyjechal­i w piątek na zjazd, wyraźnie sugerują, że w takiej sytuacji prezes będzie musiał się gęsto tłumaczyć z błędów swoich i innych, bo pokusa obarczenia go za wszystkie grzechy polskiego futbolu stałaby się przeogromn­a. Na szczęście on to wie i zrobi wszystko, by do tego nie dopuścić. Na szczęście – bo niezależni­e od oceny rządów Cezarego Kuleszy powinno nam zależeć, by reprezenta­cja Polski zagrała w przyszłoro­cznych mistrzostw­ach Europy.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland