BEZ JOSUE LEGIA TRACI BLASK
Po przerwie reprezentacyjnej przyszedł czas na powrót do rozgrywek ligowych. Nie może więc zabraknąć ekstraklasowych wątków. Za nami kolejne bardzo słabe spotkanie w wykonaniu Legii. Warszawiacy przegrali czwarty mecz z rzędu, w tym trzeci w lidze. Bilans bramkowy 1–9. Nie wygląda to dobrze. Każda przegrana głównego kandydata do zdobycia tytułu mistrza Polski to duża sprawa dla klubu i powód do zastanowienia. Z drugiej strony to nie jest koniec, nikt się w Warszawie nie położy, bo zespół Kosty Runjaicia nadal jest wysoko w tabeli, a wcześniej zbierał żniwa i świetnie punktował. To jest jednak czas, gdy drużyna, która znakomicie weszła w sezon, potrafiła odwracać losy spotkań, odrabiać straty, po prostu złapała czkawkę. Awansowała do europejskich pucharów i zachwyciła w rywalizacji z Aston Villą, ale teraz musi uporać się z wewnętrznymi problemami i stagnacją. Po pierwsze: kandydatów do mistrzostwa Polski jest kilku i z każdym trzeba się liczyć. Po drugie: drużyny w Ekstraklasie ewoluują, co idealnie pokazują przykłady Śląska oraz Jagielloni, o których zaraz napiszę więcej. Bo tego, że Raków oraz Legia grają na trzech frontach, nie będzie wykorzystywał jesienią tylko Lech, ale także inne polskie drużyny.
Teraz możemy rozłożyć grę Legii na czynniki pierwsze. Na pierwszy rzut mała refleksja, kilkukrotnie już o niej wspominałem w poprzednich felietonach: bez Josue ten zespół wygląda bardzo słabo. To jest piłkarz w tym momencie nie do zastąpienia w Legii. To jedynie pokazuje, że ich kadra nie jest jeszcze domknięta i raczej nigdy już nie będzie. Piłkarzy, którzy decydują o wyniku, musi być więcej. I tego legionistom brakuje. Trzeba brać większą odpowiedzialność za grę oraz rezultat. Brak Josue powinien działaczom i sztabowi szkoleniowemu dać do zrozumienia, że ten zespół nie dość, że nie atakuje tak, jak powinien, to też nie broni. Nie mówię, że Josue świetnie zachowuje się w obronie, ale to zawodnik, który gdy jest na boisku – zarządza całym zespołem. Możemy się trochę doczepić, że nie biega oraz że czasami odpuszcza, ale gdy jest na placu, mobilizuje swoich kolegów na tyle, że oni po prostu mają dużo więcej determinacji, by dawać z siebie wszystko.
Cztery przegrane i Legia jest w sytuacji, która dawno nie miała u niej miejsca. Trzeba się otrząsnąć i walczyć dalej, bo konkurencja jest duża. A w grze o najwyższe cele są obecnie zespoły, które przed pierwszą kolejką nie były w gronie faworytów. Z perspektywy kibica świetnie jednak, że pojawiają się takie drużyny jak Śląsk, które potrafią utrzymywać formę i rozbić Legię w pył. Najbardziej moją uwagę zwraca fakt, że mówimy o zespole, który odkrył na nowo grę piłką prostopadłą, co jest zdecydowanie i bez dwóch zdań robotą Jacka Magiery i jego sztabu. Dawno nie widziałem drużyny, która tak często korzystałaby z prostopadłych piłek. Wielkie brawa. Mamy także Jagiellonię Adriana Siemieńca, również rewelację tych rozgrywek. I to też nie są piłkarze z topu, to nie jest grupa zawodników, którą moglibyśmy stawiać w roli faworytów do zdobycia tytułu. Jaga zaskakuje i potrafi grać bez swojej gwiazdy – Jesusa Imaza. Na dzisiaj Jagiellonia i Śląsk prezentują się naprawdę świetnie. Nie zapominajmy także o Lechu, który wygrał kolejne spotkanie i zmazuje plamę po bolesnej porażce z Pogonią. Wraca do gry Mikael Ishak, przed przerwą reprezentacyjną zaliczył gola i asystę w meczu z Puszczą, teraz zdobył dwie bramki z ŁKS. Miejmy nadzieję, że pozostanie w dobrej dyspozycji, w pełni zdrowia oraz tak skuteczny jak w ostatnim meczu przy Bułgarskiej. Lech ma przed sobą bardzo trudne zaległe spotkanie z Jagiellonią we wtorek. To będzie pierwsze prawdziwe wyzwanie od czasu meczu z Portowcami.