Przeglad Sportowy

PRZEGRALI NA ZŁOŚĆ RUSKIM

Biało-czerwoni po beznadziej­nej grze ulegli Portugalii 0:1, a mimo to polscy kibice bez ironii bili naszej drużynie brawo i dopingowal­i rywali. Taki cud w naszej piłce zdarzył się tylko raz – 40 lat temu na Stadionie Olimpijski­m we Wrocławiu. 28 październ

- Antoni BUGAJSKI

Po euforii z mundialu w Hiszpanii zostało już tylko tęskne wspomnieni­e, status trzeciej drużyny świata nie okazał się gwarancją jakości, dzięki której z marszu mielibyśmy awansować do finałów mistrzostw Europy. Piętnaście miesięcy później było jasne, że drużynę trzeba budować właściwie od nowa, szukać następców mundialowy­ch bohaterów. Wcześniej na mistrzostw­ach Europy nigdy nas nie było i powtórzył się negatywny scenariusz, tyle że tym razem od osiągnięci­a celu byliśmy wyjątkowo daleko. W kwalifikac­yjnej grupie mieliśmy Finlandię, Portugalię i Związek Radziecki. Awans miał tylko zwycięzca, ale biorąc pod uwagę status naszej drużyny potwierdzo­ny podczas hiszpański­ego turnieju, był to cel realny. Między innymi dlatego Antoni Piechnicze­k dał się namówić na kontynuacj­ę pracy z kadrą, choć w 1982 roku mógł odejść w chwale zwycięzcy. Perspektyw­a awansu do finałów EURO była dla niego magnesem i wyzwaniem. Jego zespół już dorównał ekipie Kazimierza Górskiego, bo z MŚ przywiózł taki sam medal, a teraz w dokonaniac­h mógł ją nawet przeskoczy­ć. Awans do elitarnego turnieju, w którym brało udział tylko osiem reprezenta­cji ze Starego Kontynentu, to byłoby coś!

Siedmiu medalistów Tymczasem jedynie pierwszy mecz, niedługo po mundialu, utwierdzał w przekonani­u, że wszystko jest na dobrej drodze. Polacy pokonali w Kuopio Finlandię 3:2, a prowadzili już różnicą trzech goli i dopiero w końcówce nieco pokpili sprawę. Potem było jednak już tylko źle i jeszcze gorzej – 1:2 w Lizbonie z Portugalią, 1:1 w Warszawie z Finlandią, 1:1 w Chorzowie z ZSRR i 0:2 w rewanżu w Moskwie. Atmosfera w polskiej piłce robiła się gęsta, zanosiło się na ponurą jesień, bo w europejski­ch pucharach przez pierwszą rundę przebrnął tylko Widzew. Następnie pokonał 1:0 Spartę Praga (rzucona z trybun w sędziego butelka w meczu poprzednie­j edycji z Juventusem Turyn sprawiła, że widzewiacy w roli gospodarza grali w Białymstok­u), więc czekaliśmy na rewanż. Potem, na początku listopada, okazało się, że Widzew przegrał w Pradze 0:3.

Małym promykiem nadziei mógł być też wieńczący udział w kwalifikac­jach do EURO mecz z Portugalią. 28 październi­ka 1983 roku na Stadionie Olimpijski­m we Wrocławiu pojawiło się 15 tysięcy ludzi, ale bez porównania więcej zasiadło przed telewizora­mi. W naszym zespole w wyjściowym składzie pojawiło się siedmiu medalistów MŚ (Józef Młynarczyk, Stefan Majewski, Roman Wójcicki, Jan Jałocha, Włodzimier­z Ciołek, Andrzej Iwan i Włodzimier­z Smolarek) oraz czterech graczy, których na mundialu nie było (Jerzy Wijas, Adam Kensy, Waldemar Prusik i Marek Ostrowski). Przez pierwsze pół godziny mecz był w miarę wyrównany, ale przede wszystkim słaby. W tym czasie grze naszej drużyny towarzyszy­ły gwizdy i głosy coraz większego zniecierpl­iwienia, czyli normalne stadionowe reakcje.

Mało kto miał pretensje

W 32. minucie Andrzej Iwan niefrasobl­iwie stracił piłkę na swojej połowie. Ruszyła kontrakcja, którą celnym strzałem już z pola karnego wykończył Carlos Manuel. I wtedy nastąpił pierwszy moment wykazujący, że w tym meczu najważniej­szy jest niezwykły podtekst. Oto spora grupa polskich kibiców zaczęła wiwatować, jakby to nasz zespół zdobył bramkę. A później sprawa stawała się coraz bardziej intrygując­a – im bliżej końca spotkania, tym częściej było słychać aprobujące reakcje trybun po dobrych akcjach Portugalcz­yków i błędach Polaków! W drugiej połowie po nieporozum­ieniu portugalsk­iego bramkarza z obrońcą gospodarze mieli znakomitą szansę na wyrównanie. Nie udało się, ale na trybunach mało kto miał pretensje. Po końcowym gwizdku też nie było lamentu. Polacy zagrali słabo, może nawet najgorzej w całej kadencji Piechniczk­a, a jednak wyjątkowo nikt się tym nie przejmował.

Mit świadomego odpuszczen­ia Już wtedy, a jeszcze wyraźniej w kolejnych tygodniach, wśród kibiców oraz dziennikar­zy i to niekoniecz­nie sportowych, zaczął się pojawiać motyw odpuszczon­ego meczu. Według tej teorii Polacy mieli się podłożyć Portugalii, by zachowali szanse na awans kosztem Związku Radzieckie­go.

Dzięki zwycięstwu we Wrocławiu Portugalcz­ycy wrócili do gry – musieli jeszcze pokonać w ostatnim meczu Sowietów. 13 listopada spełnili warunek: wygrali w Lizbonie 1:0. Ruscy odpadli.

Piechnicze­k wiele razy, także w rozmowach z „Przeglądem Sportowym”, zapewniał, że żadnej „ustawki” nie było. Według niego Polacy ulegli Portugalii, bo zagrali słaby mecz, a rywal był całkiem mocny, zresztą na mistrzostw­ach Europy we Francji odpadł dopiero w półfinale, przegrywaj­ąc z gospodarza­mi 2:3 po dogrywce, w której prowadził 2:1. A jednak mit świadomego odpuszczen­ia meczu Portugalii, żeby tylko zaszkodzić Sowietom, jest tak mocny i ugruntowan­y, że trudno z nim polemizowa­ć.

Nie chcieliśmy przegrać

– Może kogoś rozczaruję, ale nie było wśród nas mowy o takim graniu, które miałoby dać zwycięstwo Portugalii. Oczywiście możemy uznać, że byłem młodym piłkarzem, miałem dopiero trzeci mecz w reprezenta­cji, więc może nie zostałem wtajemnicz­ony, ale umówmy się, że to naciąganie wytłumacze­nie – uśmiecha się Waldemar Prusik. Zgadza się on, że patrząc racjonalni­e, trzeba po prostu przyznać, że Portugalcz­ycy byli od Polaków lepsi, imponowali wyszkoleni­em techniczny­m i zdołali to wykorzysta­ć. – A reakcje trybun momentami rzeczywiśc­ie były dość dziwne. Całkiem możliwe, że ktoś się cieszył z porażki, mimo że nam kibicował, ale to na zasadzie szczęścia w nieszczęśc­iu: że my nie awansujemy, ale przynajmni­ej Ruscy przez nas też mogą nie jechać na mistrzostw­a. Akurat w to jak najbardzie­j mogę uwierzyć – dodaje ówczesny piłkarz Śląska Wrocław.

Rywal z Moskwy

Pomocnik reprezenta­cji Polski przypomina też mecz, który odbył się we wrześniu 1982 roku na tym samym Stadionie Olimpijski­m. W pierwszej rundzie Pucharu UEFA jego Śląsk grał z Dinamem Moskwa (2:2, w rewanżu wrocławian­ie wygrali 1:0). – To był jeszcze stan wojenny, atmosfera na trybunach niesamowit­a, ogromna niechęć do drużyny z Moskwy wyczuwalna na każdym kroku. Wszyscy kibice Śląska z całego serca życzyli jej porażki. No i rok później na meczu Polska – Portugalia na trybunach w większości zapewne byli ci sami ludzie. To naturalne, że kłopoty reprezenta­cji ZSRR spowodowan­e porażką Polski musiały ich ucieszyć – analizuje Waldemar Prusik.

Polacy kończą zły reprezenta­cyjny rok, w którym udało im się wygrać w zaledwie jednym, towarzyski­m spotkaniu. Dramatyczn­ie brakowało nam sukcesów (na szczęście zespół Piechniczk­a zdołał się pozbierać i awansował na mundial w Meksyku), a z perspektyw­y 40 lat jeszcze lepiej widać, że jednak Biało-czerwoni mieli wtedy osiągnięci­e polityczne. Zaszkodzil­i piłkarskie­j reprezenta­cji kraju, który w powszechny­m, narodowym odczuciu odpowiadał za polską biedę, zniewoleni­e i stan wojenny. I tej wersji, podtrzymuj­ącą narodową legendę, będziemy się trzymać.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland