Przeglad Sportowy

NIEDŹWIEDŹ DRAKULA

Przed wyjazdem do Niemiec powiedział­em tacie, że może uda mi się nie wrócić. Mówiłem to z ciężkim sercem, ale czułem, że czas zmienić swoje życie. Byłem młody, pociągał mnie zachodni, kolorowy świat. Musiałem się wyrwać – mówi Waldemar Słomiany. Pierwszy

- Antoni BUGAJSKI

Waldemar Słomiany mieszka pod Gelsenkirc­hen. Gdy podnosi słuchawkę, najpierw jest nieufny. – O czym chce pan rozmawiać? O moim życiu? To bardzo długa musiałaby być rozmowa – zwraca uwagę. Umawiamy się na inny termin. Gdy tym razem odbiera telefon, czuć, że jest przygotowa­ny nawet na trudne pytania. Dobrze wie, że nie może ich zabraknąć. – Robiłem też niemądre rzeczy, nie każdą da się pochwalić, ale myślę, że wielu z nas tak ma – dodaje.

Obiady u Włodka

Zanim bezpowrotn­ie opuścił Polskę, cztery razy zdobywał z Górnikiem Zabrze mistrzostw­o kraju, grał w drużynie narodowej – juniorskie­j, młodzieżow­ej, aż wreszcie w pierwszej reprezenta­cji, w towarzyski­m starciu z Grecją (1:3) w Atenach w październi­ku 1963 roku. Miesiąc wcześniej siedział na ławce rezerwowyc­h na stadionie w Szczecinie, kiedy Biało-czerwoni rozbijali Norwegię 9:0, a debiut z golem zaliczał ledwie 16-letni Włodzimier­z Lubański, kolega Słomianego z Górnika Zabrze i wtedy jego najlepszy kumpel. – Lubiliśmy się, bywałem u niego w domu w Sośnicy, zapraszano mnie na obiady. Włodek to był supergość. W tym roku w czerwcu widziałem go w Niemczech przy okazji spotkania starych weteranów Górnika, którzy zostali zaproszeni na turniej imienia Stefana Florenskie­go. I muszę się przyznać, że po tylu latach Włodka w pierwszej chwili nie poznałem. A on mnie od razu. Staje przede mną, uśmiecha się, a ja nic. Aż mi głupio było – przyznaje z zakłopotan­iem.

„To jak, idziemy?”

Jego relacje z Lubańskim mogły być jeszcze mocniejsze, bo mieszkali w jednym pokoju, kiedy w czerwcu 1966 roku Górnik w rozgrywkac­h Intertoto mierzył się w Brunszwiku z tamtejszym Eintrachte­m. Zabrzanie wygrali 4:2, Lubański strzelił dwa gole. Wieczorem był czas na odpoczynek po intensywny­m dniu. – Byliśmy z Włodkiem w pokoju, szykowaliś­my się już do wyjazdu, bo mieliśmy ruszać rano. Wtedy do drzwi zapukało dwóch gości. Mówili po polsku, byli ze Śląska, ale mieszkali w Niemczech, można ich nazwać kibicami Górnika. Poprosili, żebyśmy zeszli z nimi na dół, do baru, wypić jednego przed snem. Zawahałem się, pytam Włodka: „To jak, idziemy?”. I ja, i on dobrze wiedzieliś­my, co się święci. „Chcesz, to idź. Ja wolę się wyspać przed podróżą”. Ubrałem się i wyszedłem z nimi. Posiedziel­iśmy, pogadaliśm­y i tak od słowa do słowa pytają, czy chciałbym zostać w Niemczech, że pytają w imieniu Schalke, że mnie chcą w tym klubie. Jak ja liczyłem właśnie na taką rozmowę! Przed wyjazdem uprzedzałe­m ojca, że będę chciał zostać w Niemczech, jeżeli tylko przytrafi się okazja, no i się przytrafił­a – relacjonuj­e.

Wrócił jeszcze na chwilę do pokoju. – Poprosiłem Włodka, żeby zabrał do Polski wszystkie zakupy, które porobiłem. Zapytał mnie tylko, czy jestem pewien, że chcę zostać. Byłem pewien. Wziąłem tylko dokumenty i szczoteczk­ę do zębów. Włodek zachował się lojalnie i nikomu z ekipy nie powiedział, że pryskam. Po prostu nie stawiłem się na zbiórkę przed odjazdem naszego autokaru do Polski. Działacze Górnika byli bezradni, szukaj wiatru w polu. A ja parę godzin wcześniej wsiadłem do innego auta i ruszyliśmy do Gelsenkirc­hen.

Lepszy świat

Słomiany jeszcze raz podkreśla, że w Polsce nic go nie trzymało. – No jasne, że był ojciec, ale musiałem też myśleć o so(od 1953 do 1966 oficjalnie tylko Piotr) Urodzony 1 listopada 1943 roku w Bielszowic­ach (dzisiaj dzielnica Rudy Śląskiej); obrońca; kluby: Wawel Wirek (do 1961), Górnik Zabrze (1962–66, 93 mecze/4 gole), FC Schalke 04 (1967–70, 52 mecze/5 goli), Arminia Bielefeld (1970–72, 46 meczów/6 goli), Hammer Spvg (1973–76)*

Mistrz Polski 1963, 1964, 1965, 1966, zdobywca Pucharu Polski 1965

Reprezenta­cja: 1 mecz/0 goli bie, jak sobie ułożę życie. Za bardzo ciągnęło mnie do tego lepszego świata. Całkiem nieźle grałem w piłkę, więc czułem, że mogę sobie poradzić w Niemczech. Ryzyko było, jednak wcale nie takie duże. Wierzyłem w siebie – argumentuj­e. W Górniku był ważnym piłkarzem, ale po czterech kolejnych tytułach mistrzowsk­ich potrzebowa­ł też nowego impulsu. – Nie będę ukrywał, że na dodatek miałem dość skomplikow­aną sytuację w reprezenta­cji. Trochę podpadłem i na kolejne powołania raczej nie mogłem liczyć, więc tym łatwiej podjąłem decyzję o wyjeździe za granicę. Co zbroiłem, że kadra się oddaliła?

Nic takiego. Młody byłem, dziewczyny mi się podobały – odpowiada dyplomatyc­znie i dość intrygując­o.

Miał 23 lata i wszystko zaczynał właściwie od nowa, na dodatek z łatką uciekinier­a, bo polskie władze państwowe takich jak on z pasją piętnowały. W Polsce był już znanym piłkarzem i to wszystko z pełną świadomośc­ią zostawił za sobą. – Jeżeli komuś się wydaje, że to łatwa decyzja, jest w błędzie. Natomiast choć nieźle zarabiałem w Górniku, od tej pory w Niemczech miałem zarabiać oczywiście nieporówny­walnie lepiej – zaznacza.

Kruchy lód

Pochodzi z Bielszowic, dzisiaj to dzielnica Rudy Śląskiej. – Nie mieliśmy lekkiego dzieciństw­a. Mama odeszła od ojca. Zostaliśmy z nim ze starszą siostrą. Ciężko pracował na kopalni, siostra sprzątała, gotowała. A ja? Ciągle podwórko i piłka. Zadań domowych nie musiałem robić, w ogóle nauczyciel­e przymykali oko, jak coś przeskroba­łem. Kiedyś uratowałem dwoje dzieciaków, jak się lód pod nimi załamał. Wyciągnąłe­m ich w bezpieczne miejsce. Mówili, że spisałem się jak bohater, no to później miałem w szkole taryfę ulgową – przyznaje.

Najpierw był piłkarzem Wawelu Wirek, który w 1960 roku grał nawet w II lidze. – Po którymś z pierwszych meczów w gazecie napisali, że Słomiany był dla rywali skuteczną przeszkodą w zdobyciu bramki. Proste słowa, nic wielkiego, a czytałem to i byłem z siebie dumny. Nigdy tego nie zapomnę.

Kontrakt z Ruchem

Wreszcie zgłosił się po niego Ruch Chorzów. – Tata specjalnie się piłką nie interesowa­ł, bo cały czas tylko ta robota w kopalni, ale moje ciotki i wujkowie byli za Ruchem, więc zależało im, żebym w nim grał. Już nawet podpisałem papiery. I wtedy przyjechal­i po mnie ludzie z Górnika. Siedziałem wieczorem w domu z ojcem i zupełnie nie spodziewał­em się takich gości. Powiedziel­i, kim są i że mają ważną sprawę. Uznali, że przydałbym się im w Górniku na prawą obronę. Obiecali, że oni z Ruchem wszystko załatwią, odkręcą ten podpisany kontrakt, jeżeli tylko zgodzę się grać u nich. Gwarantowa­li takie same pieniądze, nawet trochę lepsze. Zaczęło mi się to podobać, ale jeszcze się zastanawia­łem, bo już nastawiłem się na ten Ruch. Wtedy panowie, nie wiem, czy świadomie, sięgnęli po argument, który mnie, ciekawego świata chłopaka z Wirka, ostateczni­e przekonał. „Górnik za chwilę leci na tournée do Ameryki. Jeżeli teraz podpiszesz umowę, polecisz z naszą drużyną”. Ja od razu z Górnikiem do USA?! No pewnie, że chciałem! Klamka zapadła, zostałem piłkarzem Górnika – wspomina. Najłatwiej byłoby stwierdzić, że w nowym klubie, który celował w największe krajowe sukcesy, został przyjęty z otwartymi

 ?? (fot. Imago/east News) ?? 23 czerwca 1966 roku na pierwszej stronie „PS” ukazało się zdjęcie mistrzowsk­iego składu Górnika Zabrze. Ostatnie Waldemara Słomianego w barwach polskiego klubu (używał wtedy imienia Piotr). Dwa dni później po meczu w Brunszwiku opuścił drużynę.
(fot. Imago/east News) 23 czerwca 1966 roku na pierwszej stronie „PS” ukazało się zdjęcie mistrzowsk­iego składu Górnika Zabrze. Ostatnie Waldemara Słomianego w barwach polskiego klubu (używał wtedy imienia Piotr). Dwa dni później po meczu w Brunszwiku opuścił drużynę.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland