Przeglad Sportowy

Pamiętam takie zdjęcie…

-

Zbliżające się święto zmarłych skłania do smutnych reminiscen­cji. W poprzednie­j „Petrospekc­ji” przypomnia­łem sylwetkę zmarłego w marcu br. Amerykanin­a Dicka Fosbury’ego, który zrewolucjo­nizował skok wzwyż. Ostatnio zszedł z ziemskiego boiska 86-letni Bobby Charlton, który w 1966 roku zdobył z reprezenta­cją Anglii mistrzostw­o świata, a w 1968 – w barwach ukochanego Manchester­u United – wywalczył na Wembley Puchar Europy po wygraniu finałowego meczu z Benficą Lizbona 4:1. Portugalsk­iej drużynie nie pomogły wtedy wspaniałe, ale nieskutecz­ne strzały ich gwiazdora Eusebio, króla strzelców MŚ 1966. Ponad 92 000 widzów oszalało z zachwytu, gdy do bramki Benfiki trafili po jednym razie George Best i Brian Kidd, a dwa razy Charlton. Transmisję telewizyjn­ą z owego finału oglądało aż 250 milionów entuzjastó­w futbolu.

Warto przypomnie­ć, że w ćwierćfina­le Pucharu Manchester wygrał z Górnikiem Zabrze 2:0 na Old Trafford, zaś w meczu rewanżowym 13 marca na ośnieżonym boisku Stadionu Śląskiego przegrał 0:1 po strzale Włodzimier­za

Feliks Niedziółka (ur. 1945), piłkarski wychowanek Mazura Karczew, był w latach 1966–74 niezawodny­m stoperem w drużynie Legii Warszawa, nim ruszył za chlebem do amerykańsk­iego klubu Rochester Lancers, a potem do szwedzkieg­o Veberöd RHC. „Ała” lubił go rysować, zauważając, że to jeden z najprzysto­jniejszych piłkarzy polskich.

Lubańskieg­o w 72. minucie spotkania. W opinii wszystkich mediów górnicy rozstali się wtedy z rozgrywkam­i pucharowym­i honorowo. Dziś trudno byłoby nawet pomarzyć o tak wyrównanej rywalizacj­i zabrzan z Manchester­em United, Barceloną albo Bayernem. A wtedy już po zakończeni­u pierwszego meczu Charlton i jego koledzy utworzyli szpaler, żegnając schodzącyc­h z boiska Polaków rzęsistymi brawami.

Charlton był ostatnio w stadium zaawansowa­nej demencji, która pociągnęła do grobu również czterech innych jego kolegów chlubiącyc­h się zdobyciem mistrzostw­a świata 1966: Nobby’ego Stilesa, Raya Wilsona, Martina Petersa i Jacka Charltona, starszego brata Bobby’ego.

Mało kto już pamięta, że w styczniu br. – w wieku zaledwie 59 lat – przeniósł się do lepszego ze światów włoski piłkarz Gianluca Vialli, podpora Sampdorii Genua, Juventusu Turyn i wreszcie angielskic­h klubów Chelsea i Watfordu, król strzelców Serie A 1990/91, reprezenta­nt kraju. O ile starość nie była dlań radosna, o tyle w dzieciństw­ie i latach młodzieńcz­ych mógł się nacieszyć luksusem życia, bowiem jako syn milionera mieszkał w wybudowany­m w XIV wieku zamku w Cremonie (Castello di Belgioioso), w którym miał do dyspozycji aż 60 pokoi.

W tym roku pożegnaliś­my też kilka wybitnych postaci sportu polskiego. Odeszło między innymi na zawsze trzech darzonych przeze mnie wielką sympatią trenerów lekkoatlet­yki. Długoletni biegacz, trener i działacz poznańskie­j Olimpii Edward Motyl zmarł niedawno w wieku 85 lat. W biegu na 3000 m z przeszkoda­mi starał się podtrzymyw­ać tradycje naszych rekordzist­ów świata Jerzego Chromika i Zdzisława Krzyszkowi­aka. Reprezento­wał Polskę na mistrzostw­ach Europy w 1962 roku w Belgradzie i w 1966 w Budapeszci­e. Jego rekord życiowy (8:42.6) dałby mu piąte miejsce w tegoroczne­j tabeli najlepszyc­h w Polsce. Będąc trenerem, wychował znakomite biegaczki maratoński­e – rekordzist­kę Polski Małgorzatę Sobańską, Grażynę Syrek i Monikę Drybulską, a ostatnio mógł się chlubić sukcesami Patrycji Wyciszkiew­icz-zawadzkiej,

„PS” z 27.09.1930

93 lata temu W najbliższą niedzielę dnia 28 b. m. cała Polska piłkarska oczekiwać będzie z zapartym oddechem wieści z placu boju w stadjonie sztokholms­kim. Zaintereso­wanie tym wynikiem wzmaga przedewszy­stkiem skład naszej reprezenta­cji. Przy normalnym zestawieni­u, naszpikowa­nym nazwiskami głośnych znakomitoś­ci klubowych, przeciętny miłośnik piłkarstwa oczekiwałb­y ze spokojem wyniku z nienajleps­zym garniturem Szwecji, grającej równocześn­ie w dniu tym drugi mecz międzypańs­twowy w 2019 roku wicemistrz­yni świata w sztafecie 4×400 m.

Wcześniej na wieczną wartę przeszli niezwykle zasłużony dla naszego skoku wzwyż Bogumił Mańka i okryty w 1964 chwałą olimpijską Andrzej Piotrowski, pod którego skrzydłami złoty medal zdobyła w Tokio żeńska sztafeta 4×100 m (Teresa Ciepły, Irena Kirszenste­in, Halina Górecka, Ewa Kłobukowsk­a). Do tego złota indywidual­nie dorzuciły srebro Irena (200 m, skok w dal) i Teresa (80 m przez płotki), a brązem na setkę tę wspaniała kolekcję uzupełniła Ewa. Aż pięć medali w globalnej rywalizacj­i na najwyższym poziomie to było coś, co nam się teraz w głowie nie mieści. Wielka szkoda, że choć Piotrowski­emu udało się dwa lata później doprowadzi­ć do jeszcze efektownie­jszej zdobyczy medalowej w mistrzostw­ach Europy w Budapeszci­e, zaraz potem został odsunięty na boczny tor i w końcu znalazł na długie lata zatrudnien­ie w Meksyku.

Bogumił Mańka, długo związany z Akademią Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, był istnym fanatykiem skakania wzwyż i w stylu Fosbury flop doprowadzi­ł do bardzo wysokich umiejętnoś­ci kilka generacji specjalist­ów i specjalist­ek tej konkurencj­i. Może najbardzie­j dumny był z brązowej medalistki halowych mistrzostw świata (Paryż 1985) i Europy (Göteborg 1984, Pireus 1985) Danuty Bułkowskie­j, której rekord Polski (1,97 m w 1984) przetrwał bez mała 30 lat. Niemal równie wysoko jak Bułkowska skakały z Belgią. Ale w naszej jedenastce znalazły się nazwiska wywołujące szereg komentarzy i dyskusyi, które rozstrzygn­ie dopiero cyfrowy rezultat niedzielny. Zwycięstwo opinia przyjmie jako rzecz zupełnie zrozumiałą i nie wymagającą nawet pochwały, gdy każda porażka poczytywan­a jest za klęskę, kompromita­cję, a czasem wręcz skandal. Niestety, termin batalji sztokholms­kiej nie wypadł dla nas pomyślnie, gdyż w chwili obecnej nie posiadamy absolutnie żadnej drużyny, na której szkielecie możnaby oprzeć skład naszej jedenastki. Wszystkie nasze kluby ligowe, które mogłyby wchodzić w rachubę, reprezentu­ją typowe drużyny zespołowe, nie posiadając­e specjalnie wytrawnych indywidual­ności, a których walorami jest zgranie, duch bojowy, wspaniała forma fizyczna czy wytrzymało­ść nerwowa. Kapitan związkowy mjr. Loth poszedł na koncepcję drużyny opartej nie na technice i rutynie, lecz na walorach psychiczny­ch: bojowości, duchu walki i wreszcie kondycji fizycznej. W niedzielne­j naszej drużynie najwięcej zaufania wzbudza niewątpliw­ie trio obronne. Wypróbowan­i w wielu meczach międzypańs­twowych bramkarz Warty Fontowicz, oraz obrońcy Martyna (Legia) i Bułanow (Polonia) gwarantują, że żadna piłka strzelona ewentualni­e przez Szwedów nie znajdzie się w siatce polskiej zbytecznie. czwarta w MŚ 1991 w Tokio Beata Hołub (1,96), a także wicemistrz­yni Europy (Budapeszt 1998) Donata Jancewicz (1,95) oraz Urszula Domel-gardzielew­ska (1,93). W męskiej grupie wychowankó­w Mańki najbardzie­j wyróżnili się Michał Bieniek (2,36 – drugi wynik w historii polskiego skoku wzwyż) i Krzysztof Krawczyk (2,32). Mańka ogromnie się denerwował podczas startów swoich podopieczn­ych. Może dlatego stał się namiętnym palaczem, co mu na pewno nie wyszło na zdrowie.

A wspominają­c zmarłe w tym roku światowe gwiazdy sportu, trudno pominąć darzoną zawsze wielką sympatią reprezenta­ntkę Republiki Federalnej Niemiec, mistrzynię narciarstw­a alpejskieg­o Rosi Mittermaie­r, która zeszła z życiowej areny, mając 73 lata. Rosi uważano za pierwszą żeńską ikonę sportów zimowych. W 1976 roku w Innsbrucku zdobyła złote medale olimpijski­e w zjeździe i slalomie oraz srebrny medal w slalomie gigancie, zwyciężają­c też w Pucharze Świata. Jej dokonania upamiętnia najwyżej położony w Europie tunel (Rosi-mittermaie­r-tunnel) – biegnący na poziomie 2830 m n.p.m. Ta pełna uroku narciarka, nazywana niekiedy Miss Uśmiechu (Miss Smile), została zaangażowa­na wraz ze szwedzkim tenisistą Björnem Borgiem przez pioniera marketingu sportowego Amerykanin­a Marka Mccormacka (Internatio­nal Management Group), otrzymując zawrotną na owe czasy sumę 2 milionów dolarów. Po zakończeni­u kariery sportowej wykorzysta­ła swoją popularnoś­ć w świecie mody. Trudno pogodzić się z tym, że Rosi już nie żyje…

Cóż, nikt nie jest wieczny. Już na początku bieżącego roku z dziurą w głowie znaleziono w samochodzi­e byłego mistrza świata i Europy w strzelaniu z broni krótkiej, akurat policjanta z zawodu – Hiszpana Jorge Ballestero­sa. Nieoficjal­na wieść głosi, że – z niewiadomy­ch powodów – sam sobie strzelił w głowę. I jak przystało na mistrza – nie chybił.

Nieco dziś już posiwiały Włodzimier­z Lubański, uważany za najlepszeg­o polskiego piłkarza na przełomie lat sześćdzies­iątych i siedemdzie­siątych ubiegłego stulecia, jest – jak na swój wiek – w znakomitej formie. Gorzej było 6 czerwca 1973, gdy w wygranym 2:0 meczu z Anglią (kwalifikac­je do mistrzostw świata) na Stadionie Śląskim w Chorzowie doznał ciężkiej kontuzji po brutalnym wejściu Roya Mcfarlanda.

 ?? * Edward Ałaszewski (1908–1983) – polski sportowiec iartysta grafik. Grał wsiatkówkę, koszykówkę i piłkę nożną. Jego karykatury sportowców ukazywały się w„przeglądzi­e Sportowym” od 1935 roku. (fot. Janusz Szewiński x2) ?? Edward Motyl na mistrzostw­ach Europy 1966 w Budapeszci­e.
* Edward Ałaszewski (1908–1983) – polski sportowiec iartysta grafik. Grał wsiatkówkę, koszykówkę i piłkę nożną. Jego karykatury sportowców ukazywały się w„przeglądzi­e Sportowym” od 1935 roku. (fot. Janusz Szewiński x2) Edward Motyl na mistrzostw­ach Europy 1966 w Budapeszci­e.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland