Czy polskie stadiony są za małe?
Z punktu widzenia klubów bilety na mecze nie powinny być tanie. Frekwencja na meczu Śląska z Legią to przykład, że wbrew pozorom spotkanie Ekstraklasy może przyciągnąć na trybuny dziesiątki tysięcy kibiców.
Co się stało, co się stało?! 40 tysięcy kibiców to oglądało! W Polsce zrobiła się wrzawa, bo Śląsk Wrocław znajdujący się w milionowej aglomeracji po wielu latach wypełnił wszystkie dostępne miejsca na swoim stadionie. Podobnym sukcesem frekwencyjnym na początku tego sezonu mógł pochwalić się lokalny rywal WKS. Zagłębie Lubin przy okazji meczu z Lechem Poznań po raz pierwszy w ponad 14-letniej historii swojego obecnego stadionu mogło ogłosić „sold out”. Oba kluby łączy to, że w ostatnich latach mierzyły się z zarzutem, że mają za duże stadiony w porównaniu do zainteresowania, jakie wzbudzają. Śląsk i Zagłębie zapraszały więc na swoje spotkania dzieci z przedszkoli i szkół podstawowych. Wszystko po to, aby trybuny nie świeciły pustkami. Moim zdaniem nie tędy droga.
Kibicu, zapracuj na bilet
Właścicielem Śląska jest miasto Wrocław, a samorząd ma ważniejsze wydatki niż dotowanie klubu sportowego – szkoły, szpitale, transport miejski, remonty dróg. Klub to przedsiębiorstwo, które powinno na siebie zarabiać. Utrzymanie dobrego zespołu kosztuje, dlatego odradzałbym klubom rozdawanie biletów za darmo. Z ich punktu widzenia wejściówki nie powinny być tanie. Młodzież wciąż może mieć prawo do zakupu ulgowego biletu, ale tańszego tylko o 20 procent od normalnego. Samo zaproszenie dzieci na stadion nie ma znaczącego aspektu wychowawczego – tym bardziej, jeśli najmłodsi spotkają się na meczu z wulgarnym słownictwem. Co innego praca w zamian za bilet. Młodzi ludzie mogliby np. przez dwie godziny sprzątać obiekt i jego okolice. Dzięki temu będą też bardziej szanowali mienie publiczne. Zapewne zgodzą się państwo, że wszystko, na co sobie zapracowaliśmy, smakuje lepiej niż to, co otrzymuje się na tacy.
Uważam, że ciekawym rozwiązaniem byłoby także rozwinięcie systemu, który działa według prostego schematu – cena biletu jest uzależniona od liczby wolnych miejsc. W skrócie – im szybciej kupisz wejściówkę, tym jej cena będzie niższa. To z kolei nauczyłoby młodzież, jak wcześniej zarezerwować sobie czas i że nie warto zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Kiedyś pracowałem w Stanach Zjednoczonych na stadionie Oakland-alameda County Coliseum, domowym obiekcie bejsbolistów Oakland Athletics. Obiekt może pomieścić 63 tys. osób, a mecze są na nim rozgrywane bardzo często przy dużej frekwencji. Widziałem też komplet widzów na legendarnej Maracanie. Bilet na mecz na największym stadionie w Brazylii to towar, o który trzeba było walczyć, nikomu nie przeszło przez myśl, aby rozdawać wejściówki za darmo. I podobnie powinno być też w Polsce.
A w jaki sposób przyciągnąć na trybuny starszych kibiców? Recepta jest prosta: zachęcić ich emocjami, walką na boisku i stawką meczu (miejsce klubu w ścisłej czołówce tabeli). Kibice Śląska jeszcze przez lata będą wspominać, jak ich drużyna upokorzyła Legię. Omawiany przeze mnie mecz nie stał jednak na wysokim poziomie. W pierwszej połowie Legia była lepszym zespołem, a WKS wielokrotnie gubił piłkę, gdy zbliżał się do pola karnego warszawian. Po przerwie role się odwróciły i to zespół ze stolicy dał się stłamsić. Jednostronne spotkania trudno uznać za ciekawe widowiska dla obiektywnego fana piłki nożnej. Z marketingowego punktu widzenia najlepiej, gdy mecz jest pełen zwrotów akcji. Wtedy mamy do czynienia ze zjawiskiem huśtawki emocjonalnej. Widz pod wpływem zmiany nastroju lepiej zapamięta dane zdarzenie, w tym oczywiście marki sponsorów.
W poszukiwaniu wychowanków
Prezesi klubów i marketingowcy pracujący w sporcie często powtarzają, że „chcą, aby kibice mogli utożsamiać się z piłkarzami”. Krótko mówiąc: fan lokalnej drużyny będzie potrafił wybaczyć więcej wychowankowi niż przepłaconemu zawodnikowi, który traktuje występy w Polsce jako „krótkoterminową fuchę”. Co istotniejsze, gracz związany z klubem może także przyciągnąć na trybuny więcej widzów – kto nie chciałby zobaczyć, jak kilkadziesiąt tysięcy kibiców skanduje nazwisko twojego kumpla ze szkolnej ławki?
Przyjrzałem się, ilu Polaków znalazło się w podstawowych składach Śląska i Legii w ostatnim hicie Ekstraklasy. Drużyna z Wrocławia miała w wyjściowej jedenastce zaledwie czterech piłkarzy z naszego kraju. Są to: Rafał Leszczyński, Łukasz Bejger, Patryk Janasik i Piotr Samiec-talar. Tylko ten ostatni występował w młodzieżowych zespołach WKS. 21-latek okazał się bohaterem meczu z Legią – zdobył bramkę i miał dwie asysty. A takie historie mogą pomagać w budowaniu więzi z klubem, który stawia na „swoich” – „zaczynał jako junior, a teraz pogrąża wielką Legię na oczach 40 tys. widzów”.
Podstawowa jedenastka Legii składała się z pięciu obcokrajowców i sześciu Polaków: Kacper Tobiasz, Rafał Augustyniak, Dominik Kun, Bartosz Slisz, Paweł Wszołek i Maciej Rosołek. Przez juniorskie drużyny warszawskiego klubu przeszli Tobiasz i Rosołek, którzy pomimo młodego wieku są ważnymi ogniwami Legii. Choć zapewne każdy z wymienionych piłkarzy nie może narzekać na brak rozpoznawalności, ma się to nijak do popularności, jaką w przeszłości cieszyły się największe legendy Śląska i Legii. Janusz Sybis we Wrocławiu był traktowany w podobny sposób co Leo Messi w Barcelonie. Choć Kazimierza Deynę widzieli na żywo tylko najstarsi kibice Legii, jego podobizny do dzisiaj pojawiają się na Żylecie. A propos Żylety i innych tzw. młynów, czyli sektorów dla najbardziej zagorzałych kibiców. Moim zdaniem oprawy powinny być traktowane jako część wydarzenia, która pozytywnie wpływa na ocenę widowiska. Te najbardziej efektowne nierzadko wzbudzają większe zainteresowanie niż wydarzenia na boisku. Kwestię sporną stanowi pirotechnika, która ma co prawda walory wizualne, ale może też doprowadzić do przerwania meczu. Do takiej sytuacji doszło właśnie podczas spotkania Śląska z Legią, gdy dym z rac kibiców gości sprawił, że nie było widać boiska. Istnieją inne sposoby na wspieranie swojej drużyny i tworzenie niesamowitej atmosfery na stadionie, takie jak flagi czy transparenty. Nietuzinkowa oprawa wcale nie musi opierać PRZEGLĄD SPORTOWY 27–29.10.2023 się na pirotechnice, o czym wielokrotnie przekonali się fani Legii, prezentując sektorówki upamiętniające np. powstanie warszawskie.
Pierwszy raz od ponad dekady
39 583 – dokładnie tylu widzów oglądało na żywo mecz Śląsk – Legia. To komplet, ponieważ pozostałe trzy tysiące krzesełek trzeba było przeznaczyć na bufor oddzielający sektor gości od kibiców gospodarzy. To czwarta najwyższa frekwencja w historii występów WKS na Stadionie Wrocław, który dziś nosi nazwę Tarczyński Arena. Rekord padł podczas pierwszego spotkania na tym obiekcie – starcie z Lechią Gdańsk w październiku 2011 roku obejrzał komplet 42 771 kibiców. Niewiele mniej osób przyciągnął na trybuny mecz z Sevillą w eliminacjach Ligi Europy – 41 955 (sierpień 2013). Trzecie miejsce zajmuje spotkanie z Wisłą Kraków – 40 917 (listopad 2011). Transmisję z ostatniego meczu z Legią śledziło ok. 145 tys. telewidzów. Dla porównania warto podkreślić, że spotkania Ekstraklasy w Canale+ ogląda średnio 70 tys. osób. Sponsorzy klubów (LV BET w Śląsku, Plus500 i Fortuna w Legii) mieli więc okazję do zaprezentowania swoich marek przed większą widownią niż zwykle. We Wrocławiu 3,5 tys. kibiców Legii skandowało „Jacek Magiera, Jacek Magiera”. Obecny szkoleniowiec Śląska to w końcu były zawodnik warszawskiego klubu (w latach 1997–2006), który po zakończeniu kariery przez wiele lat pracował w Legii jako trener zarówno młodzieży (2006–2015), jak i pierwszego zespołu 2016– 2017). Był to rzadki przykład, że na piłkarskich stadionach w Polsce możemy być świadkami ładnych gestów skierowanych w stronę rywala. Prosimy o więcej!