Pierwszy gol, pierwszy punkt
Pamiętny wieczór dla Rakowa. Mistrzowie Polski zremisowali 1:1 ze Sportingiem Lizbona. To ich premierowa zdobycz w fazie grupowej europejskich pucharów.
Jeśli starcie ze Sportingiem miało dać odpowiedź, czy Raków to drużyna gotowa do gry w Europie, to długimi fragmentami dawało odpowiedź negatywną. Przegrane z Atalantą oraz Sturmem Graz sprawiły, że do meczu z Portugalczykami mistrz Polski przystępował, nie mając już wiele do stracenia. Chcąc powalczyć jeszcze o przynajmniej trzecie miejsce w grupie, musiał podjąć nieco większe ryzyko niż we wcześniejszych meczach. Albo uściślając: w ogóle podjąć jakiekolwiek ryzyko. Tym bardziej że okoliczności były do tego wymarzone. Już w 6. minucie po analizie VAR za czerwoną kartkę wyleciał najlepszy strzelec rywali Viktor Gyökeres. Konsekwencją ostrego ataku była jednak niestety odnowiona kontuzja Zorana Arsenicia.
Po przerwie zabrali się do pracy
Mając w perspektywie granie praktycznie całego meczu z przewagą jednego zawodnika, wydawało się, że częstochowianie będą musieli zagrać odważniej i zaatakować. Jednak w pierwszej połowie nic takiego nie miało miejsca.
Nawet w tak sprzyjających okolicznościach to rywale wyszli na prowadzenie już w 14. minucie po uderzeniu głową Sebastiana Coatesa. Przy bramce najwięcej zawinił będący od dłuższego czasu w kiepskiej formie Milan Rundić. Jeszcze smutniejsza była reakcja Rakowa na straconego gola. O sportowej złości i chęci szybkiego doprowadzenia do remisu nie było mowy. Zamiast tego oglądaliśmy bezproduktywne rozgrywanie piłki, bez pomysłu. Po zmianie stron brak szturmu na bramkę Franco Israela byłby już poczytany jak sabotaż. Częstochowianie w końcu zaatakowali odważniej, gra toczyła się długimi fragmentami na połowie rywali, ale piłka nadal nie chciała wpaść do bramki.
Dopięli swego
Zgodnie z przedmeczowymi przypuszczeniami Andrzeja Juskowiaka Sporting dawał pograć Rakowowi, ale ten bardzo długo nie potrafił zrobić z tego użytku. Dopiął swego dopiero w 79. minucie. Wyróżniający się tego dnia w Rakowie Srdjan Plavšić dograł do Władysława Koczerhina, a ten jak na tacy wyłożył futbolówkę wprowadzonemu chwilę wcześniej Fabianowi Piaseckiemu. Na zdobytego gola mistrz Polski w końcu zareagował tak, jak powinien na początku meczu. Raków postawił wszystko na jedną kartę i postanowił zagrać o pełną pulę. Niestety mistrzom Polski nie udało się już strzelić drugiego gola.