DOBRE KORZENIE AZS
W maju 2017 roku AZS Częstochowa pożegnał się z Plusligą. W tym sezonie ekstraklasa wróciła pod Jasną Górę, ale pod szyldem Exact Systems Hemarpolu.
MARIUSZ RAJEK: Po sześciu latach Plusliga wróciła do Częstochowy. Jaki to może być sezon dla Exact Systems Hemarpolu?
RYSZARD BOSEK (MISTRZ ŚWIATA I OLIMPIJSKI, BYŁY SELEKCJONER
KADRY): Najważniejsze jest to, że znów będzie pod Jasną Górą najwyższa klasa rozgrywkowa, bo Częstochowa trochę zapomniała o siatkówce. Historycznie to miasto o wielkich tradycjach w tej dyscyplinie. Nowy klub jest budowany przez nowych ludzi i życząc im powodzenia, mam nadzieję, że będzie to trwały projekt.
Dla sporej grupy częstochowian siatkówka zawsze kojarzyć będzie się jednak z AZS. Kiedy w 2017 AZS spadał z Plusligi, wiele osób rzucało w stronę pana i pozostałych członków zarządu oskarżenia, nazywając was „grabarzami częstochowskiej siatkówki”. Kto wtedy najgorzej życzył klubowi?
Na pewno komuś w mieście zabrakło odwagi, żeby wstać i powiedzieć, że jeśli my odejdziemy, to oni wtedy wyłożą pieniądze na siatkówkę. O to zazwyczaj na końcu wszystko się rozbija w sporcie zawodowym. Miasto obiecało spore środki, dało zdecydowanie mniej, a na końcu nawet to chciało zabrać. W którąkolwiek stronę byśmy się wtedy nie zwrócili, nie było chętnego do pomocy. Nie trzymaliśmy się za wszelką cenę stołków. Padały absurdalne oskarżenia, że wyciągałem z klubu pieniądze albo kupiłem samochód za środki AZS. To byłoby trudne, zważywszy na to, że klubowa kasa była pusta. Najgorsze, że podskórna rzeka tych oskarżeń płynęła donikąd. Wszystkie złe rzeczy związane z klubem były zrzucane na nas. Jestem nauczony, że jeśli mam do kogoś zastrzeżenia, to mówię mu to prosto w twarz. Tymczasem wtedy szeptano za plecami, ale odwagi pewnym ludziom zabrakło. Wiadomo, że bez dotacji miejskiej trudno jest klubom funkcjonować. Nam nie chciano pomóc i powiedzieć dlaczego. Z tego powodu było i nadal jest mi przykro. W tym samym momencie kiedy nam zabrano dotację, której fizycznie nie mogliśmy rozliczyć, powołanej prywatnej spółce żużlowej założonej dwa tygodnie wcześniej przyznano w zasadzie od ręki 2,5 miliona złotych. Czyli to nie było tak, że w mieście brakowało pieniędzy na sport. Widocznie jednym się pomagało, a innym wręcz przeciwnie. My stworzyliśmy projekt rozwoju siatkówki, który zaprezentowaliśmy w mieście. Spotkanie było zaplanowane na 1,5 godziny, ale po 15 minutach je przerwano, bo władze uznały, że doskonale to wiedzą i dalsza prezentacja nie ma sensu. Usłyszeliśmy nawet z ironią, że „byli tu już tacy z Rakowa, którzy mówili nam o europejskich pucharach”. Ciekawe, co myślą dziś, patrząc na to, gdzie zaszedł Raków. Naszą winą było to, że w odpowiednim momencie nie wyczuliśmy, że ktoś chce nas wyrzucić. W sytuacji gdy się topisz, próbujesz łapać się każdej deski ratunku. Władze miasta nie mogą spojrzeć w lustro i powiedzieć, że zrobiły coś, aby uratować AZS, który przez 21 lat nieprzerwanie reprezentował Polskę na arenie międzynarodowej. Na tamtym spotkaniu padła również propozycja przekazania miastu akcji niezadłużonego AZS. Reakcji na to jednak nie było. Apogeum nastąpiło w momencie złożenia doniesienia do prokuratury przez władze miasta na zarząd AZS, w tym na moją osobę.
Jak to się skończyło? Prokuratura oczywiście umorzyła sprawę.
Upadek klubu był władzom miasta na rękę, czy takie postawienie sprawy to jednak nadużycie?
Na pewno robiono wszystko, aby AZS nie stanął na nogi. Może ktoś chciał przejąć klub? Dziś już się tego nie dowiemy. Miasto klubowi nie pomogło. Żużel też był w tamtym momencie w trudnej sytuacji, ale on tę pomoc otrzymał. Nowa spółka dostała dotację w takiej kwocie, która nam pozwoliłaby na spokojne miejsce w środku tabeli Plusligi. Nie chcemy zazdrościć Włókniarzowi, ale odbyło się to w dziwny sposób. O podziale pieniędzy decydowały względy pozasportowe, których nawet do końca nie rozumieliśmy.
Kiedyś sportową Częstochowę rozsławiała siatkówka, obecnie wizytówką miasta jest piłkarski Raków. Na mecze europejskich pucharów kibice muszą jednak jeździć do Sosnowca. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że próba zbudowania drużyny na wysokim poziomie jest w Częstochowie trudna.
Wyraźnie widać, że personalia i znajomości decydują o tym, jakie kluby się wspiera. Działacze, którzy muszą radzić sobie sami, dają mimo wszystko radę, co teraz widać na przykładzie Rakowa. Bogaty właściciel zbudował potęgę tego klubu, miasto mu w tym nie pomagało, a w pewnym momencie miałem wrażenie, że wręcz rzucało kłody pod nogi. Brakuje spójnej polityki miasta względem sportu. My się nie zaangażowaliśmy w siatkówkę po to, aby zarabiać na tym pieniądze dla siebie. Byliśmy fanami, którzy chcieli pomóc. Nie wiedziałem wtedy jednak o pewnych układach. To boli, bo do dzisiaj czasami jeszcze słyszę głosy, że to my położyliśmy AZS. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy zaczyna funkcjonować jako prawda. Przekonaliśmy się o tym brutalnie. Wiem, ile najeździłem się, aby znaleźć sponsora dla klubu oraz odpowiednich zawodników. Ukraińcy zarabiali u nas po 2 tysiące złotych. Gdy dziś o tym mówię, to jest mi nawet wstyd z tego powodu, ale takie były realia. W sporcie zawodowym trzeba się poruszać w określonym budżecie. W przeciwnym razie grozi to katastrofą. Gdybyśmy budowali budżet, opierając się na obietnicach, to pewnie do dziś spłacalibyśmy długi. Sport w Częstochowie w dużej mierze funkcjonował i funkcjonuje dzięki operatywnym działaczom. Miasto niewiele w tym pomaga.
Ze środowiska częstochowskiej siatkówki wywodzi się poseł, a wcześniej senator Andrzej Szewiński. Czy w jakiś sposób próbował pomagać AZS?
Zacznijmy od tego, że ktoś wpadł w Częstochowie na pomysł wybudowania dużej, nowoczesnej hali, ale przecież ona stoi pusta. Był projekt rozegrania w niej Ligi Światowej, ale władze miasta, którego wiceprezydentem był wtedy Andrzej Szewiński, tego nie chciały. Mimo siatkarskiego rodowodu dla sportu zrobił niewiele. To jest fantastyczna hala do siatkówki na najwyższym międzynarodowym poziomie. Wiele osób z zewnątrz zastanawia się, dlaczego w Częstochowie nic się nie dzieje. Przyznam, że nie wiem, na jakiej zasadzie to funkcjonuje, bo ktoś przecież tę halę musi obsługiwać. Obiekty w Polsce walczą o interesujące me
Padały absurdalne oskarżenia, że wyciągałem z klubu pieniądze albo kupiłem auto za środki AZS. To byłoby trudne, zważywszy na to, że klubowa kasa była pusta.