Lech znów nie wyszedł z szatni
Pokiereszowany kolejnymi kontuzjami Kolejorz ponownie stracił punkty. W Poznaniu powinni bić na alarm.
John van den Brom wzbrania się i próbuje przekonywać dziennikarzy oraz kibiców, że nie ma mowy o wielkich problemach w defensywie. Holender twierdzi, że jest bardziej zadowolony z tego remisu niż z punktu wywalczonego w rozegranym w tygodniu zaległym spotkaniu z Jagiellonią (3:3). Podkreśla, że w trakcie meczu broni cały zespół, więc wszyscy odpowiadają za stracone bramki. Ale problemy są. Z kim Lech ostatnio nie zagra, traci minimum jedną bramkę. Ostatnią drużyną, przeciwko której Kolejorz zachował czyste konto, była Warta Poznań (2:0), choć Zieloni po trzynastu kolejkach stracili o pięć trafień mniej niż Lech.
Kibice mieli prawo zdębieć
Lubomir Šatka odszedł latem z klubu, Bartosz Salamon jest nadal zawieszony. Z Ligue 1 przybył Miha Blažič i walczy o miejsce w pierwszym składzie najczęściej z Filipem Dagerstålem, ale ani jeden, ani drugi nie są w odpowiedniej dyspozycji i popełniają proste błędy. Elias Andersson zastąpił Pedro Rebocho, jednak ma wyraźne problemy z bronieniem. To zresztą nominalny środkowy pomocnik, który na pewnym etapie gry w Szwecji został przesunięty na lewą obronę. Ciągnie go do ofensywy, chętnie podłącza się do akcji, by współpracować z Kristofferem Velde, ale braki nadal ma duże. Szwed ma zmiennika w postaci Barry’ego Douglasa, który jednak często łapie kontuzje i nie ma zbyt wielkich szans, by wygrać rywalizację z Anderssonem. Alan Czerwiński to bardzo uniwersalny piłkarz, lecz z ograniczeniami. Tylko w październiku Lech stracił w rozgrywkach ligowych aż 11 bramek! Van den Bromowi musi zapalić się czerwona lampka. Zwłaszcza że kibice niepokojąco interpretują słowa m.in. Bartosza Mrozka, który po sobotnim meczu wprawdzie przyznał, że z jednej strony odczuwany jest niedosyt, ale z drugiej stwierdził, że… trzeba szanować punkt, bo to trudny teren. Niektórzy fani z Wielkowcale
GOLA
polski podłapali wypowiedź swojego golkipera i zdębieli. W końcu wszyscy chcą w Poznaniu zdobyć mistrzostwo Polski. W zupełnie innym tonie wypowiedział się natomiast Radosław Murawski, wyraźnie poddenerwowany kolejną stratą punktów.
Poznański szpital
Przed sezonem mówiło się, że Lech znowu będzie miał bardzo szeroką i mocną kadrę. Oczywiście w tym kontekście najwięcej uwagi poświęcano Rakowowi, który na rynku transferowym w Polsce zaskoczył chyba wszystkich, ale sytuacja zmieniła się, gdy poznaniacy odpadli z eliminacji Ligi Konferencji Europy i było wiadomo, że pozostanie im tylko liga oraz Puchar Polski. Rzeczywistość okazała się brutalna. Obecnie sytuacja kadrowa jest bardzo trudna. Holender w meczu z Cracovią nie mógł skorzystać aż z siedmiu zawodników, którzy byli niedysponowani z powodu problemów zdrowotnych. Do tego można dopisać ósme nazwisko, czyli wciąż zawieszonego Salamona.
Trener Lecha miał w Krakowie siedmiu zawodników rezerwowych, ale na rozgrzewce urazu doznał Jesper Karlström i musiał go zastąpić Nika Kwekweskiri, więc van den Bromowi wśród zmienników pozostało tylko pięciu zawodników z pola. Ze składu w wyniku infekcji wypadli Filip Marchwiński oraz Antonio Milić, a przez drobny uraz Artur Sobiech. Pozostali: Dino Hotić, Afonso Sousa, Ali Gholizadeh nadal nie są gotowi do powrotu. Radosław Murawski w spotkaniu z Ruchem w następnej kolejce nie zagra, bo jest zawieszony za kartki. Lecha znowu ratują ofensywni piłkarze – tym razem świetnie dysponowany Velde, ale to było za mało, by wywieźć z Krakowa trzy punkty. Lech w bezmyślny sposób traci kolejne oczka, a niewiele zabrakło, by wrócił do Poznania z niczym. Lechici byli tak słabi w drugiej połowie, że mimo remisu na twarzy Jacka Zielińskiego zadowolenia nie było, bo wiedział, że można było powalczyć o pełną pulę.
Kierunek Bydgoszcz
Jakby tego było mało, poznaniacy nie złapią oddechu między meczami. Już we wtorek w Bydgoszczy zmierzą się w pucharze krajowym z trzecioligowym Zawiszą. I to
nie musi być łatwe spotkanie dla gości. Na trybunach będzie komplet, 14 tysięcy biletów zostało sprzedanych, fani szukają wejściówek w mediach społecznościowych, zainteresowanie jest olbrzymie. Zawisza spadł z Ekstraklasy po sezonie 2014/15, potem rozegrał jedną kampanię w I lidze i trafił od klasy B. Klub krok po kroku był odbudowywany, pierwszy zespół notował kolejne awanse – teraz występuje w III lidze, która jawi się jako najtrudniejsza do awansu dalej. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przypuszczać, że drużyna Zawiszy zagra bardzo zdeterminowana.
Kadra Lecha jest okrojona, a występ wielu piłkarzy w Bydgoszczy nadal niepewny, poznaniacy tracą wiele energii z powodu wysokiego pressingu i w efekcie drugie połowy w wykonaniu drużyny z Poznania niekiedy są na mniejszej intensywności – rywale to widzą. Ekipa z Bydgoszczy nie ma absolutnie nic do stracenia. Jeśli Lech sensacyjnie odpadłby z pucharu, jego kibice wpadliby w szał. W końcu van den Brom potrzebuje tytułu – bez niego w lipcu będzie bezrobotny.