3 PYTANIA DO...
1 Ma pan za sobą dobre lato, po którym można sobie sporo obiecywać. Co się zmieniło? Bardzo dużo, przede wszystkim organizacyjnie, bo dołączyłem do grupy bazowej. Zacząłem pracować z trenerem Wojciechem Toporem oraz Krzysztofem Biegunem i Zbigniewem Klimowskim jako asystentami. Nad całością czuwa Thomas Thurnbichler, który się przygląda i podpowiada. To wszystko się wiąże i sprawiło, że sytuacja się poprawiła. Poza tym zmieniliśmy też technikę skoku. Długo pracowaliśmy nad pozycją dojazdową. To był pierwszy krok, kolejne przychodziły naturalnie, bo skoro pozycja się poprawiła, przełożyło się to na pracę nad wyjściem z progu, a później nad lotem. Do tego dodałbym jeszcze cierpliwość i wiarę w proces. Bez wsparcia Thomasa i Wojtka nie miałbym jej aż tyle. Po tylu trudnych latach wiedziałem, że właśnie tego potrzebuję, że coś zaskoczyło i zaczęło działać. Nie miałem nic do stracenia. Wcześniej próbowałem różnych rzeczy i skoro nic nie funkcjonowało, musiałem zaryzykować.
2 Z czego będzie pan zadowolony po sezonie? Ambicja sportowa, którą zawsze miałem na wysokim poziomie, mówi jedno, chłodne myślenie i logika drugie. Od lat pracuję z psychologiem. Wiem, że potrzebuję ambitnych celów, ale jednocześnie muszą być one realistyczne. Nie mogę nakładać na siebie nadmiernej presji. Wyniki powinny iść za dobrymi skokami, ale ten nasz sport jest czasem dziwny. W sezonie letnim sprawdziło się inne podejście. Mniej koncentruję się na wyniku, a bardziej na sobie i pracy do wykonania.
3 Zostanie pan polskim Manuelem Fettnerem? Austriak wrócił do światowej czołówki grubo po trzydziestce. Manuel jest starszy, ale gdy patrzę na jego wyniki, podoba mi się ten scenariusz. Wielu wracało, choćby Andreas Wellinger. Da się, są na to dowody. Muszę powalczyć! ROZMAWIAŁ KAMIL WOLNICKI,
DZIENNIKARZ „PS” ONETU