WYROK ZOSTAŁ WYKONANY
Jego data śmierci również nie jest w stu procentach potwierdzona. Wybitny piłkarski historyk Andrzej Gowarzewski w swoich publikacjach podawał, że były obrońca Cracovii i reprezentacji Polski Stefan Fryc zginął w czasie powstania warszawskiego, choć bez wskazania, którego dnia ani nawet miesiąca. Brakuje też źródła tej informacji. W innych publikacjach zdecydowanie częściej pojawia się jednak jesień 1943 roku, choć i tu brakuje niepodważalnych faktów. Bezsprzeczną prawdą jest natomiast to, że 9 listopada została ogłoszona lista 50 więźniów skazanych na śmierć i w tym ponurym rejestrze znalazło się nazwisko 49-letniego Stefana Fryca. Zarazem nie istnieją żadne ślady na temat jego dalszych losów, więc z dużym prawdopodobieństwem przyjmuje się, że właśnie wtedy stracił życie. Skazany był nie tylko na śmierć, lecz także na zapomnienie, bo nie ma dokładnej informacji, gdzie wykonano wyrok ani co się stało z ciałami rozstrzelanych osób. Stefan Fryc przetrwał jednak w pamięci ludzi sportu. Za dużo zrobił dla polskiej piłki, by niemieccy okupanci zdołali te zasługi unicestwić.
Gdy kończyła się I wojna światowa, a Polska wracała na polityczną mapę Europy, Fryc miał już 26 lat, więc było oczywiste, że stracił spory kawał piłkarskiego życia, pewnie nawet najlepszy. Miał wtedy sprawy ważniejsze od piłki. Już w 1914 roku został wcielony do armii austro-węgierskiej, rzecz jasna nikt go o zdanie nie pytał. A gdy kształtowała się polska państwowość, już z entuzjazmem zgłosił się do Wojska Polskiego, walczył z bolszewikami w 1920 roku. Dopiero po niemal sześcioletniej wojaczce, kiedy dosłużył się stopnia oficerskiego, mógł się zatroszczyć o sprawy prywatne z uwzględnieniem piłki nożnej. Futbol nawet w koszarach był jego pasją i można zakładać, że kopał piłkę nawet wtedy, gdy z oddali docierały odgłosy frontowe.
Nie chciał zostać zawodowym żołnierzem, mimo że sprawdzeni w regularnym boju wojacy byli przyjmowani w armii z otwartymi rękami. Inaczej wyobrażał sobie przyszłość, można powiedzieć, że całkiem prozaicznie, ale po niespokojnych czasach tęsknił za takim normalnym życiem. Postarał się o zdobycie z oczywistych powodów zaniedbanego wcześniej wykształcenia. Eksternistycznie zdał maturę, zapisał się na Akademię Handlową w Krakowie, zaczął pracować na posadzie bankowca. W sporcie nie istniało zawodowstwo, więc tym bardziej musiał pracować i mieć inne źródło utrzymania, ale dopóki był ligowym graczem, pilnował piłki. Dzięki temu odnosił sukcesy, które na trwałe zapisały go nie tylko w historii Cracovii, lecz także reprezentacji Polski. Był przy tym bardzo wyrazistym piłkarzem, zawsze dobrze przygotowanym fizycznie, twardo grającym i poukładanym pod względem taktycznym. Krótko mówiąc, inteligentnym obrońcą, umiejącym maskować wady i wykorzystywać zalety.
Najlepszy duet
Z Pasami związał się jako szesnastolatek i niemal od razu grał w seniorskiej drużynie. Najpierw z konieczności jako dubler, ale szansę potrafił wykorzystać. Na tyle wyrobił sobie markę, że gdy w 1920 roku postanowił już regularnie grać w Cracovii, kibice przyjęli jego decyzję z entuzjazmem. Mieli nosa, bo Fryc w linii defensywnej spisywał się coraz lepiej, wręcz po profesorsku, doskonale współpracując z Ludwikiem Gintelem. Takiego duetu obrońców zazdrościła Pasom cała piłkarska Polska. W 1920 roku z uwagi na czas wojenny nie udało się doprowadzić do końca mistrzowskich rozgrywek. Dlatego pierwsze mistrzostwa Polski odbyły się w roku następnym i niespodziewanie finałowy turniej wygrała Cracovia. Wielkim faworytem była Pogoń Lwów, ale zaszczycić dopiero czwarte miejsce, co było sensacją. Tymczasem Cracovia w mistrzowskim turnieju (nie było jeszcze formuły rozgrywek ligowych) spisywała się znakomicie, z ośmiu meczów wygrała siedem i jeden zremisowała.
Poziom międzynarodowy
Ostatni mecz zagrała na stadionie Pogoni we Lwowie, odnosząc efektowne zwycięstwo 5:2, co wypchnęło lwowiaków poza podium! „W sferach sportowych zwycięstwo Cracovii było pewne, gdyż Cracovia jest dziś osobną klasą polską; żadna z drużyn krajowych nie dorównuje jej pod względem techniki, kombinacji i systemu gry. Cracovia zdobyła w tym roku mistrzostwo Polski i tym się przynajmniej po
Urodzony 10 sierpnia 1894 roku w Nowej Wsi Szlacheckiej, zmarł 9 listopada 1943 roku w Warszawie; obrońca; kluby: Cracovia (do 1926, 14 meczów/0 goli), Legia Kraków (1927)*
Mistrz Polski 1921
Uczestnik igrzysk olimpijskich 1924
Reprezentacja: 8 meczów/0 goli
* uwzględnione są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkowej
możemy, gdyż wiemy, że Cracovia nam wstydu nie zrobi. Tytuł mistrza słusznie jej się należy. A na meczu z Pogonią zadokumentowała, że jest drużyną pierwszoklasową w znaczeniu międzynarodowym. Każdy bezstronny widz, któremu na rozwoju sportu polskiego zależy, radował się, że mamy w Polsce drużynę o tak wysokiej klasie” – zachwycał się „Przegląd Sportowy”. Fryc z powodu kontuzji musiał opuścić boisko już na początku drugiej połowy. Zmiany w trakcie gry były wówczas zakazane, ale osłabiona liczebnie Cracovia strzeliła jeszcze dwa gole.
Kapitan Polski
W następnym roku Pasy w mistrzostwach zajęły trzecie miejsce, lecz dla Fryca ten czas był ważniejszy z innego powodu. Zagrał w reprezentacji Polski. 28 maja 1922 roku debiutował w Sztokholmie w meczu ze Szwecją (2:1) i było to pierwsze zwycięstwo w historii Biało-czerwonych.
We wrześniu – jak się okazało jedyny raz w karierze – był nawet kapitanem reprezentacji Polski. Nasz zespół zagrał na wyjeździe z Rumunią (w Czerniowcach, czyli dzisiejsza Ukraina). Mecz miał posmak skandalu, bo kilku naszych reprezentantów nie miało ważnych paszportów, więc aby przekroczyć granicę, przedstawili dokumenty innych piłkarzy, którzy zostali w kraju. Najbardziej intrygująca historia dotyczyła debiutu Jerzego Bułanowa, który z urodzenia był Rosjaninem i z rodziną uciekł do Polski z Moskwy przed bolszewickimi porządkami. Zasymilował się z Polakami, ale wtedy wszystko było świeże i zwyczajnie nie miał jeszcze szans na uzyskanie polskich papierów. Piłkarscy działacze wybawili go z tego problemu, łamiąc prawo. Z dzisiejszej perspektywy brzmi to niczym anegdota, a jednak łatwo sobie wyobrazić, że mieliśmy do czynienia z dużą aferą. Inna sprawa, że w tamtych czasach – kiedy weryfikacja tożsamości sportowców mogła być utrudniona, bo nie byli powszechnie rozpoznawalni – gra na lewych papierach jednak od czasu do czasu zdarzała się nawet na poziomie reprezentacyjnym.
W 1924 roku Stefan Fryc został olimpijczykiem, ale powody do satysfakjęła cji na tym się kończą. Polska od razu (o awans do 1/8 finału – obowiązywał system pucharowy) trafiła na zespół z Węgier i została potraktowana bardzo brutalnie. Obie ekipy dzieliła wówczas sportowa przepaść, choć warto zaznaczyć, że w następnej grze, której stawką był ćwierćfinał, Madziarzy przegrali z Egiptem 0:3. Z Polską nie mieli jednak najmniejszych problemów. Nasi jako tako trzymali się do przerwy, kiedy stracili jedną bramkę. Po zmianie stron nie wytrzymali naporu i dali sobie strzelić następne cztery gole (0:5). Pomijając fakt, że Węgry były dla Biało-czerwonych tradycyjnie niewygodnym przeciwnikiem, tym razem nasi byli w słabej formie. Przed turniejem dwa razy zmierzyli się w Sztokholmie (oficjalnie, potem sparingowo) ze Szwecją, którą na tym samym stadionie dwa lata wcześniej pokonali. Tym razem przegrali 1:5 i 1:7. Nie tylko 30-letni Fryc, ale także cała drużyna po powrocie była w podłym nastroju, bo zmarnowała niezwykłą szansę i nadszarpnęła zaufanie kibiców.
W kadrze już nigdy nie zagrał, powoli przygotowywał się też do zakończenia klubowej kariery. Nieoczekiwanie pojawił się jeszcze w towarzyskim meczu Cracovii z Wawelem Kraków, ale było to już tylko pożegnanie z futbolem, choć media zwracały uwagę, że „stary Fryc” za wcześnie jest wysyłany na emeryturę.
Syn zginął na Słowacji
Potem już tylko był kibicem i sumiennym pracownikiem Powszechnego Banku Kredytowego. Uregulowane życie znowu przerwała wojna. Wrócił do armii, brał udział w kampanii wrześniowej, został internowany. W obronie ojczyzny walczył też jego syn Czesław Fryc, który w 1940 roku zginął na Słowacji podczas próby przedostania się do wojsk polskich. Jego ojciec po zwolnieniu z internowania postanowił przyjechać do Polski i zamieszkać w Warszawie. Niemcy nie dali mu jednak spokoju. Polski oficer i przedwojenny reprezentant kraju wkrótce został aresztowany przez gestapo i po prowizorycznym śledztwie skazany na śmierć przez rozstrzelanie.