Nie było lepszego od Messiego
MARCIN DOBOSZ: Po raz ósmy Złotą Piłkę wręczono Leo Messiemu. Zasłużenie?
RADOSŁAW KAŁUŻNY (KOMENTATOR „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO”): A pana zdaniem?
DOBOSZ: Według mnie tak, bo jednak zdobycie mistrzostwa świata jest szczytem szczytów.
KAŁUŻNY: Uważam dokładnie tak samo. Wydaje mi się, że głosy niezadowolenia z tego, że Złotą Piłkę zgarnął Messi, pochodzą od młodszych kibiców piłki, którzy rozgrywki klubowe przedkładają nad rywalizację reprezentacji. Podejrzewam też, że są to fani Premier League, a stąd już krótka droga do Erlinga Haalanda i jego Złotej Piłki. Nie przeczę, to świetny piłkarz, ale Messi jest wybitny. Po prostu mistrz świata. Też widziałem, że w mundialu w Katarze chłopaki z Argentyny musieli trochę pobiegać, popracować za swojego szefa, odciążyć go, ale kiedy piłka trafiała do Messiego, przyklękali wszyscy. Poza tym jest kapitanem z prawdziwego zdarzenia, bo samą obecnością sprawiał i sprawia, że zespół Argentyny dostaje skrzydeł i osiąga nieprawdopodobną pewność siebie. Nie było lepszego w historii. Nie chcę tu go porównywać z Diego Maradoną, bo rodak Messiego
był wielki w kompletnie innych czasach, okolicznościach, innej piłce. Erling Haaland, superstrzelec Premier League i triumfator Ligi Mistrzów miał pecha, że taki sezon rozgrywał w roku mistrzostw świata. Poza tym bez osiągnięć z kadrą trudno mu będzie o Złotą Piłkę. Norweska reprezentacja jest słabsza choćby od naszej, gdy weźmie się pod uwagę, że mundial w Katarze obejrzała w telewizji.
A w ogóle wyżej od Haalanda stawiam Kyliana Mbappe. Jest bardziej wszechstronnym piłkarzem, zdecydowanie bardziej efektownym i wydaje mi się, że po erze Messiego właśnie Francuz będzie każdego roku murowanym kandydatem do Złotej Piłki. Pod warunkiem, że zdrowie będzie mu dopisywało i… zmieni Paris Saint-germain na przykład na Real Madryt. Jeżeli do tej pory nie udało mu się z paryżanami wygrać Ligi Mistrzów z Neymarem i Messim w jednym składzie, to nie bardzo wierzę, że uczyni to w najbliższych latach. Wydaje mi się, że zmiana otoczenia dałaby Mbappe mocny impuls do realizacji wielkich wyzwań. A ma 24 lata, czyli za moment wejdzie w najlepszy wiek do grania.
DOBOSZ: Wyniki plebiscytów dla wielu bywają zaskakujące. Co prawda zwycięstwo Karima Benzemy w ubiegłym roku nie wzbudziło wielkich kontrowersji, ale nie spodobało się panu drugie miejsce Sadio Mane, a jeszcze bardziej fakt, iż tytułem drużyny roku nie uhonorowano Realu Madryt, a Manchester City. Narzekał pan wtedy: „Chyba w nagrodę za to, że dobrze prowadzą księgowość albo pracownicy mówią «dzień dobry» sąsiadom. Na pewno nie za osiągnięcia sportowe. Gdyby je brano pod uwagę, musiałby zwyciężyć Real Madryt. A za co na drugim miejscu znalazł się Sadio Mane? Generalnie nie jestem jego fanem. Piłkarsko mi nie podchodzi, a tych kilka goli, które strzelił w Bayernie, to i ja bym strzelił, mając takich kolegów w zespole”.
KAŁUŻNY: Co do Sadio Mane generalnie nie pomyliłem się, bo jego przygoda z Bayernem była krótka i nieudana. A Manchester City zasłużył na wyróżnienie, ale teraz, co słusznie nastąpiło, a nie w minionym sezonie.
DOBOSZ: Robert Lewandowski zajął 12. miejsce, co zostało przyjęte neutralnie.
KAŁUŻNY: To prawda. Nie wzbudziło to żadnych emocji, ale pamiętajmy, że rozmawiamy o kapitanie reprezentacji, która w światowym rankingu plącze się w okolicach 30. miejsca. W pewnym sensie żal mi, iż w 2020 roku ze względu na pandemię nagrody nie przyznano, a w tamtym momencie Robert bez dyskusji powinien wyjść z sali ze Złotą Piłką pod pachą. Powinniśmy pogodzić się z myślą, że z naszych rodaków długo nikt nie znajdzie się tak blisko tego, jakby nie patrzeć, prestiżowego osiągnięcia. Powiem więcej – nie spodziewam się, by za mojego życia objawił się nam ktoś pokroju Roberta. Pewnie, ma swoje wady, jak każdy, wielkie turnieje w ogóle mu nie wychodziły, lecz jest to piłkarz ze światowej czołówki, to znaczy był. Do niedawna wymieniano jego nazwisko w towarzystwie Messiego i Cristiano Ronaldo. Na podobnego nasz naród długo poczeka.
DOBOSZ: A któremu z obecnych polskich piłkarzy przyznałby pan naszą rodzimą Złotą Piłkę, powiedzmy za ubiegły rok?
KAŁUŻNY: Rozumiem, że to zabawa, ale OK. Wręczyłbym ją Sebastianowi Szymańskiemu. W mojej ocenie na dziś najciekawszym z naszych piłkarzy. Bardzo mi imponuje, jak krok po kroku buduje swoją markę. Mało gada, bo nie wypada z lodówki i wywiadów udziela tyle, co ja niegdyś, a przede wszystkim dużo robi na boisku. Ładnie pokazał się w lidze rosyjskiej, w następnym kroku zachwycił Holandię, a teraz to samo robi w Turcji. Aż jestem ciekaw, gdzie jest jego sufit. Wiem, wiem. W Fenerbahce dopiero zaczął granie, lecz golami i asystami zdążył udowodnić, iż podbicie Turcji leży w jego zasięgu. Zaraz, zaraz – on już tam „zamiata”! Życzyłbym, by spróbował sił w silniejszej lidze. Naprawdę jestem ciekaw, jak potoczy się kariera Sebastiana.
DOBOSZ: No to gdzie konkretnie pan by go widział?
KAŁUŻNY: Ostatnio nawet się nad tym zastanawiałem i pomyślałem, że fajnie byłoby, gdyby trafił do Anglii lub Hiszpanii. Konkretnie do Manchesteru United lub Barcelony. To wielkie kluby, choć ten pierwszy w kryzysie, a Barca na pewnym zakręcie. Z najlepszych lig świata. Dziś nie są w stanie przyciągnąć piłkarzy z absolutnego topu, zmuszone są więc do sprowadzania mniej oczywistych. I tak trochę sobie marząc w wyobraźni, widzę tam Szymańskiego. Jasne, że w Premier League nieco wątły Sebastian musiałby użerać się z osiłkami, lecz skoro do tej pory w trzech całkiem poważnych ligach dał radę… I ten jego kontrolowany luz. Mówię poważnie – Sebastian wygląda na boisku flegmatycznie, jakby to wszystko, co dookoła się dzieje, miał w czterech literach. Jednak to tylko pozory. I nigdzie nie potrzebował wiele czasu na aklimatyzację. Bywa, że nią usprawiedliwia się słabsze granie. A Szymański wchodzi i staje się liderem z liczbami. Dlatego Turcy już zdążyli go pokochać, choć akurat u tamtejszego kibica droga od miłości do nienawiści jest bardzo krótka.