NIEZNOŚNA LEKKOŚĆ KRÓTKIEJ KOŁDRY
Bez wartościowych piłkarzy na ławce rezerwowych planowanie ligowych sukcesów to jak zapisywanie się do gry hazardowej. Można wygrać, ale prawdopodobieństwo porażki jest znacznie większe. Jeżeli ktoś z tej lekcji nie wyciąga wniosków, zwykle płaci słoną cenę. Na Jagiellonię w tym sezonie spływają pochwały i już nie wiadomo, kto bardziej na nie zasłużył: młody trener Adrian Siemieniec czy wyjątkowo skuteczny w działaniach dyrektor Łukasz Masłowski. Jest tak dobry, że gdyby tylko chciał, bez trudu znalazłby sobie pracę w kilku innych polskich klubach, pewnie za większe pieniądze niż ma w Białymstoku. Jego pozycję wzmacnia oferta z Rakowa Częstochowa, o której w środowisku intensywnie się plotkuje, choć w oficjalnych przekazach temat nie istnieje. Dla Masłowskiego to sytuacja idealna, bo do niczego nie musi się odnosić, żadnego potwierdzania i zaprzeczania, a jednak szefowie Jagi utwierdzają się w przekonaniu, że zatrudnili gościa, który nadzwyczajnie zna się na rzeczy. Można wymyślać teorie, że transfery to tylko jeden z kilku obszarów działalności dyrektora sportowego, ale to wersja dla dyrektorów słabych, którzy wolą rozmywać swoją odpowiedzialność, bo jeżeli na twardych liczbach okaże się, że w pracy są mało efektywni, to co wtedy? Wolą mówić, że poświęcają też czas na doglądanie klubowej akademii, rozmowy ze sponsorami, w ogóle starają się wszystko spinać i koordynować.
★★★
Tak naprawdę najważniejszym kryterium weryfikującym wartość dyrektora sportowego jest skuteczność na rynku transferowym. Brzmi prosto i zwięźle, a jednak jest skomplikowane, bo robota ciężka i niewdzięczna, wymagająca cierpliwości, asertywności, umiejętności oceny potencjału piłkarza. A to wszystko i tak niewiele znaczy, jeżeli dyrektor nie ma dalece rozwiniętych zdolności negocjacyjnych. Powinien być wybitnym sprzedawcą i wytrawnym kupcem – takim, który nigdy nie kupuje po cenie wygórowanej. Musi ocenić, kiedy jest za drogo, a kiedy warto wydać trochę więcej, bo inwestycja w końcu się zwróci. Jest to tak trudne, że zgodnie przyjmuje się, iż wystarczy 50 procent transferów, które wypaliły, czyli miały oczekiwany korzystny wpływ na drużynę, by uznać to za rezultat pozytywny.
Tymczasem w ostatnim oknie transferowym transfery Jagiellonii sprawdzają się praktycznie w komplecie, a jedyna wątpliwość wynika z tego, że 13 ligowych kolejek to jesz