Czas zejść na ziemię
W przeszłości uznawany był za wielki talent, grał m.in. w Legii, Kaiserslautern czy QPR. Po powrocie do Polski Ariel Borysiuk związał się z Ii-ligową Chojniczanką i niespodziewanie napotkał na problemy.
MARIUSZ RAJEK: Wydawało się, że przychodził pan do Chojnic odbudować się, a tymczasem jest chyba trudniej, niż można było przypuszczać. W ostatnich ośmiu meczach zagrał pan jedynie 26 minut.
ARIEL BORYSIUK: To są decyzje trenera, kto i kiedy pojawia się na boisku. Cały czas jestem do jego dyspozycji, zdrowy i trenuję normalnie. Ostatnio w Bytomiu też nie wszedłem na boisko, ale muszę dalej robić swoje. Wcześniej miałem drobne urazy, a teraz trudno wskoczyć do składu, bo drużyna ma dobrą serię. Na pewno liczyłem na więcej gry, ale nie wszystko zależy ode mnie.
Czy II liga zaskoczyła pana poziomem? Ta klasa rozgrywkowa jest chyba nieco niedoceniana. Grają tu bez wątpienia profesjonalne drużyny, tego w ogóle nie ma co deprecjonować. Każdy punkt trzeba wywalczyć. To bardzo wyrównana liga, co widać po spłaszczonej tabeli. My też jesteśmy tego dobrym przykładem. Na początku sezonu byliśmy w słabej formie, mieliśmy ewidentny dołek, ale teraz mamy niezłą serię, nie przegraliśmy od ośmiu spotkań i jesteśmy w czubie tabeli. Jak się złapie dobrą serię meczów, to można od razu wskoczyć do czołówki.
Można pana nazwać prawdziwym obieżyświatem. Grał pan w Anglii, Niemczech, Rosji, ale również w Mołdawii, Indiach, ostatnio w Albanii. Skąd przywiózł pan najlepsze wspomnienia?
Każde miejsce ma swój urok. Z każdego kraju w pamięci zostanie zarówno coś dobrego, jak i te gorsze chwile, tak jak w życiu. Na początku moja kariera na pewno fajnie się rozwijała, choćby dlatego, że grałem w Anglii (Queens Park Rangers – przyp. red.). Potem kierunki były już bardziej egzotyczne. Jeśli chodzi o jakość piłkarską, to nie można ich porównać do Anglii, ale to, co w życiu zobaczyłem, jest moje i na zawsze już ze mną zostanie. Grając w albańskim Laci, chyba nie spodziewał się pan, że reprezentacja tego kraju będzie zdecydowanie bliżej awansu na EURO 2024 od Polski? Trudno mi się do tego odnieść, bo w kadrze Albanii nie ma żadnego piłkarza z ich rodzimej ligi. Ci najlepsi grają poza Albanią, więc nie jestem raczej fachowcem w tej sprawie.
Wcześniej grał pan w Chennaiyin. Połączenie Indii i piłki nożnej brzmi dość egzotycznie.
Zgadza się, bo to jest jeszcze futbol taki trochę półprofesjonalny. Finansowo na pewno są w stanie ściągnąć dobrych zawodników, ale mających najlepsze lata za sobą i tak naprawdę traktujących to jako piłkarską emeryturę.
Sheriff Tiraspol, w barwach którego zaliczył pan 10 występów, pojawia się w przewodnikach po Mołdawii jako jedna z największych atrakcji. To faktycznie aż taki fenomen czy w tym kraju nie ma zupełnie nic ciekawego?
Czy ja wiem? Aż tak bym nie przesadzał. Piłkarsko na pewno jest to absolutny hegemon u nich w kraju. Żaden inny klub nie ma do Sheriffa podejścia w lidze pod żadnym względem. Poza Sheriffem piłka w Mołdawii jest półamatorska. Ten kraj nie należy też do najlepiej rozwiniętych, więc piłkarze w Tiraspolu muszą zarabiać 10 razy więcej niż w pozostałych drużynach. Oni każdego roku na mistrza są skazani i jedynym wyznacznikiem jest gra w Europie. Teraz również grają w fazie grupowej Ligi Europy, to jest podstawa ich funkcjonowania. Mistrzostwo Mołdawii mają zagwarantowane z marszu.
Powróćmy jeszcze na krajowe podwórko. Z Legią zdobył pan mistrzostwo i cztery Puchary Polski. Myśli pan, że stołeczni odzyskają tytuł w tym sezonie?
Bardzo bym chciał, kibicuję Legii. Mają lekki dołek, ale to doświadczona drużyna z dobrym trenerem, który z pewnością będzie wiedział, jak ich z tego wyprowadzić. Liga jest dość mocna w tym sezonie. Lech nie gra w pucharach i na pewno łatwiej będzie mu się skupić na walce o tytuł. Szykuje się bardzo interesujący sezon w Ekstraklasie i sam jestem ciekawy, jak to wszystko się skończy.
Marzy się panu jeszcze powrót na Łazienkowską?
Myślę, że trzeba zejść na ziemię. Być może kiedyś w trochę innej roli, ale jako zawodowy piłkarz pierwszej drużyny już raczej nie. Życie pisze różne scenariusze, zobaczymy, co mi przyniesie.
Chojnice to przyjemne miejsce do życia? Czy bardziej jednak przystanek do gry na wyższym poziomie? Ma pan 32 lata, a więc trochę grania jeszcze przed panem.
Nie myślę o tym w takich kategoriach, czy jeszcze pójdę grać do wyższej ligi, czy nie. Po prostu trzeba doceniać to, co się ma w danym momencie. Widocznie zasłużyłem na to, że jestem teraz w miejscu takim, a nie innym. Na pewno nie mam się czego wstydzić. Jest tu bardzo przyjemny klimat. Chojniczanka to klub balansujący pomiędzy I a II ligą. W poprzednim sezonie spadli i teraz jedynym celem jest awans. Mam nadzieję, że mimo tego kiepskiego początku uda nam się go zrealizować.