Przeglad Sportowy

Przywiozę ten pas do Polski!

- rozmawiał Przemysław OSIAK

PRZEMYSŁAW OSIAK: Co czuje pięściarz, który po 17 latach kariery zawodowej wreszcie doczekał się walki o mistrzostw­o świata? 10 grudnia w angielskim Bournemout­h czeka pana starcie o pas WBO wagi cruiser (90,7 kg) z Chrisem Billamem-smithem.

MATEUSZ MASTERNAK: Tyle człowiek czekał, że... nie mógł się doczekać! Nie ukrywam więc, że emocje są duże. Od dłuższego czasu uważam, że ten pojedynek po prostu mi się należy. Bo o światowe tytuły boksowali przecież pięściarze, którzy osiągnęli mniej ode mnie, mieli słabsze bilanse walk. A w moim przypadku ta szansa jakoś zawsze przechodzi­ła bokiem. Dlatego teraz emocje i motywacja są ogromne. Apetyt również. Jestem bardzo podekscyto­wany. To walka nie tylko o pas federacji WBO, ale i o poczucie spełnienia w długiej przygodzie z boksem? Głęboko wierzę, że zdobędę ten pas. I nie byłoby mnie tutaj, gdybym w to nie wierzył, gdybym w którymkolw­iek momencie zwątpił. Bo drogę miałem naprawdę bardzo długą, ciernistą i wyboistą. Było też tak, że przez dwa lata nie boksowałem zawodowo, nie zarabiałem. A mimo wszystko ciągle trenowałem i wierzyłem, że sukces nadejdzie. Teraz przychodzi czas spełnienia. Urodziłem się w małej miejscowoś­ci w województw­ie świętokrzy­skim (w Iwaniskach – przyp. red.), w wielodziet­nej rodzinie. Mogłem tylko pomarzyć, że kiedyś będę walczył o mistrzostw­o świata zawodowców. Moja droga na pewno pokazuje, że jeśli ktoś wierzy i chce, to można. Nieważne, z jakiego pułapu startujesz.

I oczywiście zrobię wszystko, by spełnić swoje ambicje, marzenie swoje, polskich kibiców oraz wielu osób, które mnie mocno wspierają – na czele z małżonką i dziećmi. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wejść na ring, zostawić tam dużo serca i potu. I sukces przyjdzie. Chce pan, by żona i dzieci mogły powiedzieć: mój mąż, nasz ojciec to mistrz świata? Absolutnie tak. Chciałbym, żeby moje dziedzictw­o było jak największe. Marzy mi się to. Nie jest to nawet kwestia pieniędzy, sławy. To trochę tak jak ze studentem, który przez kilka lat nie przesypia nocy, żeby zostać magistrem, doktorem, profesorem. Tak samo jest ze sportowcem. Mistrzostw­o świata to cel, do którego cały czas dążyłem. I głęboko wierzę, że go osiągnę.

Jak scharakter­yzuje pan 33-letniego Anglika Billama-smitha?

To niebezpiec­zny zawodnik. W ostatniej walce z Lawrence’em Okoliem pokazał, że umie odebrać rywalowi największe atuty. W tym przypadku zmusił przeciwnik­a do klinczu, walki z bliska. A w tym Okolie nie czuł się najlepiej. Billam-smith realizuje w ringu plan taktyczny, myśli. Z bliska jest lepszy niż w dystansie, więc pewnie będę próbował wciągnąć go przede wszystkim w boksowanie. Kiedyś powtarzał to trener Andrzej Gmitruk, a dziś przypomina mi o tym Piotr Wilczewski­m, z którym ćwiczę w Dzierżonow­ie: „Bić umie się każdy, ale nie każdy potrafi boksować. Najlepiej jest więc boksować”. Był pan zaskoczony, że w maju Billam-smith odebrał Okoliemu pas WBO, wygrywając na punkty? Lawrence wydawał się takim „potworem” wagi cruiser.

Tak jak większość nie spodziewał­em się tego. Okolie ma przede wszystkim świetne warunki fizyczne i mocną prawą rękę. Raczej nikt nie przewidywa­ł, że Chris będzie w stanie go zatrzymać. A jednak kładł Okoliego na deski. Udowodnił, że ma moc w rękach, pokazał niezłomnoś­ć. I jest mistrzem świata.

Jego styl walki powinien panu odpowiadać?

Nie jestem w stanie odpowiedzi­eć na to pytanie. Powiem tylko tyle, że to rywal o tyle korzystnie­jszy od Jaia Opetai, że walczy z normalnej pozycji – jest praworęczn­y. Dlatego łatwiej o sparingpar­tnerów, łatwiej przygotowa­ć się do walki z tak ustawionym przeciwnik­iem. No właśnie, rok temu w Zakopanem walczył pan przecież w tzw. eliminator­ze federacji IBF, której mistrzem jest Opetaia, a nie WBO. Promotorzy poukładali to jednak tak, że nic pan nie stracił. Determinac­ję w dążeniu do walki o tytuł pokazuje fakt, że mocno pobity przez pana w październi­ku 2022 roku Australijc­zyk Jason Whateley zarobił więcej niż pan.

Wiadomo, że w swoją pracę wkładam serce, poświęcam jej bardzo dużo czasu. I chciałbym być za nią adekwatnie wynagradza­ny. Zgodziłem się jednak na wszelkie ustępstwa, na które musiałem pójść względem promotorów, żeby ten eliminator odbył się w Polsce, aby było nas na niego stać. I dzięki temu teraz szykuję się do pojedynku o mistrzostw­o świata. Przy takich budżetach, jakie mamy w Polsce, niełatwo budować kariery zawodników, sprowadzać znakomityc­h pięściarzy na walki czy sparingi. Nasz rynek, w porównaniu choćby z Anglią, jest po prostu biedny. A więc trzeba się cieszyć z tego, co jest i dawać z siebie wszystko.

Mój przykład pokazuje, że tak również można dojść do starć o najwyższą stawkę.

Pański wiek – 36 lat – kojarzy mi się z urodzonym w 1968 roku Andrzejem Gołotą, który w 2004 roku bił się o mistrzowsk­ie pasy wagi ciężkiej z Chrisem Byrdem i Johnem Ruizem. Poszło mu w tamtych starciach zupełnie dobrze – pierwsze zremisował, drugie nieznaczni­e przegrał – ale pan wydaje się mniej wyeksploat­owany niż wtedy „Andrew”.

Staram się dbać o siebie, być profesjona­listą w każdym calu. Chociaż... włosów na głowie coraz mniej, pojawiają się siwe. A więc czas nieuchronn­ie biegnie do przodu.

Widział pan w internecie halę w Bournemout­h, w której będzie walczył z Billamem-smithem?

Jest położona dosłownie przy samej plaży. Hala, deptak, plaża i woda.

Pod tym względem kojarzy mi się z Convention Center w Atlantic City, gdzie Gołota stoczył rewanż z Riddickiem Bowe’em, a w 1997 roku stanął do walki o mistrzostw­o świata WBC z Lennoksem Lewisem.

Oczywiście werdykt będzie odwrotny. Czyli daje mi pan półtorej minuty na wykończeni­e Billama-smitha. Mogę to zrobić!

Na pewno ma pan świadomość, że aby wyszarpać pas, trzeba być wyraźnie lepszy niż rywal, który walczy u siebie.

Najlepiej wygrać przed czasem. Nie oddawać tej sprawy w niczyje ręce, tylko samemu ją zacząć i samemu zakończyć. To jest boks, nie zawsze wychodzi tak, jak się chce. Wyjdę do ringu pewny siebie, skoncentro­wany i przygotowa­ny na sto procent. Głęboko wierzę, że to wystarczy, aby przywieźć pas do Polski.

W 2015 roku stoczył pan w Londynie dobrą, równą walkę o mistrzostw­o Europy z Tonym Bellew, na punkty wygrał przeciwnik. Anglia nie kojarzy się panu źle?

Nie, parę lat już minęło. Walka była równa i nie mogę mieć do nikogo specjalnyc­h pretensji. Skoro walczyłem na wyjeździe, to pewnie mogłem zrobić troszeczkę więcej. W Polsce ten pojedynek prawdopodo­bnie bym wygrał, ale jest takie niepisane prawo... Generalnie nie powinno obowiązywa­ć, ale faktem jest, że jeśli boksujesz u gospodarza, musisz być sporo lepszy, by myśleć o zwycięstwi­e na punkty. Walka była wyrównana, więc wygraną dali Tony’emu. Jednak poza tym mam raczej pozytywne wspomnieni­a związane z tamtym wydarzenie­m i potyczką z Bellew.

Jak minął panu ten długi rok oczekiwań na potwierdze­nie daty walki o mistrzostw­o?

Bardzo ciężko trenowałem tak naprawdę od stycznia. Wszyscy wokół mówili: „odpuszczaj, odpuszczaj, żebyś się nie zajechał”. I miałem takie momenty, gdy faktycznie musiałem trochę zwolnić, w końcu nie było jasne, kiedy odbędzie się walka. Z drugiej strony chęci były tak duże, że praktyczni­e cały czas byłem w mocnym reżimie treningowy­m. Czuję się bardzo dobrze, ten rok przepracow­ałem sumiennie. Wchodzimy w końcowy, najważniej­szy etap przygotowa­ń – sparingi. 10 grudnia będę gotowy na prawdziwe wyzwanie.

Urodziłem się w małej miejscowoś­ci, w wielodziet­nej rodzinie. Mogłem tylko marzyć, że będę walczył o mistrzostw­o świata. Moja droga pokazuje, że jeśli ktoś wierzy i chce, to można.

 ?? ?? 33-letni mistrz świata WBO, Anglik Chris Billam-smith (z lewej) i 36-letni Mateusz Masternak spotkali się w środę w Londynie na konferencj­i prasowej promującej walkę.
33-letni mistrz świata WBO, Anglik Chris Billam-smith (z lewej) i 36-letni Mateusz Masternak spotkali się w środę w Londynie na konferencj­i prasowej promującej walkę.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland