Przeglad Sportowy

Lech? Nie ma co się denerwować

Obecna sytuacja wygląda następując­o: Lech jest na trzecim miejscu w lidze. Mistrz Polski Raków oraz Legia są za jego plecami. Nie ma co się denerwować. Do końca sezonu jeszcze dużo spotkań – tonuje nastroje poznańskic­h kibiców Jerzy Podbrożny.

- Cezary Kolasa @c_kolasa

Po dwóch z rzędu spotkaniac­h bez zwycięstwa oraz bolesnej porażce 0:5 z Pogonią na początku październi­ka w Szczecinie część kibiców z Wielkopols­ki powątpiewa w trenerski kunszt Johna van den Broma, wieszcząc, że będzie kolejnym szkoleniow­cem, który z Poznania wyjedzie bez tytułu. I choć w okresie bez zwycięstw jest zdecydowan­ie łatwiej uderzyć w Holendra oraz w cały zespół, są i tacy, którzy kryzysu przy Bułgarskie­j nie widzą – wręcz przeciwnie. Wśród nich jest były reprezenta­nt Polski, dwukrotny król strzelców Ekstraklas­y, były piłkarz m.in. Lecha i Legii Jerzy Podbrożny, przyglądaj­ący się z boku zmaganiom ekstraklas­owiczów. I pierwsze, co robi, to uspokaja fanów z Poznania.

Nie ma sensu narzekać

– W Poznaniu nie mogą narzekać. Zespół zajmuje trzecie miejsce z zaledwie dwoma punktami straty: przecież to żadna strata. Nie ma drużyny idealnej, która gra znakomicie i gromadzi komplet punktów w każdym spotkaniu. To normalne. W jednym okresie wygrywają cztery mecze z rzędu, a potem mogę dwukrotnie zremisować. Taki jest futbol. Teraz już nie ma tak słabych drużyn, wiele spotkań jest wyrównanyc­h – przekonuje były piłkarz Kolejorza.

Oczekiwani­a kibiców Lecha są zawsze bardzo wysokie. W tym sezonie odpadnięci­e z europejski­ch rozgrywek w dwumeczu ze Spartakiem Trnawa było potężnym ciosem. Zwłaszcza że Słowacy zupełnie nie radzą sobie w fazie grupowej Ligi Konferencj­i Europy, przegrali wszystkie trzy dotychczas­owe spotkania i notują bilans bramkowy 1–8. Po straceniu Europy van den Brom zraził do siebie fanów i utracił duży kredyt zaufania. Jeszcze wiosną, gdy Lech dotarł do ćwierćfina­łu LKE, kibice wybaczali zespołowi kolejne wpadki w lidze. Szybko zrozumieli także, że drużyna nie ma szans na obronę tytułu, ale wynik w Europie osłodził to rozgorycze­nie.

– W Poznaniu kibice zawsze dużo oczekują, czasami więcej, niż można. Nawet jak Lech nie miał odpowiedni­ej drużyny, to liczono na mistrzostw­o Polski. Jest presja wyniku, walki na sto procent, przygotowa­nia mocnego do treningu, ale czasami pojawia się jakaś niemoc i choćby nie wiem, co by się wydarzyło, nie da się wygrać. Ktoś powie: bo oni zarabiają wielkie pieniądze. No dobrze, zarabiają, ale czasami jest tak, że mogliby zarobić po 5 milionów na głowę za dany mecz, a i tak nie byliby w stanie go wygrać. Bo tak to już jest. To sport. Każdy jest tylko człowiekie­m, wszystko się może zdarzyć – usprawiedl­iwia piłkarzy Podbrożny.

Na pierwszy plan wysuwają się jednak inne krytyczne głosy. Siedem ostatnich meczów ligowych Lech kończył bez czystego konta. Strzelają mu wszyscy – zarówno drużyny z czołówki, jak i outsiderzy. Trener John van den Brom przekonuje, że ma to również związek ze stylem gry, wysokim pressingie­m, braniem odpowiedzi­alności. W tle pojawia się także zmęczenie w ostatnim etapie spotkań, ale o tym Podbrożny słyszeć nie chce. – Zmęczenia tutaj nie biorę pod uwagę, bo to jest tak naprawdę pierwsza runda, więc o jakim zmęczeniu my tu mówimy? Nie mają w nogach aż tylu spotkań, żeby teraz narzekać. Gra w meczu to jest sama przyjemnoś­ć i każdy powinien do niego być w pełni przygotowa­ny na sto procent. Większa liczba zawodników uczestnicz­ących w ataku czy kontrataku jest często przyczyną, że później po stracie mogą pojawić się wolne przestrzen­ie i trzeba szybko wracać do obrony. Dzisiaj nie ma słabych zespołów, żeby nie stracić piłki. Jeśli się idzie do przodu, to trzeba się liczyć z tym, że traci się także bramki – podkreśla dwukrotny król strzelców Ekstraklas­y.

Szpital to nie wymówka?

Lech miał wykorzysty­wać fakt, że w porównaniu z Legią i Rakowem nie musi grać jesienią na trzech frontach. I rzeczywiśc­ie: dwaj rywale mają także swoje problemy i konsekwent­nie tracą cenne punkty. Jednak o poznańskie­j przewadze nie ma co nawet mówić, skoro w weekendowy­m spotkaniu na wyjeździe z Cracovią aż siedmiu zawodników nie mogło zagrać z powodu urazów, w tym bardzo ważni piłkarze (np. gwiazda Filip Marchwińsk­i). Zaległe mecze z Rakowem oraz Jagielloni­ą, a także starcie w Pucharze Polski z Zawiszą sprawiają, że wbrew pozorom Kolejorz też zalicza sporo spotkań w ostatnim czasie. – Taki jest ten sport, że trafiają się kontuzje. Nie wiemy wszystkieg­o, nie znamy szczegółów. Czy to są urazy mięśniowe, pomeczowe, absencje wynikające z samego treningu? Trudno powiedzieć. Każdy zespół w lidze ma jakieś problemy – jeden większe, drugi mniejsze i później to się może odwracać. Tutaj nie ma co na patrzeć. Obecna sytuacja wygląda następując­o: Lech jest na dobrym miejscu, zajmuje trzecią lokatę w lidze. Mistrz Polski Raków oraz Legia są za jego plecami. Nie ma co się denerwować. Do końca sezonu jeszcze dużo spotkań – zauważa Podbrożny, który barwy Lecha reprezento­wał w latach 1991– 1993.

Zamiast Legii oraz Rakowa rewelacjam­i sezonu stają się dwie drużyny, które na jego początku nie były brane pod uwagę w kontekście potencjaln­ych sukcesów. Śląsk Wrocław Jacka Magiery i Jagielloni­a Białystok Adriana Siemieńca stacjonują na dwóch pierwszych miejscach w tabeli PKO BP Ekstraklas­y i są zmorą dla wielu ekstraklas­owiczów. W tym także dla Lecha, który z wrocławian­ami przegrał 1:3, a z Jagą roztrwonił trzybramko­we prowadzeni­e i ostateczni­e zremisował 3:3. – Na pewno dla wszystkich to jakieś zaskoczeni­e. I jest to bardzo dobre dla ligi, że te zespoły pokazują klasę, bo Ekstraklas­a będzie ciekawsza. Widzimy, że więcej zespołów gra ciekawą piłkę i zdobywa punkty – uważa Podbrożny.

Nie ma drużyny idealnej, która gra znakomicie i gromadzi komplet punktów w każdym spotkaniu. To normalne. W jednym okresie wygrywają cztery mecze z rzędu, a potem mogą dwukrotnie zremisować. Taki jest futbol.

Nawet jak Lech nie miał odpowiedni­ej drużyny, to w Poznaniu oczekiwano mistrzostw­a Polski. Jest presja wyniku, walki na sto procent, przygotowa­nia mocnego do treningu, ale czasami pojawia się jakaś niemoc i choćby nie wiem, co by się wydarzyło, nie da się wygrać.

Większa liczba zawodników do ataku czy kontrataku jest często przyczyną tego, że później po stracie mogą pojawić się wolne przestrzen­ie i trzeba szybko wracać do obrony. Jeśli się idzie do przodu, to trzeba się liczyć z tym, że traci się także bramki.

 ?? ??
 ?? ?? Jerzy Podbrożny
Jerzy Podbrożny
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland