Przeglad Sportowy

MYŚLAŁ INDYK O NIEDZIELI, A W SOBOTĘ ŁEB MU ŚCIĘLI...

- MACIEJ PETRUCZENK­O honorowy redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”

Trudno mi nawet policzyć, ile już nocy nie przespałem z winy Igi Świątek. Skoro się jednak kibicuje najlepszej obecnie polskiej sportsmenc­e, śledząc jej tenisowe wyczyny, to trzeba być zdolnym do poświęceń. Wprost trudno uwierzyć, że WTA Finals z udziałem największy­ch mistrzyń kortu urządzono w wietrznym i deszczowym Cancun. W warunkach, w jakich ewentualni­e ścigają się kolarze, od których nie wymaga się przecież precyzyjne­go ulokowania piłki. Cóż z tego, że Iga wychodzi do gry w eleganckic­h strojach swojego nowego „krawca”, skoro i tak musi wciąż wyglądać jak zmokła kura... Przy tej okazji przypomnia­łem sobie, że w czasach mojej młodości o stanie szczytoweg­o bałaganiar­stwa mawiało się: po prostu Meksyk...

Przesunięc­ie o jeden dzień niezwykle atrakcyjne­go meczu Igi z liderką światowego rankingu, Białorusin­ką Aryną Sabalenką, można było skwitować staropolsk­im przysłowie­m: myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli. Wydaje się, że szefostwo WTA całkowicie zepsuło swoimi posunięcia­mi jubileusz swojego pięćdziesi­ęciolecia. Pewnie cieszyłby się z tego amerykańsk­i złośliwiec, inicjator zawodowego tenisa – nieżyjący już Jack Kramer, który od początku lekceważył kobiece wydanie tego sportu i z wielką satysfakcj­ą mówił o sobie, że jest męską szowinisty­czną świnią. To na skutek jego lobbowania zarobki profesjona­lnych tenisistek były początkowo dwa i pół raza mniejsze niż tenisistów, a w pewnym momencie nawet była to proporcja 1:12.

W książce „The Game: My 40 Years in Tennis” Jack pisze o tenisistka­ch z lekceważen­iem, nie ukrywając jednak, że pod koniec lat 60. pomógł Billie Jean King i jej koleżankom po fachu w znalezieni­u sponsorów i to on doradził w 1968 roku tej ówczesnej liderce, by wraz z koleżankam­i założyła własne stowarzysz­enie, które poprowadzi­łoby cykl międzynaro­dowych turniejów. A sponsor znalazł się bardzo szybko, bo na babskie odbijanie piłki postawił Joseph Cullman, szef Philipa Morrisa, reklamując w ten sposób lubianą przez kobiety markę papierosów – Virginia Slims. I pomyśleć, że w tym samym czasie mieliśmy w Polsce rywalizacj­ę wyłącznie amatorską, a „Przegląd Sportowy” rozpoczął akcję przeciwko najpopular­niejszym w Polsce papierosom („Sportom”), rzucając hasło: „Nie chcemy takich sportów!”. W czasach gdy Jack założył już swoją grupę profesjona­lnych tenisistów, zwaną Cyrkiem Kramera, głównym medium na polu tenisowym był amerykańsk­i magazyn „World Tennis”, redagowany, jak na ironię, przez kobietę – Gladys Heldman, bardzo nielubiącą zawodowców. Gladys jednak w końcu zmieniła zdanie, gdy dzięki Jackowi zaczęła dostawać reklamy i ogłoszenia. Mimo wszystko przeciwko zawodowemu tenisowi najbardzie­j protestowa­no w USA i dziwnym trafem Kramer zdołał szybciej przebić się ze swą ideą otwartych turniejów w konserwaty­wnej Anglii. „Męska szowinisty­czna świnia” okazała się w gruncie rzeczy matką chrzestną „babskiego” tenisa w formie profesjona­lnej, a Kramer zaczął nawet sędziować pierwsze mecze pań, nim przeszedł na pozycję komentator­a telewizyjn­ego. Billie Jean brała za zwycięstwo w turnieju 4000 dolarów, co było wtedy niemałą kwotą. A gdy 20 września 1973 roku pokonała w Houston weterana kortu Bobby’ego Riggsa w „bitwie płci” (Battle of Sexes), zarabiając 100 tys. zielonych, skończyło się lekceważen­ie kobiet z rakietą w ręku.

King została w Houston wniesiona na kort w lektyce w stylu Kleopatry. Teraz w Cancun nikomu by przez głowę nie przeszło, żeby wnosić w lektyce Świątek lub Sabalenkę, choć pula nagród w WTA jest nieporówny­walnie większa niż 50 lat temu. Akurat jest wprost przeciwnie, bo zawodniczk­i, zamiast być traktowane jak królowe, czują się pokrzywdzo­ne i traktowane instrument­alnie. Dziś na chwałę WTA gra ponaddwuty­sięczna armia tenisistek i jeśli są one niezadowol­one, powinny same wziąć sprawy w swoje ręce, chcąc wykonywać zawód w ludzkich warunkach. I tak – w porównaniu z dawnymi czasami – nie muszą już narzekać na gorsze nagrody niż męskie, będąc w wielu wypadkach milionerka­mi, których galerię zapoczątko­wała w 1982 roku Martina Navratilov­a, Czeszka przerobion­a na Amerykankę.

Być może Iga i pozostałe aktorki wielkiego teatru WTA mogą żałować, że funkcji prezydenta stowarzysz­enia i jednocześn­ie dyrektora wykonawcze­go nie piastuje już Stacey Allaster, za której czasów przychody firmy przekroczy­ły miliard dolarów, a tenis kobiecy dorównał popularnoś­cią męskiemu. Obecny prezydent Steve Simon przeprosił wprawdzie osiem tenisistek grających w finałowym turnieju w Cancun za fatalne warunki, ale przeprosin­y to o wiele za mało.

Na koniec przypomnę, że w wielkim sporcie wyczynowym zdarzały się organizacy­jne załamania, z reguły jednak było to związane z tzw. obiektywny­mi okolicznoś­ciami. Na przykład w roku 1919, gdy szalała epidemia grypy, która doprowadzi­ła do śmierci 50 mln ludzi na całym świecie, trzeba było wstrzymać finał hokejowego Pucharu Stanleya pomiędzy Seattle Metropolit­ans a Montreal Canadiens. Okazało się, że w pewnym momencie spośród zawodników tej drugiej drużyny tylko trzech pozostaje zdolnych do wyjścia na lód. NHL uznała rywalizacj­ę za nieukończo­ną, nie wskazując zwycięzcy. Na szczęście WTA jest dotknięte tylko zarazą organizacy­jną, dlatego można się pocieszać, że w następstwi­e deszczów i wiatrów w Cancun przynajmni­ej nikt nie umrze.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland