AWANS MOŻE BYĆ BLISKO
Legia wygrała dwa z trzech meczów i choć priorytety się nie zmieniły, to żal byłoby nie skorzystać z szansy i nie powalczyć o wyjście z grupy. Kluczem zwycięstwo ze Zrinjskim.
Wciąż najważniejsze jest odzyskanie mistrzostwa Polski, w pucharach już swoje osiągnęliśmy – słowa trenera Kosty Runjaicia po wyeliminowaniu duńskiego Midtjylland w drodze do grupy Ligi Konferencji Europy nie straciły na aktualności. Tyle że piłkarze chyba nie bardzo wzięli je sobie do serca. Od spotkania dającego awans, czyli od ostatniego dnia sierpnia, osunęli się w ligowej tabeli, w październiku przegrali wszystkie cztery ekstraklasowe spotkania i strata do liderów niebezpiecznie urosła.
Dopiero 150. miejsce w rankingu
W Europie warszawianie radzą sobie nadspodziewanie dobrze. Sensacyjne zwycięstwo nad Aston Villą (3:2) po pasjonującym widowisku w pierwszej kolejce zostało zauważone w Europie. Niedawne 2:1 w Mostarze przyjęto w klubie z lekkim westchnieniem ulgi i delikatnym uśmiechem. Oznaczało awans na pozycję lidera grupy E i niezłą sytuację wyjściową przed rewanżami. Dwa z nich Legia rozegra w Warszawie przy pełnych trybunach. Zacznie od pojedynku ze Zrinjskim. Mistrz Bośni i Hercegowiny zajmuje w tegorocznym rankingu UEFA 155. miejsce. Legia jest w nim 110., AZ Alkmaar 35., a Aston Villa 81. To jednak mylące, ponieważ zespół Hiszpana Unaia Emery’ego jest jedną z rewelacji Premier League ostatnich miesięcy. Do fazy grupowej europejskich pucharów wrócił po 15 latach i bukmacherzy od razu wskazali go jako faworyta do triumfu w tegorocznej LKE. W Alkmaar rozbili Holendrów z AZ 4:1.
Choć dla Legii najważniejsza jest Ekstraklasa i odzyskanie tytułu, to nikt nie powie o pucharach, że to „pocałunek śmierci”. To okno wystawowe na Europę, a także okazja do zarobienia przyzwoitych pieniędzy. W Warszawie mało kto spodziewał się, że po rocznej przerwie w występach pucharowych Legia osiągnie taki sukces. Pieniędzy płaconych przez UEFA nie ujęto w budżecie – drużyna Runjaicia rozpoczynała od II rundy eliminacyjnej, w III oraz IV nie była rozstawiona i trafiła na silniejszych od siebie rywali, a mimo to awansowała. Przełożyło się to na prawie 3 miliony euro za kwalifikację, kolejny milion euro to wygrane z Aston Villą oraz Zrinjskim. W połowie fazy grupowej Legia zarobiła 3,94 mln euro, czyli o 100 tys. euro więcej od grającego w grupie Ligi Europy Rakowa Częstochowa (3,84 mln euro wpływów za awans i punkt ze Sportingiem). A to nie koniec – kolejne punkty i premie są w zasięgu zespołu ze stolicy. Każdy zastrzyk finansowy się przyda – latem nie udało się sprzedać ani wypożyczyć nieźle zarabiających Ihora Charatina oraz Lindsaya Rose’a. Żaden nie chciał ruszyć się z Warszawy, choć były takie opcje, a wtedy Legia podzieliłaby się comiesięczną pensją z innym klubem, co byłoby dla niej sporym odciążeniem.
A że więcej zawodników doszło niż odeszło, to budżet płacowy jest przekroczony o pokaźną kwotę (ciut większą niż premia za zwycięstwo w fazie grupowej LKE). Dlatego liczy się każdy grosz. Za pierwsze miejsce w grupie UEFA płaci dodatkowo 650 tys. euro, za drugą pozycję połowę tej kwoty. Legia spróbuje więc powalczyć o awans, skoro taka szansa się otworzyła.
Europejski debiut Hładuna
W tym momencie Legia ma za sobą rozpoznanych wszyst
kich rywali. Zrinjski, choć nie pokazał niczego wielkiego, narobił warszawianom kłopotów, wykorzystując pierwszą okazję z możliwych. Zespół Runjaicia wciąż nie może zaliczyć międzynarodowego meczu bez straconej bramki, ten bez zdobytej zdarzył się w Alkmaar (0:1), ale tam Legia wcale nie musiała przegrać. W Mostarze odrobiła straty, a szansę debiutu w europejskich pucharach otrzymał bramkarz Dominik Hładun. Trener Runjaić poinformował go o tym dzień po ligowej klęsce we Wrocławiu (0:4). – Miałem więc czas, by przyzwyczaić się do tej myśli, międzynarodowy debiut mnie nie przytłoczył, choć na pewno nie jest przyjemne dla bramkarza, jeśli musi wyjmować piłkę z siatki już po pierwszym strzale rywala. Byłem trochę podenerwowany, ale z każdą minutą to mijało. Tak naprawdę ten mecz nie różnił się niczym od spotkania ligowego poza tym, że przeciwnik był z zagranicy – uśmiechał się Hładun, który powinien zagrać także we czwartek.
Wykorzystana szansa Kramera
W Mostarze legionistom dopisało szczęście, po stronie warszawian był VAR – zwycięskiego gola strzelonego przez Blaža Kramera początkowo arbiter nie uznał, ale przywrócił go po wideoweryfikacji. Odwrotnie postąpił w sytuacjach pod bramką stołecznych – najpierw zaliczył gole dla Zrinjskiego, ale po interwencji arbitrów siedzących przed monitorem odwołał je. Polski bramkarz i słoweński napastnik byli architektami ważnego – ze sportowego oraz ekonomicznego punktu widzenia – sukcesu Legii. Kramer ma spore możliwości, ale większość czasu w klubie ze stolicy spędził na leczeniu urazów. W poprzednim, debiutanckim sezonie spędził na boisku 271 minut w pierwszym zespole (ani razu nie wyszedł na boisko od początku) i 191 minut w Iii-ligowych rezerwach. Teraz wcale nie było lepiej, ale zaczęło się to zmieniać. Mecz w Mostarze był dopiero pierwszym, w którym wyszedł od początku. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że tylko dlatego, iż najlepszy napastnik Legii – Tomaš Pekhart – w ogóle nie poleciał do Bośni i Hercegowiny z powodu problemów stomatologicznych. Swoją szansę Słoweniec wykorzystał w sposób najlepszy z możliwych, a kilka dni temu poprowadził drużynę do zwycięstwa nad GKS Tychy w 1/16 finału Pucharu Polski (3:0 i dwa trafienia). W tym sezonie kluczem do sukcesów Legii była i jest postawa w defensywie. Tyle że przeciwnicy wcale nie muszą się natrudzić, by pokonać warszawskiego bramkarza. Starcie ze
Zrinjskim to niezła okazja, by tym razem mieć zero po stronie strat.
W ostatnich dwóch sezonach zespół z Mostaru grał dziewięć wyjazdowych spotkań w pucharach – wygrał tylko z albańską KF Tiraną (1:0) oraz ormiańskim Urartu Erywań (1:0). Przegrał cztery spotkania, ale w żadnej z konfrontacji (za rywali miał Slovana Bratysława, LASK Linz, Aston Villę czy wcześniej APOEL Nikozja i Olimpiję Lublana) nie stracił więcej niż dwóch goli. Czyste konto zachował tylko w dwóch wspomnianych przypadkach zwycięskich meczów. To pokazuje, jak debiutant w fazie grupowej europejskich pucharów gra na boisku przeciwnika: broni się i czeka na kontrataki. Legia będzie w czwartek faworytem, tylko czy podoła zadaniu?