GKS wstaje z kolan
GKS Bełchatów, który był bliski upadku, jest na najlepszej drodze do powrotu na szczebel centralny. W mieście słynącym z kopalni węgla brunatnego nie wywierają na to wielkiej presji, ale wiedzą, że awans jest w ich zasięgu.
Jeszcze niedawno nad bełchatowskim klubem wisiały czarne chmury. Kiedy z powodu ogromnego zadłużenia i braku jakichkolwiek rokowań na jego redukcję GKS nie przystąpił do rundy wiosennej II ligi sezonu 2021/2022, wydawało się, że odbudowa klubu piłkarskiego może zająć w Bełchatowie długie lata. Tymczasem już wiosną przyszłego roku GKS może świętować powrót do ligi, z której został relegowany. Co najważniejsze – bez długów i z czystą kartą.
Wróciła moda na Gieksę
W sobotę kolejki przy kasach stadionu przy Sportowej 3, z którego gościnności w ostatnich latach korzystały dwa częstochowskie kluby – Raków i Skra, ciągnęły się jeszcze długo po pierwszym gwizdku sędziego. Nie ma się jednak specjalnie czemu dziwić. Na Gieksa Arenę przyjechał lider tabeli 1. grupy III ligi, czyli Lechia Tomaszów Mazowiecki. – Tylu ludzi nie chodziło u nas na mecze w I lidze. W mieście znowu jest moda na piłkę. Najważniejsze, że klub nie upadł, bo takie historie jak nasza nie zawsze miały szczęśliwe zakończenie – mówi nam jeden z fanów Brunatnych w kolejce po bilet, do którego szaty graficznej przywiązują w klubie sporą wagę. – Już w IV lidze wielu obserwatorów było zaskoczonych naszą wysoką frekwencją. Na pewno przyczynia się do tego nasza ofensywna gra, bo kibice po to przychodzą na stadion, żeby oglądać dużo goli. Odważny styl jest po prostu atrakcyjny – dopowiada nam już po meczu trener Bogdan Jóźwiak. O jakich liczbach mowa? Mecze GKS regularnie ogląda blisko dwa tysiące osób. W sobotę było ich jeszcze więcej.
W meczu, którego stawką było pierwsze miejsce w tabeli, na pierwszego gola trzeba było poczekać do 65. minuty, gdy prowadzenie miejscowym dał Mateusz Szymorek. Zawodnik nie mógł sobie sprawić lepszego prezentu na 30. urodziny, ale jak się okazuje, to nie jest pierwsza taka sytuacja w jego karierze. – Tak się jakoś dzieje, że jak mecz wypada w moje urodziny, to ja trafiam do bramki. To już trzecia taka historia – powiedział nam, zanim zniknął w szatni świętować. Pod koniec spotkania drugie trafienie dołożył młodzieżowiec Hubert
Karpiński i kibice mogli odśpiewać: „Miasto lidera, Bełchatów miasto lidera!”.
300% normy, czyli plan przyspiesza
GKS Bełchatów to wciąż uznana marka, latami kojarząca się z występami w Ekstraklasie. Kilkanaście sezonów temu pod wodzą Oresta Lenczyka klub sięgnął nawet po wicemistrzostwo, a to sprawiło, że do miasta dotarły europejskie puchary. Historia i wypracowana pozycja na piłkarskiej mapie sprawiają, że nikt w GKS docelowo nie zadowoli się graniem na peryferiach poważnej piłki. Jednak w klubie szczerze przyznają, że tak szybkiego planu odbudowany nie zakładali. – Na awans do III ligi dawaliśmy sobie dwa lata. Udało się w pierwszym sezonie. Jeżeli po roku uda się zrealizować kolejny awans, to będzie wielki postęp w procesie odbudowy klubu. Zapewniam, że działamy jednak spokojnie i nie zapominamy o realizacji naszych celów strategicznych, czyli przede wszystkim prowadzeniu klubu z transparentnymi finansami – mówi nam prezes Szymon Serwa. Słowa o braku presji na awans za wszelką cenę potwierdza trener Jóźwiak. – Przed sezonem na pewno nikt nam takiego celu nie stawiał. Trudno, aby było inaczej, skoro nie znaliśmy tej ligi, a nie dokonaliśmy zbyt wielu zmian w składzie. Okazuje się, że w połowie rozgrywek udało się wskoczyć na pierwsze miejsce. Wielkiego ciśnienia nie ma, ale nie będziemy się też oszukiwać, że taki klub zadowoli się grą gdzieś w środku stawki. GKS musi grać o najwyższe cele. Skupiamy się na wygrywaniu każdego kolejnego meczu – mówi szkoleniowiec.
Najbardziej wyrównana liga
Po rundzie jesiennej poprzedniego sezonu bełchatowianie tracili cztery punkty do mających ogromną chęć na awans rezerw Widzewa Łódź. Czy można zatem powiedzieć, że trzecia liga specjalnie nie różni się od czwartej? – W żadnym wypadku! Powiedziałbym nawet, że ta różnica jest kolosalna. Wystarczy spojrzeć na jakość drużyn. W IV lidze większość spotkań rozgrywaliśmy w ataku pozycyjnym. Problemem było zazwyczaj strzelenie pierwszego gola. Jak to się stało w miarę szybko, to już było z górki. Były trzy–cztery kluby, z którymi trzeba było się poważniej namęczyć, a tu każdy mecz jest trudny, nie ma drużyn odstających. W żadnym spotkaniu o punkty nie było nam łatwo – rozwiewa wątpliwości szkoleniowiec bełchatowian. Niewykluczone, że na finiszu obecnych rozgrywek kwestia awansu rozstrzygnie się pomiędzy GKS a rezerwami czołowego polskiego klubu. Chęci gry drugiej drużyny na poziomie centralnym od lat nie ukrywają w Legii Warszawa. Po sobotniej wygranej nad Legionovią (2:1) Legia II traci zaledwie punkt do bełchatowian oraz Lechii. Ta grupa III ligi od lat należy zresztą do jednych z najbardziej wyrównanych rozgrywek w Polsce. Obecnie sześć drużyn ma praktycznie jednakowe szanse na awans. – Nie chcielibyśmy oddać tej pozycji już do końca, ale liderem trzeba być na koniec. Pokazaliśmy to najlepiej w tamtym sezonie, gdzie przez zdecydowaną większość czasu goniliśmy, ale po 38 kolejkach mogliśmy świętować. Nie było nas na poziomie III ligi około 30 lat, więc dla nas te rozgrywki też były dużą niewiadomą – dodaje prezes GKS.
Sponsor nie zostawił klubu
Kondycja sportu w Bełchatowie od dekad związana była z zaangażowaniem sponsora strategicznego, czyli PGE. Piłkę nożną wspierała kopalna węgla brunatnego, a siatkarzy Skry elektrownia. Ten podział ról został zachowany do dziś. Bez PGE Górnictwa i Energetyki Konwencjonalnej nie byłoby możliwe rozwijanie klubu na wielu płaszczyznach, a więc również największej w regionie akademii piłkarskiej. W klubie nie chcą jednak popełniać błędów z przeszłości i opierać się wyłącznie na energetycznym potentacie. – Konstruujemy budżet w taki sposób, aby troszeczkę go dywersyfikować. Pozyskujemy coraz więcej mniejszych partnerów. Środki z PGE to obecnie około 60 procent naszego budżetu. Docelowo dla bezpieczeństwa klubu chcemy, aby środek ciężkości jeszcze bardziej się przesunął – tłumaczy Szymon Serwa.
Trener Jóźwiak jest zadowolony z potencjału obecnego zespołu i zapewnia, że w przerwie zimowej można spodziewać się jedynie kosmetycznych zmian. – Zawsze można podnieść poziom na jakiejś pozycji, ale myślę, że to będzie dwóch–trzech zawodników, którzy polepszą jakość kadry. Chcąc walczyć o wysokie cele, trzeba mieć wartościowych zmienników – kończy szkoleniowiec GKS.