Przeglad Sportowy

WYSZŁA GRAĆ SWOJĄ GRĘ

-

Sport nie różni się dziś zbyt wiele od biznesu, w którym zamykając rok z rekordowym zyskiem, słuchając aplauzu akcjonariu­szy, nie ma za bardzo czasu, by cieszyć się chwilą, bo już nadciąga widmo kolejnych dwunastu miesięcy, w których trzeba będzie ten wynik jeszcze wyśrubować. Za wszelką cenę krzywa musi rosnąć, inaczej ci sami udziałowcy, którzy teraz klaszczą, za chwilę będą zwalniać. Spójrzcie na tę firmę, którą dobrze znacie, która zmieniła nadgryzion­e jabłko w symbol technologi­cznego pożądania. Od 2009 roku tylko dwukrotnie liczone rok do roku przychody nie rosły… i kończyło się to małymi trzęsienia­mi ziemi.

Iga Świątek jest właśnie taką marką. Marką, która wyśrubował­a swoje wyniki w sposób niezwykły, a nam, udziałowco­m jej ery, wciąż mało. Z zaintereso­waniem obserwujem­y co poniedział­ek kolejne giełdowe notowania, sprawdzamy pozycje, wróżymy kolejne wzrosty i spadki. Każda choćby nieznaczni­e gorsza sesja sprawia, że zbiera się rada nadzorcza złożona z przynajmni­ej miliona ekspertów. I debatuje. Czy już przyszedł moment, by zmienić CEO (czytaj: trenera)? A może czas na nowych doradców strategicz­nych (tu najczęście­j obrywa pani psycholog)? Sporo też głosów, że wypadałoby wreszcie odświeżyć nasz produkt, bo konkurencj­a się rozwija, a my stoimy w miejscu (bo przecież zdaniem lokalnych znawców branży tenisowy arsenał Świątek niespecjal­nie się ostatnio wzbogacił).

Z tego co wiem, a miałem kilka okazji, by z Igą porozmawia­ć, ona sama jest swoim najsurowsz­ym akcjonariu­szem. I często pozbycie się tej wewnętrzne­j presji jest dla niej najtrudnie­jszym krokiem. „To jest część mojego życia, na której tak naprawdę najbardzie­j mi zależy. Od zawsze. Z tym wiążą się te wszystkie emocje i zaangażowa­nie. Więc automatycz­nie, jak mi jakieś rzeczy nie wychodzą, to jest frustracja. Albo z drugiej strony

– jak coś wychodzi idealnie, jak mam świetny turniej, to przychodzi olbrzymia satysfakcj­a. Powiedział­abym, że te emocje z kortu są po prostu dużo bardziej odczuwalne niż pozostałe” – powiedział­a mi w lutym w dużym wywiadzie dla „Kwartalnik­a Sportowego”. Zatytułowa­nym zresztą: „Ja też się boję”, bo ktoś, kto jest na szczycie, ma często najwięcej do stracenia.

Wróćmy na tenisową giełdę. W tym biznesie trudno oddać wynik wyłącznie jedną liczbą. W 2022 roku „Świątek and Company” wygrali 67 meczów przy 9 porażkach, co dało niesamowit­e 88,2 procent zwycięstw. Zagrali w 9 finałach, wygrywając 8. Sezon skończyli na pierwszej pozycji rankingu, zdobywając ponad 11 tysięcy punktów. To był rok rekordów, których w 2023 roku wprawdzie nie pobili, ale sam fakt zbliżenia się do nich na mniej niż krok jest niezwykle imponujący. 6 trofeów, 86,1 procent zwycięstw, 9295 punktów, powrót na szczyt notowań na tej ostatniej sesji w Cancun.

I uśmiech wyluzowane­j Igi Świątek, którego nie widzieliśm­y od dobrych kilku tygodni. Bardzo bym chciał, by nie zniknął wraz z planowanie­m zadań na 2024 rok.

Moment, w którym giełda zawiesza notowania, jest jednak właściwym, by markę Igi Świątek odstatysty­cznić, uczłowiecz­yć. Przypomnie­ć łzy bezradnośc­i w tym samym Meksyku dwa lata temu, gdy Polka nie radziła sobie ani z trudnymi warunkami, ani z rywalkami, ani z samą sobą. Teraz w absurdalny­m turnieju w Cancun o kontrolę nad piłką, położonym w ostatniej chwili kortem, wiatrem i deszczem, niekończąc­ymi się przerwami w grze było pewnie jeszcze trudniej. Iga jednak potraktowa­ła wszystkie te przeszkody jak dress code na ceremonię losowania turnieju. Wyszła grać swoją grę. Grała ją zresztą przez zdecydowan­ą większość tego roku, nawet w te gorsze dni.

I to jest, odważę się napisać, najcenniej­szy wzrost.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland