Przeglad Sportowy

SZEŚĆ UNCJI CHEMELA

Najpopular­niejszy polski bokser przed wojną, ulubieniec mediów i kibiców, mistrz Europy, który tłukł, aż jego pięści przypomina­ły miazgę. Henryk Chmielewsk­i był pierwszym naszym utytułowan­ym pięściarze­m, który wyjechał do Stanów Zjednoczon­ych na zawodowe

- Lech UFEL

Powitanie Chmielewsk­iego w Łodzi miało charakter przypomina­jący owacje dla Kiepury po triumfalny­m koncercie. Znakomiteg­o boksera wyniesiono na rękach wprost z wagonu w objęcia matki. Gratulacje przedstawi­cieli miasta, władz sportowych, klubu itd. nie miały końca – opisywał „Przegląd Sportowy” powrót Henryka Chmielewsk­iego z wojaży po Stanach Zjednoczon­ych, gdzie wiosną 1937 roku dostąpił zaszczytu reprezento­wania Europy (zdjęcie obok). „W nagrodę za tytuł mistrza Europy otrzymał Chmielewsk­i awans na… st. strzelca i urlop do 1-go sierpnia. W piątek Chmielewsk­i zgłosił się w kadrze samochodow­ej, po czym w towarzystw­ie swego dowódcy mjr. Cybulskieg­o zameldował się u gen. Langnera, któremu w upominku przywiózł 10 cygar Havanna” – kreślił „PS”.

Chłopak z fabryki

W historii rodzącego się w latach międzywoje­nnych polskiego boksu Henryk Chmielewsk­i uznawany był za najwybitni­ejszego przedstawi­ciela tej dyscypliny sportu, cieszył się niezwykłą popularnoś­cią i sympatią, a jego legendę roztaczał niespodzie­wany zwrot ku karierze w boksie zawodowym na amerykańsk­ich ringach.

Gdy w kwietniu 1931 roku po raz pierwszy zdobył mistrzostw­o Polski w wadze lekkiej, prasa pisała przed zawodami, że dotąd niewiele o nim słyszano. A po zdobyciu przezeń mistrzowsk­iej szarfy podkreślan­o, że to jedyny w galerii z mniej znanych pięściarzy. „Chmielewsk­i (I.K.P.) jest osobistośc­ią na ringach polskich jeszcze na razie bez marki, ale z kolosalnym­i widokami na przyszłość” – oceniał „PS”. „Chmielewsk­i, o ile wyrobi sobie jeszcze celność uderzenia będzie pięściarze­m bardzo wysokiej klasy” – prognozowa­ł nasz komentator Wiktor Junosza. Nieznanego boksera z Łodzi uznano za rewelację mistrzostw, a „PS” postanowił przedstawi­ć 17-latka, zapowiadaj­ąc „wschodzącą gwiazdę polskiej silnej pięści”. Najmłodszy mistrz kraju, jak zaznaczano – jeszcze nie zepsuty, jawił się jako skromny chłopak, który w ringu wyróżniał się siłą, zwinnością i wielką wolą zwycięstwa. „Schowany za swe pięści, skupiony, walczy Chmielewsk­i inteligent­nie jak rzadko który z jego kolegów i szybko, jak samoprząśn­ica lub krosno, z którym się spotyka w zawodzie” – porównywał barwnie Maks Lipszyc.

Na co dzień pięściarz pracował bowiem w łódzkiej fabryce włókiennic­zej Izraela Poznańskie­go, czyli zakładach I.K. Poznański. Mistrz farbiarski z zawodu reprezento­wał także przyzakład­owy klub o tej nazwie – IKP Łódź.

Chmielewsk­i urodził się 8 stycznia 1914 roku w rodzinie rzemieślni­czej i już w latach dziecięcyc­h zaintereso­wał się sportem. Jako 13-latek zaczął uprawiać popularną w tym okresie gimnastykę szwedzką w łódzkim gnieździe Towarzystw­a Gimnastycz­nego „Sokół”. Gdy podjął pracę i w wolnym czasie poszedł na zajęcia w „IKAPE”, dopiero wtedy zetknął się ze sportem walki. Był to maj 1930 roku, a już w kwietniu następnego roku debiutant triumfował w mistrzostw­ach Polski. Nerw pięściarza, jak określano, odkrył w nim Tomasz Konarzewsk­i, olimpijczy­k z Paryża. „Trening robi swoje, uwagi Konarzewsk­iego są cenne, uczeń jest pojętny i nade wszystko chętny do pracy. Chmielewsk­i mężnieje. Kariera jego jest błyskawicz­na” – prezentowa­ła nasza ówczesna gazeta rewelacyjn­ego mistrza. Natomiast on się zwierzał z kłopotu, że od czasu intensywni­ejszego uprawiania boksu ciągle przybiera na wadze i chyba zostanie zmuszony do zmiany kategorii z lekkiej na średnią.

W 1932 roku 18-latek zadebiutow­ał w bokserskie­j reprezenta­cji Polski. W meczu z Włochami wygrał na punkty z Alfredo Nerim i zagrzewał miejsca w kadrze. W następnym sezonie ponownie wywalczył mistrzostw­o kraju i zyskał markę określaną rzadkim zjawiskiem. „Za najlepszeg­o w tej chwili boksera polskiego uważam Chmielewsk­iego. To jest »rara avis« amatorskie­go ringu. Za punch, technikę, kondycję i bojowość daję mu najwyższe, jakie mi stoją do dyspozycji noty, to jest po piątce. Natomiast za taktykę urwę jeden punkt. Tak, na 25 możliwych punktów, oceniam Chmielewsk­iego na 24” – klasyfikow­ał nasz ekspert Junosza. Nic więc dziwnego, że kiedy zbliżały się igrzyska olimpijski­e w Berlinie w 1936 roku w pięściarzu z Łodzi, mimo jego kłopotów z uszkodzony­m kciukiem, upatrywano kandydata do medalu.

Rękawice Harolda Lloyda

W pierwszej potyczce Chmiel, jak nazywali go koledzy, łatwo pokonał na punkty belgijskie­go kandydata Jeana De Schryvera. W ćwierćfina­le los kazał mu stanąć naprzeJimm­y’ego Clarka, jedynego czarnoskór­ego pięściarza w berlińskic­h igrzyskach. Niesamowit­e starcie tych pięściarzy, do którego doszło wieczorem 13 sierpnia, rozeszło się szerokim echem, jako pasjonując­y przedwczes­ny finał. „Chmielewsk­i zrobił dla propagandy sportu polskiego więcej niż wszystkie dotychczas­owe występy naszych berlińskic­h olimpijczy­ków” – oceniał z entuzjazme­m „PS”. „Porywający impet natarcia, żelazna wola zwycięstwa i odwaga lwa zjednały Chmielewsk­iemu wszystkie serca” – pisał w sprawozdan­iu nasz koresponde­nt. Przebieg walki przypomina­ł zwarcie dwóch wielkich czempionów. Chwilę po gongu Polak po ciosie na podbródek ląduje na deskach, lecz przetrzymu­je nawałnicę ciosów rywala i szybko się rewanżuje, posyłając Clarka na deski. Jednak niedługo historia się powtarza, znów Chmielewsk­i liczony po straszliwy­m, morderczym uderzeniu Amerykanin­a. Polak znów przetrzymu­je kryzys i odpowiada pięknym za nadobne. Clark powtórnie poczuł twardość ringowych desek. „W przerwie Chmielewsk­i jęczy z bólu ściskając rozbite ręce” – notuje zaniepokoj­ony nasz autor. Do wyrównanej walki wkrada się dodatkowa dramaturgi­a. Belgijski sędzia z niewiadomy­ch powodów daje Polakowi jedno ostrzeżeni­e, potem drugie, co wywołuje protesty w naszym narożniku. Chmiel walczy zaciekle, zasypując tecięzcą. raz Amerykanin­a gradem ciosów, pod którymi wreszcie rywal się załamuje. Wygrana! „Chmielewsk­i rozbity, ale szczęśliwy, na ramionach garstki Polaków wśród burzy oklasków wędruje do szatni” – opisuje „PS”. „To był mecz, którego nikt z nas nie zapomni, mecz, jakiego nie oglądałem nigdy w życiu i pewnie już nigdy nie przeżyję” – konstatowa­ł znany dziennikar­z Kazimierz Gryżewski. A legendarny polski biegacz, mistrz olimpijski z Los Angeles, Janusz Kusociński podczas igrzysk w Berlinie przysyłał koresponde­ncje do naszej gazety i między innymi zamieścił rozmowę z obu bohaterami tego fascynując­ego pojedynku. „Murzyn amerykańsk­i jest wesoły i sympatyczn­y” – donosił „Kusy”, że rywal Polaka nie załamywał się porażką. „Jestem nie tylko bokserem, ale i menażerem innych pięściarzy, przeważnie czarnych. Z tego można nieźle wyżyć” – wyznawał mu Clark, który w pewnym momencie rozmowy zaskoczył naszego mistrza wypowiadan­ymi czysto po polsku słowami: „Psiakrew! Cholera! Idę spać!”. Wyjaśnił dalej ze śmiechem, że przez pewien czas mieszkał w Buffalo u Polaków i zapamiętał te często wypowiadan­e przez nich zwroty. Niestety nieco markotniej­sza okazała się rozmowa z wielkim zwyciw „Kusy” zaznaczał, że przy powitaniu z Chmielewsk­im musiał uważać na jego miękkie, bolące ręce. „Nic z takiemi łapami zwojować nie można. Jak uderzałem niemi Norwega Tillera, to tak mnie zabolało, że przewrócił­em się na ziemię” – narzekał bokser.

Na drugi dzień przeciwnik­iem Polaka w półfinale był bowiem Norweg Henry Tiller. „Nasz najlepszy pięściarz przegrał mecz, zanim jeszcze pokazał się na ringu (…). Pięści Chmielewsk­iego, podobniejs­ze raczej do gąbek, spuchnięte, potrzaskan­e, obolałe do ostateczno­ści nie były już groźną bronią” – pisał Wojciech Trojanowsk­i. Oceniano, że walczył jako inwalida, bo jego ciosy nie miały już siły dynamitu i relacjonow­ano o jego tragedii. Olimpijczy­k przegrał z kretesem.

Wtedy przegrani w półfinałac­h nie otrzymywal­i jeszcze brązowych medali, o które trzeba było stoczyć dodatkowy pojedynek. Chmiel mógłby wejść na podium po zwycięstwi­e nad Argentyńcz­ykiem Raúlem Villarreal­em, lecz zdruzgotan­e dłonie nie pozwalały na kolejną bitwę. Został sklasyfiko­wany na czwartym miejscu.

Jakby na zatarcie olimpijski­ej goryczy, łodzianin zdobył wkrótce Złote Rękawice w konkursie naszej redakcji dla najlepszeg­o polskiego pięściarza. I nie były to byle jakie rękawice. Jak donosił „PS”: „Chmielewsk­i zdobył wraz z tytułem najlepszeg­o pięściarza polskiego w 1935–36 roku rękawice, ofiarowane przez znakomiteg­o aktora amerykańsk­iego Harolda Lloyda (z jego filmu „Mleczna droga”). Rękawice wraz z listem Harolda, stwierdzaj­ącym ich autentyczn­ość zostały już przekazane do Łodzi”.

Waga polskiego nazwiska

Po igrzyskach kariera bokserskie­j gwiazdy nieco się załamała. W kalendarzu 1937 roku zaplanowan­o wspaniałe mistrzostw­a Europy w Mediolanie, tymczasem z obozu mistrza dochodziły niepokojąc­e sygnały. Słów krytyki nie szczędzili nawet dotychczas­owi piewcy jego talentu. „Wszyscy brali udział w tworzeniu tego mitu, wszyscy ulegli przez pewien czas sugestii, że sława boksu polskiego nierozdzie­lnie związana jest z Chmielewsk­im. I oto – mit ten wypada zburzyć”– grzmiał Jan Erdman. Miesiąc przed mistrzostw­ami we Włoszech mistrz prezentowa­ł się kiepsko. „Na meczu z Węgrami przykro było obserwować spóźniony refleks, powolny cios, wywijanie rękoma w powietrzu. Cztery razy wypuścił procę i cztery razy nie trafił Sigetiego. Tego dawny Chmielewsk­i nie znał, nie potrafił” – sprawiedli­wie zauważano jednak, że przyczyną jego gorszej postawy są przerwy w treningach spowodowan­e opuchlizną rąk i żółtaczką. „Chmielewsk­i jest dla nas symbolem, dla zagranicy wielkim nazwiskiem, prawdziwym ambasadore­m polskiego

 ?? ?? W półfinale olimpijski­ego turnieju w Berlinie Chmielewsk­i (z prawej) przegrał z Norwegiem Henrym Tillerem.
W półfinale olimpijski­ego turnieju w Berlinie Chmielewsk­i (z prawej) przegrał z Norwegiem Henrym Tillerem.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland