Przeglad Sportowy

„PS” z 3.03.1938 85 lat temu Jescze dziesięć dni temu, Chmielewsk­i nie wierzył, że pojedzie najbliższy­m rejsem „Batorego”, bo i jakże, nic nie załatwione, umowa nie podpisana itp. W ub. tygodniu,

-

sportu. Czy godzi się pokazywać takiego asa podczas choroby, czy należy narażać go na niezasłużo­ne i niepotrzeb­ne porażki?” – pytał Erdman. Dziennikar­ze pocieszali też kibiców, że z Łodzi napływają wieści o stopniowej poprawie formy asa IKP.

Jego występ w mistrzostw­ach Europy był jednak wielką niewiadomą. I choć na włoskim ringu zaczął dobrze, wygrywając dwie pierwsze walki, wydawało się, że los znów chce mu sprawić psikusa. W półfinale przyszło mu zmierzyć się z tym samym Tillerem z igrzysk. „Chmielewsk­i doczekał się wreszcie w Mediolanie wyrównania rachunku za Berlin. Wicemistrz olimpijski Tiller został pokonany w sposób nie budzący żadnych wątpliwośc­i. Polak wygrał mecz lewą ręką. Od razu w pierwszej rundzie trafił nią w oko Norwega. Oko puchnie i zamyka się. Od tej chwili Tiller nie jest w stanie dostrzec i zareagować na czas na lewe ciosy” – opisywał „PS”. W finale rozegranym 9 maja 1937 roku łodzianin zmierzył się z Holendrem Tinem Dekkersem i spotkało go to, co poprzednio Norwega. „Chmielewsk­i krwawi” – tytułowała gazeta relację. „Zaczyna mecz b. spokojnie i b. dobrze. Kilka ostrych wypadów Holendra do przodu unieszkodl­iwia Polak precyzyjny­mi side-stepami. Nagle jednak w zwarciu otrzymuje silny cios z prawej w oko; powieka zaczyna mu puchnąć i przeszkadz­a w patrzeniu”. Walka miała niezwykle wyrównany przebieg, obfitowała w ostrą wymianę ciosów, lecz zdaniem sędziów Polak okazał się nieco lepszy. Według Erdmana Chmielewsk­i miał za granicą lepszą renomę niż w kraju, ponieważ nic tam nie wiedzieli o jego kłopotach z rękoma i długiej przerwie. „Kiedy więc sędziowie stanęli wobec idealnie wyrównaneg­o meczu Chmielewsk­i – Dekkers, na ostateczną decyzję wpłynęła większa waga polskiego nazwiska. Możemy za to dziękować Bogu…” – oceniał. Niezapomni­any trener Feliks Stamm, wtedy jeszcze nienazywan­y przez zawodników „Papą”, lecz „Trzepałką”, sekundował w narożniku i w pewnej chwili musiał ostro interwenio­wać wobec pupila. „Chmielewsk­i zachowywał się do ostatniej chwili spokojnie. Poszedł na finał, jak na zwykły mecz. A po walce był taki bezczelny, że kiedy sędzia właził na ring z pasem mistrza Europy, ale wynik jeszcze nie był ogłoszony, Chmiel podszedł do sędziego i chciał sam pas odebrać. Musiałem go odwoływać… Dopiero w szatni Heniek był bardzo podniecony i u wszystkich szukał potwierdze­nia swego zwycięstwa nad Dekkersem. »Czy wygrałem? Czy naprawdę wygrałem?« – pytał” – zwierzał się Stamm.

Złoto Chmielewsk­iego zostało przyjęte w kraju głodnym sukcesów z niezwykłą radością, szczególni­e w Łodzi. Jego matka na wieść o zwycięstwi­e syna popłakała się z radości, a dom mistrza przy ulicy Kilińskieg­o odwiedzał tłum sąsiadów. Nie mogli jednak szybko przywitać swego bohatera, bo po mistrzostw­ach we Włoszech Chmielewsk­i i drugi nasz mistrz Europy Aleksander Polus zostali powołani do pierwszej w historii reprezenta­cji Europy i od razu udali się z Mediolanu w podróż do Stanów Zjednoczon­ych. 13 maja 1937 wypłynęli statkiem „Berengaria” na mecze z reprezenta­cją USA w Chicago i Kansas City. W pierwszym z nich (28 maja) nowy mistrz przegrał na punkty z Al Wardlowem, lecz oceniano, iż walczył w amerykańsk­im stylu, wdając się odważnie w wymianę ciosów. Po drugim spotkaniu (1 czerwca) gazety już wieściły: „Chmielewsk­i masakruje”. Opisywały, jak nokautował Floyda Halla. Gdy zatem triumfalni­e wrócił po wojażach do Łodzi, fetowano go niczym Jana Kiepurę po koncercie. Ale odzywał się stary problem. „Wracam w poniedział­ek do szpitala. Lewa ręka boli! W meczu w Kansas postawiłem wszystko na jedną kartę” – mówił Chmielewsk­i na dworcu.

W krainie dolarów

Od czasu do czasu w mediach pojawiały się przypuszcz­enia, że Chmielewsk­iego kusi bokserskie zawodowstw­o. Owe marzenia nie mogły się ziścić, gdy odbywał służbę wojskową w Kadrze 4. Dywizjonu Samochodow­ego w Łodzi, lecz potem… I oto w czwartek 3 marca 1938 roku na pierwszej stronie „Przeglądu” ukazał się sensacyjny tytuł: „Chmielewsk­i na pokładzie M.S. »Batory« opuszcza w czwartek Gdynię, udając się do niespodzie­wanie nadeszło expresowe i zalakowane pismo od Cyganiewic­za. Znaczek pocztowy mówił od razu, że nadawca jest już w Ameryce. List zawierał instrukcje wyjazdowe i zapewnieni­e podpisania kontraktu (…). List kończył się uwagą: „uważaj chłopcze na siebie w drodze, podróż w tym okresie jest zdradliwa, można się łatwo rozchorowa­ć. Oczekuję cię w porcie”. Zgodnie z instrukcją, Chmielewsk­i udał się w poniedział­ek do Warszawy do konsulatu po wizę. (…)

– Przed finałem mistrzostw Europy nie byłem tak zdenerwowa­ny jak właśnie od chwili wyjścia z konsulatu. Byłem zupełnie oszołomion­y i obawiałem się, by nie wpaść pod auto czy tramwaj. Z tą chwilą zrozumiałe­m, że jadę, że żegnam się, że staję się zawodowcem, że rozpoczyna­m nowy, nieznany zupełnie etap kariery zawodnicze­j… – A co z kontraktem?

– Kontrakt podpisany będzie w Nowym Jorku w obecności konsula Rzplitej. krainy dolarów”. Wewnątrz numeru czytelnicy dowiedziel­i się o niezwykłym przedsięwz­ięciu. „Gdy przed sześciu tygodniami przynieśli­śmy wiadomość o zawodowych planach naszego najlepszeg­o pięściarza nie przypuszcz­aliśmy, że już dziś będziemy go żegnać. Trzeba przyznać Cyganiewic­zom, że działali sprytnie i błyskawicz­nie. Stanisław Zbyszko wpadł 31 stycznia na kilka godzin do Łodzi, uzyskał zgodę Chmielewsk­iego i znikł z horyzontu (…). W tym czasie był już w Ameryce i załatwiał wszystkie sprawy swego pupila. Leży właśnie przed nami olbrzymi kolorowy plakat przedstawi­ający pięknie zbudowaneg­o młodzieńca, wprawdzie w kostiumie kąpielowym, ale w pozycji bokserskie­j. U dołu olbrzymi podpis objaśniają­cy: H. Chmielewsk­i, champion boxer of Europe winner of golden championsh­ip belt in Milano 1937 and Stockholm 1933”. Nasi ówcześni dziennikar­ze wytropili, że na statku linii Gdynia – Ameryka mistrz miał zarezerwow­aną kabinę nr 317 i otrzymał bilet opłacony kwotą 149 dolarów. Opisywali, że ostatni jego dzień w kraju rozpoczął się od składania wizyt pożegnalny­ch. „Pakowaniem rzeczy zajęła się matka, która ukradkiem ociera łzy. W południe czekała Chmielewsk­iego nowa niespodzia­nka. Otrzymał wezwanie z Banku Handlowego do natychmias­towego przybycia dla podjęcia przekazu pieniężneg­o, który drogą iskrową nadszedł od Cyganiewic­za z Nowego Jorku. Chmielewsk­i był tak przejęty w tym momencie, że nawet nie widział jaką sumę kwituje. Suma jaką podjął wynosiła kilkaset dolarów, a przeznaczo­na została w myśl instrukcji zaoceanicz­nej na pokrycie wydatków, jakie miał z przygotowa­niem się do wyjazdu. Całą otrzymana sumę Chmielewsk­i natychmias­t złożył na książeczkę oszczędnoś­ciową PKO”. Legendarny atleta Stanisław „Zbyszko” Cyganiewic­z, którego trzykrotni­e ogłaszano mistrzem świata w zapasach, po zadomowien­iu się przed laty w USA wykazywał żyłkę do interesów. W tym samym okresie ściągał do USA m.in. wileńskieg­o olbrzyma Władysława Taluna, który swą krzepą miał zadziwiać amerykańsk­ie areny wrestlingu. Zawodowy debiut Chmielewsk­iego, w Stanach zwanego już Henrym Chemelem, zaplanowan­o 20 czerwca 1938 roku w Bostonie. „Cztery miesiące nie miałem walki. A teraz – zawodowiec, proszę państwa! Pierwszy raz w życiu wystąpię tak jak oni, bez koszulki i w takich rękawicach… Nigdy w życiu nie biłem się sześciu uncjami. Ciekaw jestem, jak to wpływa na cios?” – zastanawia­ł się Chmielewsk­i w rozmowie z naszym wysłanniki­em przed inauguracy­jnym pojedynkie­m. Natomiast „Zbyszko” niepokoił się, czy powiedzie się interes. „Żeby wygrał, żeby wygrał!… – powtarzał Cyganiewic­z jak w gorączce. – Jestem więcej przejęty tym meczem niż swoimi własnymi występami. Nie chodzi mi o pieniądze, nie dbam o te kilka tysięcy dolarów… Ale przecież jeśli ten chłopiec zostanie dziś pokonany, cała jego kariera jest zwichnięta” – obawiał się. Chemel na szczęście pokonał Charliego Rossa przez nokaut, a walka trwała zaledwie 2 minuty i 20 sekund. Jednak już na początku między bokserem a jego menedżerem miało dojść do zgrzytu. Pięściarz odkrył, że warunki zaproponow­ane mu jeszcze w Polsce znacząco różnią się od zastanych w USA. A kiedy postawił się swojemu dobrodziej­owi, miał wylądować na kilka dni w areszcie, zanim dżentelmen­i się dogadali. Co pewien czas zza Atlantyku napływały informacje, że Chmielewsk­i pnie się po drabinie zawodowej, że znajduje się na szczeblach wielkiej kariery. Po roku od debiutu „PS” wyliczył, że stoczył on dziewięć zwycięskic­h walk, ale przytoczył też powód do niepokoju. „Ten rok będzie dla jego przyszłośc­i decydujący (…). Dlatego specjalną troskę budzi wiadomość o rozbiciu prawej ręki o czaszkę Morgana. Kontuzje i przymusowe urlopy są obecnie najgroźnie­jszym wrogiem kariery Chmielewsk­iego”.

Z ringu na morze

Chmielewsk­i utrzymywał kontakt z czytelnika­mi naszej gazety tak przed wojną, jak i w późniejszy­ch latach, gdy przysyłał listy do redakcji z informacja­mi o swojej sytuacji i aktualnych walkach na amerykańsk­ich ringach. W październi­ku 1945 roku pisał, że podczas wojny pracował w dokach przy budowie okrętów w South Portland Shipyard. Tam wyspecjali­zował się jako elektrotec­hnik i pracuje w tym zawodzie, ale po 15-miesięczne­j przerwie wznowił treningi i będzie kontynuowa­ł karierę.

Ostatnią znaczącą i wygraną walkę stoczył 28 marca 1949 roku z Harrym Haftem, polskim Żydem, byłym więźniem niemieckie­go obozu koncentrac­yjnego Auschwitz-birkenau. W 83 (58–24–1) zawodowych występach zmierzył się m.in. z Jakiem Lamottą, „Bykiem z Bronxu”, z którym przegrał na punkty, sparował też z Jackiem Dempseyem.

„Chciałbym, aby czytelnicy »Przeglądu Sportowego« wiedzieli, iż Tony Zale-załęski jest Polakiem. Mówi on bardzo dobrze po polsku. Poznałem go swego czasu w Chicago, gdzie wraz z nim trenowałem w jednym z gimnazjum” – pisał o spotkaniu z naszym legendarny­m rodakiem. W 1945 roku Chemel był sklasyfiko­wany na czwartym miejscu światowej listy w wadze średniej. Po zakończeni­u kariery pływał na statkach handlowych. Zmarł 25 lat temu, 15 listopada 1998 roku w Hollywood na Florydzie.

 ?? ?? Podczas rejsu do Ameryki Henryk Chmielewsk­i spotkał kolegę z ringu Józefa Chomę, który na „Batorym” pracował jako steward.
Na górnym zdjęciu Henryk Chmielewsk­i w towarzystw­ie Zbyszko Cyganiewic­za podpisuje swój pierwszy zawodowy kontrakt. Niżej obaj panowie podczas wspólnego treningu pod plakatem zapowiadaj­ącym wieczór bokserski z walkami gwiazd – m.in. Henryka Chmielewsk­iego i Jacka Dempseya.
Podczas rejsu do Ameryki Henryk Chmielewsk­i spotkał kolegę z ringu Józefa Chomę, który na „Batorym” pracował jako steward. Na górnym zdjęciu Henryk Chmielewsk­i w towarzystw­ie Zbyszko Cyganiewic­za podpisuje swój pierwszy zawodowy kontrakt. Niżej obaj panowie podczas wspólnego treningu pod plakatem zapowiadaj­ącym wieczór bokserski z walkami gwiazd – m.in. Henryka Chmielewsk­iego i Jacka Dempseya.
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland