Puchar bez niespodzianek
Takiej edycji Pucharu Polski nie było od lat. W meczach 1/16 finału nie padł praktycznie żaden wynik, który można by uznać za tak lubianą przez kibiców w tych rozgrywkach niespodziankę.
Skalę przewidywalności najlepiej obrazuje fakt, że na etapie 1/8 finału nie ma już ani jednego przedstawiciela II ligi. A przecież jeszcze w poprzedniej edycji furorę robił KKS Kalisz, który dopiero w półfinale musiał uznać wyższość Legii. Ostał się za to Iii-ligowy rodzynek z położonego na granicy z Niemcami Gubina, ale to bardziej efekt szczęścia w losowaniu, które skojarzyło Carinę najpierw z Radunią Stężyca (4:1), a w kolejnej rundzie z innym przedstawicielem trzeciego szczebla rywalizacji – Stalą Stalowa Wola (1:0). – Teraz chciałbym już wylosować Lecha czy Legię, bo nawet jak odpadniemy, to taki mecz zapamiętamy na całe życie. Słabszych drużyn na tym etapie jest już bardzo niewiele, więc chyba nadszedł czas na bardzo renomowanego rywala – powiedział nam uradowany prezes klubu z Gubina Andrzej Iwanicki, na którego barkach spoczywa główny ciężar finansowania klubu. Z ogromną dozą prawdopodobieństwa jego życzenie zostanie spełnione, ponieważ wśród potencjalnych rywali ma 12 klubów z Ekstraklasy oraz 3 z jej zaplecza. Przy czym nawet kluby, które przebiły się z I ligi, to renomowane marki: Wisła Kraków, Arka Gdynia oraz Stal Rzeszów.
„Szkoda, że państwo tego nie widzą”
Najbliżej sensacji było w starciu Iii-ligowej Garbarni ze Stalą Mielec. Na kameralnym boisku w Krakowie Brązowi potrafili z grającym trzy klasy rozgrywkowe wyżej przeciwnikiem nie tylko doprowadzić do remisu, ale także wyjść na prowadzenie 2:1 po trafieniu Kacpra Durdy, i to grając w dziesiątkę! Mielczanie do dogrywki doprowadzili dopiero na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. W dodatkowym czasie dzielnie stawiającym opór krakowianom zabrakło już sił i przegrali 2:4. Kibice obu zespołów byli wściekli, że mecz rozegrano w środę o godzinie 13.00. Spotkanie mogli zobaczyć jedynie fani na stadionie. Telewizja nie przeprowadzała transmisji i nie wyraziła zgody na relacje kanałom klubowym. Gdyby Garbarnia utrzymała sensacyjne prowadzenie, Kraków miałby trzech przedstawicieli w najlepszej szesnastce. Na dwóch mógł liczyć Rzeszów, ale Resovia nie podjęła walki z rewelacją obecnego sezonu z Białegostoku. – Sprostaliśmy roli faworyta, a to czasami nie jest takie łatwe. Chcę podkreślić bardzo dobrą jakość płyty na Stadionie Miejskim w Rzeszowie. Dla zespołu chcącego grać w taki sposób jak my jest to bardzo ważne. Znaleźliśmy się w kolejnej rundzie i możemy spokojnie przygotowywać się do meczu ligowego z Koroną – podsumował szkoleniowiec Jagiellonii Adrian Siemieniec.
Zmarnowana szansa Polonii
Nadspodziewanie łatwo poradził sobie z awansem Widzew, który postanowił wszelkie formalności rozstrzygnąć już w pierwszej części spotkania. Pomiędzy 26. a 42. minutą spotkania Fabio Nunes i Jordi Sanchez aż czterokrotnie zmusili do wyjmowania piłki z siatki golkipera Wisły Puławy Pawła Łakoty. – Przyjeżdżałem tutaj wcześniej dwa razy i zawsze przegrywałem, dlatego cieszę się, że jako trener wreszcie odczarowałem to miejsce. W drugiej połowie to nie była piłkarska uczta, ale też dobry dowód na to, żeby zawsze robić to samo niezależnie od tego, czy gra się w dziesięciu, czy w jedenastu. Paradoksalnie to właśnie gdy chcieliśmy zagrać bezpośrednio, rywal mógł nas skarcić – mówił po spotkaniu trener Daniel Myśliwiec. – Chcieliśmy być odważni, taki był nasz plan na mecz. Mówiliśmy sobie, że odwaga to słowo klucz, ale właśnie ona nas trochę skarciła. Na początku byliśmy w stanie rywalizować z Widzewem, jednak po straconej bramce wszystko się rozsypało – skomentował z kolei niepocieszony opiekun Ii-ligowca Michał Piros. Najwięcej szans na awans przedstawiciela niższej ligi należało szukać w Bytomiu. Tym bardziej że do odradzającej się po latach tułaczki na peryferiach poważnej piłki Polonii w starciu z Arką Gdynia uśmiechnęło się szczęście. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy czerwoną kartką za zagranie piłki ręką w polu karnym ukarany został Sebastian Milewski. Doskonałej okazji do wyrównanie nie wykorzystał jednak Dawid Wolny. Wprawdzie śląski klub zdobył bramkę tuż po zmianie stron, ale oznaczało to dogrywkę, w której mająca zdecydowanie większe doświadczenie Arka przechyliła szalę na swoją stronę. – Źle weszliśmy w ten mecz i daliśmy przeciwnikowi poczuć, że ma szansę awansować. To spotkanie pokazało, że w naszej drużynie jest moc, bo potrafiliśmy kreować sytuacje, grając w osłabieniu. Cieszy mnie też, że zespół z niższej ligi chciał grać w piłkę. Młodzi trenerzy coraz częściej to pokazują i dzięki temu ten mecz był na niezłym poziomie – cieszył się z awansu i chwalił rywali trener Arki Wojciech Łobodziński. – Jest mi przykro, bo gdybyśmy wykorzystali swoje sytuacje, bylibyśmy w stanie zrobić coś ciekawego. To też dla nas nauka intensywności, wyrachowania. Kilku naszych zawodników pokazało się z naprawdę dobrej strony. Mam nadzieję, że to będzie dobry prognostyk na lepszą przyszłość. Piłkarsko wprowadziliśmy Bytom na poziom centralny, rozwijamy się z każdym dniem i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej – odpowiedział trener Polonii Łukasz Tomczyk. Reasumując: do wyłonienia 16 uczestników 1/8 finału koniecznych było pięć dogrywek, o awansie w żadnym przypadku nie decydowały rzuty karne. Losowanie kolejnej rundy w piątek o godzinie 12.00.