DUŻO FAULI, MAŁO FUTBOLU
Ledwie cztery celne strzały, ponad 40 przewinień z obu stron – kiepski mecz w Warszawie. Legia atakowała, Lech umiejętnie przeszkadzał, ale swój cel osiągnął – nie przegrał.
Wspaniała, patriotyczna oprawa meczu, efektowny pokaz świateł, odegrany przez orkiestrę wojskową i odśpiewany na całe gardło Mazurek Dąbrowskiego oraz... przeciętne widowisko, w którym do przerwy Lech przyglądał się atakom Legii, a gospodarzom brakowało precyzji, wykończenia akcji oraz szczęścia. A kiedy już Ernest Muci zdobył bramkę, słusznie została nieuznana, ponieważ chwilę wcześniej Artur Jędrzejczyk był na minimalnym spalonym. W drugiej połowie wcale nie było lepiej – po remisie Pogoni z Rakowem, stracie punktów przez Jagiellonię także dwaj inni kandydaci do mistrzowskiego tytułu nie rozstrzygnęli bezpośredniego starcia. Z tych rezultatów najbardziej cieszono się we Wrocławiu – Śląsk umocnił się na pierwszym miejscu i zwiększył przewagę nad konkurencją.
Szósty raz bez wygranej
Lech chce, Legia musi – takie panowało przekonanie przed hitem 15. kolejki. W tabeli poznaniacy mieli o pięć punktów więcej od warszawian i o jeden rozegrany mecz więcej. Wcześniejsze spotkania tej serii przyniosły ogromne emocje, w Warszawie ich zabrakło. Wiele było fauli (do przerwy aż 16 po stronie gości, tylko pięć gospodarzy). Lech nie oddał celnego strzału na bramkę Kacpra Tobiasza, stojący między słupkami Kolejorza Bartłomiej Mrozek kilka razy musiał ratować swój zespół niezłymi interwencjami. Gospodarze nie mogli pozwolić sobie na najmniejszą pomyłkę, grali ostrożnie, ale do przerwy bardzo bezpiecznie i skutecznie. Do starcia z Lechem przystępowali ze świadomością, że po raz ostatni pokonali ten zespół w lidze 8 listopada 2020 roku, a później zanotowali seniach
RAZY
pięciu meczów bez zwycięstwa. Miesiąc później prowadzona przez Kostę Runjaicia Pogoń rozbiła poznaniaków aż 4:0 i od tamtej pory – przez prawie trzy lata – niemiecki szkoleniowiec nie potrafił poprowadzić swojej drużyny do zwycięstwa nad Kolejorzem. Z pięciu potyczek dwie przegrał i trzy zremisował.
Twierdza zburzona
Legia przystąpiła do meczu z Lechem po trzech kolejnych wygranych bez straconej bramki, w dodatku odniesionych na trzech różnych frontach (3:0 z GKS-EM Tychy w Pucharze Polski, 1:0 z Radomiakiem w Ekstraklasie i 2:0 ze Zrinjskim Mostar w fazie grupowej Ligi Konferencji). – Odzyskaliśmy równowagę, wrócił spokój, przybyło pewności – przekonywał w czwartkowy wieczór po wygranej z mistrzem Bośni i Hercegowiny trener Runjaić.
W klubie wszyscy chcą jak najszybciej zapomnieć o „czarnym październiku” i aż pięciu porażkach w sześciu spotkana wszystkich frontach, co wywołało niezłe zaniepokojenie w klubie.
– Byłem wkurzony, kiedy patrzyłem, jak przegrywamy i jak popadamy w kryzys. Ale jednocześnie ja już tyle poważnych tąpnięć w Legii przeżyłem, że... miałem przekonanie, iż szybko się z tej zapaści wydostaniemy – to z kolei słowa właściciela klubu Dariusza Mioduskiego wypowiedziane po wygranej ze Zrinjskim. – Po prostu wiem, że pionem sportowym zarządzają odpowiedni ludzie, że dyrektor sportowy Jacek Zieliński i trener Runjaić sobie z tym poradzą. Wyniki były zdecydowanie gorsze niż gra. Porażek z Rakowem, Alkmaar czy Stalą zdecydowanie można było uniknąć – dodał Mioduski, podkreślając stanowczo, że absolutnym priorytetem jest odzyskanie mistrzostwa Polski. A strata w Ekstraklasie niebezpiecznie rosła.
Do 8 października Legia nie przegrała żadnego z 22 ligowych spotkań na swoim obiekcie pod wodzą obecnego szkoleniowca. Aż w końcu do stolicy przyjechał mistrz Polski z Częstochowy i zwyciężył 2:1 po samobójczym golu Rafała Augustyniaka.
Trzy tygodnie później trzy punkty ze stolicy wywiozła drużyna z Mielca prowadzona przez trenera Kamila Kieresia (3:1). Ostatni raz taką czarną serię Legia miała u siebie między wrześniem a listopadem 2021 roku, kiedy przegrała u siebie cztery spotkania ligowe z rzędu.
Wśród zespołów, które wtedy dokonywały rozbiórki twierdzy przy ulicy Łazienkowskiej, był zmierzający po mistrzostwo Polski Lech trenera Macieja Skorży (1:0 po golu Mikaela Ishaka, który w końcówce nie wykorzystał karnego).
Tym razem Kolejorz przyjeżdżał do Warszawy po sześciu występach bez porażki, po dwóch wygranych z rzędu i z serią pięciu konfrontacji z Legią bez porażki (cztery remisy, zwycięstwo). Dla poznańskiej drużyny był to dopiero 20. mecz w sezonie, gospodarze rozgryrię
wali mecz numer 26. W trakcie gry nie było widać różnicy w przygotowaniu fizycznym.
Znowu remis
W poprzednim sezonie niemiecki szkoleniowiec odbudował drużynę po zapaści, którą Legia przeszła w rozgrywkach 2021/22, kiedy prowadziło ją trzech szkoleniowców i długo broniła się przed spadkiem. Wicemistrzostwo kraju i Puchar Polski wywalczone kilka miesięcy temu było sukcesem, ale mało kto zwrócił uwagę, że z bezpośrednimi rywalami w walce o czołowe lokaty stołeczna drużyna miała kiepski bilans. Z sześciu meczów z Rakowem, Lechem i Pogonią wygrała tylko jedno (3:1 z późniejszym mistrzem kraju), przegrała dwa (0:4 w Częstochowie i 1:2 w Szczecinie). Pozostałe zremisowała. Trendu szkoleniowcowi nie udało się odmienić: 0:4 we Wrocławiu, 0:2 w Białymstoku, 1:2 z Rakowem u siebie – oto wyniki Legii z zespołami z czołówki Ekstraklasy, z których udało się pokonać tylko Pogoń (4:3).
Z Lechem padł remis, choć gospodarze grali lepiej od rywala, mieli inicjatywę, zablokowali wszelkie ofensywne próby Lecha. Artur Jędrzejczyk powstrzymał będącego w formie Norwega Kristoffera Velde, w polu karnym w ogóle nie mógł odnaleźć się Mikael Ishak – kapitan Lecha zdecydowanie bardziej był przydatny w obronie, gdzie pomagał kolegom, przerywając wiele akcji gospodarzy.
Legia miała wiele stałych fragmentów, próbowała niemal wszystkich rozwiązań, ale rzadko kiedy po dośrodkowaniach z wolnego czy rożnego był oddawany strzał. Emocji w tym spotkaniu było niewiele, jeśli temperatura widowiska rosła, to wyłącznie w sytuacjach, kiedy dochodziło do spięć między poszczególnymi piłkarzami. A akurat tego w tym spotkaniu nie brakowało. Trup słał się gęsto, po przerwie sędzia Piotr Lasyk jeszcze częściej przerywał akcje niż w pierwszej połowie. Nikomu nie udało się zadać decydującego ciosu. Remis bardziej ucieszył gości.