Lider, który lubi cierpieć
Trudno powiedzieć, by Śląsk Wrocław był najbardziej efektownym liderem PKO BP Ekstraklasy w ostatnich sezonach, jednak pomysł trenera Jacka Magiery sprawdza się z każdą kolejną serią gier. Takiego wyniku w naszej lidze nie było od sześciu lat.
Śląsk Wrocław nie jest liderem przypominającym ofensywnym rozmachem zmierzające po mistrzostwo Polski w ostatnich sezonach Raków Częstochowa czy Lecha Poznań, jednak niewykluczone, że ma coś cenniejszego niż poprzedni zdobywcy złotych medali. Zespół trenera Jacka Magiery cechuje trudny do złamania pragmatyzm i konsekwencja, co w połączeniu z wyjątkowo solidną defensywą pozwala notować już trzymiesięczną serię bez ligowej porażki. Śląsk nie schodzi ze swojej drogi nawet mimo ostrzeżeń ze strony kolejnych rywali na boiskach ligowych.
Śląsk lubi cierpieć
Żeby znaleźć ostatni zespół PKO BP Ekstraklasy, który w pierwszych 15 kolejkach nowego sezonu za każdym razem trafiał do siatki, trzeba cofnąć się aż do sezonu 2017/18 i serii Górnika Zabrze. Zespół Marcina Brosza był wówczas ligowym beniaminkiem, a jednocześnie sensacyjnym liderem, którego napędzali młodzieżowcy, asysty Rafała Kurzawy oraz Damiana Kądziora i w końcu bramki doświadczonego Igora Angulo.
W obecnym Śląsku również można i należy wyróżniać indywidualności, kto wie, czy najważniejsza nie jest jednak zespołowość zbudowana przez Magierę po nieprawdopodobnych trudach walki o utrzymanie z końcówki poprzedniego sezonu. Wrocławianie nie gwarantują fajerwerków, są jednak do bólu skuteczni, a tego typu powtarzalność w naszej lidze również jest wartością. W ofensywie co mecz, to inny bohater – od Erika Exposito, przez Piotra Samca-talara, po Matiasa Nahuela, a swoje potrafią dołożyć też Petr Schwarz czy Burak Ince.
Do tego solidna defensywa, która sprawia, że od połowy sierpnia lider traci gole niemal wyłącznie po rzutach karnych, a Rafał Leszczyński nie musi się martwić obecnością wypożyczonego z Rakowa młodzieżowca Kacpra Trelowskiego. Śląsk zwykle jest też znacznie bardziej odpowiedzialny niż w meczu z Cracovią i jeśli ma twarz Leivy, to bardziej tę z bramkowej akcji na 1:0 niż tę z czerwonej kartki po spięciu z Jakubem Jugasem na początku drugiej połowy. Jeśli Jehor Macenko jest czegoś gwarantem, to charakteru porównywalnego do legendarnego Mariusza Pawelca niż nieodpowiedzialnego osłabiania zespołu jak w końcówce sobotniego spotkania, które Śląsk kończył w dziewiątkę. Taki scenariusz konfrontacji przy Kałuży tylko dodatkowo wpisał się w losy drużyny, która w tym sezonie zdecydowanie potrafi cierpieć, a jeśli w trakcie jednej połowy funduje sobie dwie czerwone kartki, to może nawet należy powiedzieć, że cierpieć lubi.
Plan trenera Magiery
Śląsk wypracował sobie patent, który w teorii jest przewidywalny, ale w rundzie jesiennej działa na kolejnych ligowych rywali. Plan Magiery polega na szybkim wzięciu sprawy w swoje ręce i narzuceniu warunków, które szczególnie w meczach z niżej notowanymi przeciwnikami, jak ostatnio z Ruchem, ŁKS oraz Cracovią, są niczym pole position w Formule 1. Głównym założeniem tego planu jest szybkie zdobycie bramki i zepchnięcie przeciwnika do narożnika bez względu na to, czy mecz odbywa się we Wrocławiu, czy poza domem.
Później Śląsk świadomie cofa się do defensywy i oddaje piłkę rywalowi, czekając na odpowiedź. To ma określone ryzyko, bo beniaminki z Chorzowa oraz Łodzi potrafiły odbierać drużynie Magiery korzystny rezultat, ale wcześniej w wielu przypadkach okazywało się, że defensywna jakość potrafiła dokończyć to, co rozpoczęła ofensywa.
Sam szkoleniowiec lidera Ekstraklasy nie ukrywa, że właśnie tak ma grać jego Śląsk, a to zasadnicza zmiana zarówno w stosunku do jego pierwszej kadencji na ławce wrocławian, jak i wcześniejszej pracy w Legii. Wtedy nazwisko Magiery było synonimem efektowności, a koronnym świadectwem mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów na stadionie Borussi Dortmund z 2016 roku (4:8). Na dłuższą metę przynosiło to więcej szkód niż pożytku i to pewnie nie przypadek, że ani w Legii, ani za pierwszym razem w Śląsku Magiera nie doczekał nawet pierwszej rocznicy zatrudnienia.
Mierzyć zamiar podług sił
Wrocławianie ciągle muszą mieć się na baczności, bo pomysł lidera zauważany jest już nie tylko przez dziennikarzy oraz obserwatorów, ale również przez rywali, którzy w październiku potrafili lidera za taki styl gry skarcić (przed Ruchem punkty urwał mu także Górnik – 1:1 we Wrocławiu po golu w ostatniej minucie). Kibicom, póki co, taki styl i pomysł trenera nie przeszkadzają, bo ci przede wszystkim chcą się cieszyć sensacyjną eksplozją formy po kilkunastu miesiącach rozczarowań i zawodów, a na pojedyncze straty punktów mogą wzruszyć ramionami, przypominając sobie rozmach z akurat olśniewającego w ofensywie – szczególnie po przerwie – meczu przeciwko Legii (4:0).
W tamtym spotkaniu z wicemistrzem Polski Śląsk pokazał, jak duży potencjał drzemie w jego niedocenianej przed sezonem kadrze. Trener Magiera zdaje sobie sprawę, że musi mierzyć zamiary podług sił. Jego drużyny, z różnych przyczyn, nie stać w tym momencie na utrzymywanie tak wysokiej formy na dłuższym dystansie, ale skoro określony sposób na punktowanie działa, można mu tylko przyklasnąć.
Po 15 meczach tej rundy Śląsk ma już tylko o pięć zdobytych oczek mniej niż w… całym poprzednim sezonie i raptem o dwa mniej niż rok wcześniej.