COROCZNA FRAJDA!
Skromne początkowo paczuszki kart z odpowiedziami dziś piętrzą się na stołach redakcyjnych wielkimi stosami. Ledwo zdąży się ułożyć i posegregować z grubsza jedną partię, napływa następna i tak bez końca… – ukazywała nasza gazeta gorące dni głosowania w 1930 roku, ale podobnie było przez cały czas. „Ów wspaniały plon plebiscytu bynajmniej nas nie przeraża. Przeciwnie »Przegląd Sportowy« jest wdzięczny swym Czytelnikom za solidarny udział w głosowaniu, za zrozumienie doniosłości plebiscytu i wagi, jaką należy przyłożyć do miana najlepszego sportowca polskiego” – argumentowała redakcja, ciesząc się z niebywałego powodzenia tego przedsięwzięcia, corocznej frajdy.
Puchar wędrowny
A zaczęło się tak… 25 września 1926 roku redakcja zaproponowała czytelnikom konkurs w formie zabawy z pytaniem: „Kto jest najlepszym sportowcem polskim?”. W celu podpowiedzi, o jakiego chodzi bohatera, jaki jest sens tej zgadywanki, „PS” wyjaśniał: „Pojęcie »najlepszy« jest zbyt elastyczne, by określić jakieś szczególne i wyłączne cechy i przymioty sportowca, lecz równocześnie wyraża tę właśnie sumę doskonałości, którą z taką dumą i uznaniem podziwiamy w czołowych reprezentantach sportu”.
W pierwszym Plebiscycie wygrał Wacław Kuchar z Pogoni Lwów. Olimpijczyk z 1924 roku uważany był za najwszechstronniejszego sportowca Drugiej Rzeczypospolitej. Mimo nieco zawiłej definicji konkurs spotkał się z nadzwyczajnym odzewem. Do redakcji napłynęło 3457 kuponów. „Przybrał on rozmiary nieoczekiwane” – dziwili się nasi redakcyjni poprzednicy. Kupony do wypełnienia ukazały się wtedy w trzech numerach gazety sprzedawanej za 30 groszy.
Zasady Plebiscytu były proste. „Należy wypełnić czytelnie (najlepiej ołówkiem atramentowym) załączony kupon konkursowy, t.z. wypisać na nim kolejno nazwiska 10ciu, zdaniem głosującego, najlepszych sportowców – amatorów polskich” – instruowała gazeta w początkach zabawy. Dawała też rady dotyczące wyborów. „Niech każdy zważy jak najdokładniej szanse danego kandydata pod względem: 1) wyniku czysto sportowego t. zn. stosunku rezultatu osiągniętego przez tego sportowca np. do rekordu światowego, 2) wrażenia, jakie dany wyczyn wywołał zagranicą, 3) momentu propagandowego, 4) sylwetki kandydata, jako człowieka i dżentelmena”. O miano najlepszego nie mogli ubiegać się zawodowcy, lecz wyłącznie sportowcy amatorzy. Dlatego też laureaci otrzymywali nagrody jedynie honorowe. Już w okresie przedwojennym był to między innymi Puchar Srebrny, ale przechodni, nazywany wtedy „wędrownym”. Stał w gabinecie redaktora naczelnego, a zwycięzcy – Halina Konopacka, Stanisław Petkiewicz, Janusz Kusociński i Stanisława Walasiewicz – dostępowali zaszczytu, że ich nazwiska zostały nań wygrawerowane. Po pięciu latach puchar przypadł Walasiewicz.
Na początku redakcja „Przeglądu Sportowego” nie przedstawiała listy nominowanych, z których można było wybierać ulubioną dziesiątkę sportowców. Czytelnicy głosowali na znanych sobie zawodników, co sprawiło, że w pierwszym konkursie przewinęło się aż 160 nazwisk. Tylko 26 szczęściarzom udało się wtedy wytypować ostateczną dziesiątkę.
Piłka nożna z dętką
Ostatni przed wojną konkurs w 1938 roku wygrał narciarz Stanisław Marusarz. Plebiscyt wznowiono dopiero dziesięć lat później. „Dlaczego dopiero teraz? Sądzimy, że odpowiedź jest łatwa. Zniszczony zawieruchą sport polski dźwigał się w zbyt wielkim mozole i trudzie, by można było w pierwszych okresach tej pracy, pracy raczej organizacyjnej, wysnuwać właściwe i dostateczne kryteria porównawcze” – wyjaśniała gazeta. Pierwsze kupony zostały wydrukowane w numerze z 15 listopada olimpijskiego 1948 roku. Na kuponach przewinęło się 220 nazwisk sportowców. Pojawiało się nawet nazwisko zamordowanego w Palmirach w 1940 roku mistrza olimpijskiego Janusza Kusocińskiego. „Kusociński zostanie w pamięci sportowców polskich jako symbol, ale konkurs nasz wyraźnie mówił, że chodzi tylko o osoby żyjące” – odpowiadał „PS”. Wygrał bokser Aleksy Antkiewicz, brązowy medalista igrzysk olimpijskich z Londynu 1948. Dopiero w 1956 roku redakcja zaproponowała listę nominowanych sportowców. Wzorem dawnych lat znów na zwycięzcę czekał puchar przechodni. Po pięcioletnim okresie na własność otrzymywał go sportowiec, który zebrał najwięcej punktów w corocznych plebiscytach (10 pkt za pierwsze miejsce, 9 za drugie itd.). Co ciekawe, po trzech latach takiej rywalizacji liderem był tenisista Władysław Skonecki, ale już rok później został wygumkowany z listy. W 1951 roku postanowił bowiem pozostać na Zachodzie, a w kraju okrzyknięto go zdrajcą. Za triumf w poszczególnych sezonach Aleksy Antkiewicz, Zdobysław Stawczyk, Helena Rakoczy i Zygmunt Chychła otrzymywali miniatury pucharu, pozostali z dziesiątki – pamiątkowe proporce. Ten ostatni zdobył nagrodę główną na własność. Laureatów nagradzano w lokalu redakcji, PKOL czy w warszawskim Domu Dziennikarza, jak w 1952 roku, gdy imprezę uświetnili swym humorem Kazimierz Rudzki, Adolf Dymsza i „Wiech”, czyli Stefan Wiechecki. Dopiero w 1956 roku po raz pierwszy uroczystościom towarzyszył bal. Sportowcy i goście wywijali jednak obertasy w nader ponurych wnętrzach pawilonu przy Stadionie Dziesięciolecia. Zresztą to nie był łatwy okres. W 1953 roku, pamiętnym z wielkiego sukcesu naszych pięściarzy w ME w Warszawie, zupełnie zrezygnowano z głosowania i nie poinformowano czytelników o powodach tej decyzji. W apogeum stalinowskich czasów władze PRL obawiały się, że wśród laureatów pojawią się sportowcy, którzy nie popierają ideologicznego kierunku partii. Komunistyczny organ ustalił zatem swoje kryteria i przysłał listę dziesięciu, ale redakcji udało się wykręcić z jej publikacji. Dopiero trzydzieści pięć lat później naprawiono dawny błąd i wskazani przez redakcję eksperci wytypowali najlepszych sportowców feralnego sezonu. Wygrał bokser Leszek Drogosz.
W tamtym okrutnym okresie można było podpaść za byle co. „Pamiętamy na przykład, jak nasi Czytelnicy zwrócili w trakcie dyskusji uwagę na fakt, że Sidło nie wykazuje należytych postępów w nauce” – wspominał „PS” okoliczności, które także wpływały na oceny sportowców. Od 1954 roku w naszym konkursie obowiązywała poszerzona formuła. Typowano też najlepszych trenerów. Pierwszym laureatem wśród szkoleniowców został Feliks Stamm. Natomiast w 1963 roku po raz pierwszy relację z ogłoszenia wyników i balu pokazała telewizja. Odtąd popularność Plebiscytu jeszcze bardziej wzrosła. Nasza gazeta w okresie konkursowym biła rekordy sprzedaży, zauważano nawet, że w pogoni za kuponami wykupywano „PS” ze zwrotów, chociaż były one minimalne. Dodajmy, że czytelnicy uczestniczący w głosowaniu zawsze mogli liczyć na nagrody. Do rozlosowania w pierwszym konkursie przeznaczono 50 fantów, m.in. tak atrakcyjne jak „piłkę nożną wraz dętką, dysk”. Innym razem, jak w 1938 roku, były to ozdobny przybór na biurko, roczna prenumerata „PS” i skórzana papierośnica. W pierwszym powojennym konkursie ubiegano się o rower, parę nart i parę łyżew, a 60 lat temu – o telewizor i Poemat, czyli radioodbiornik z adapterem. Ech, to były czasy…