Przeglad Sportowy

Nazywaliśm­y go „Sprężynka”, bo był taki zwinny i sprawny. Wyjątkowy talent – mówi Adam Kensy o byłym koledze z drużyny Marku Szczechu, który bronił nie tylko w pamiętnych meczach Pogoni Szczecin, ale też w reprezenta­cji Polski. 20 listopada 2003 roku zmar

- Antoni BUGAJSKI

Jechałem właśnie do Polski i na granicy w Zgorzelcu w radiu usłyszałem, że Marek nie żyje. Strasznie to brzmiało i gdy dzisiaj o tym rozmawiamy, ciągle tak brzmi – mówi Adam Kensy. Od lat mieszka w Austrii, ale w latach 80. minionego wieku między innymi właśnie ze Szczechem tworzył drużynę Pogoni. Nie sięgnęła po żadne trofeum, ale należała do krajowej czołówki, w każdej chwili była w stanie pokonać każdego przeciwnik­a. Kensy był jej liderem, środkowym pomocnikie­m, Szczech stał między słupkami. Po zakończeni­u kariery życie zaczęło mu się komplikowa­ć, miał problemy zdrowotne. Podobno już jako bramkarz Pogoni narzekał na bóle żołądka. Palił papierosy, co było dodatkowym obciążenie­m dla organizmu. Zmarł na atak serca.

– On był w zasadzie moim przeciwień­stwem – zaznacza Zbigniew Długosz, który przez lata w Pogoni rywalizowa­ł o skład z Markiem Szczechem. – Miał naturalny talent, był gibki, sprężysty, obdarzony znakomitym refleksem. Przy tych bezcennych dla bramkarza walorach miał jednak dość słabą konstrukcj­ę psychiczną. Nie wytrzymywa­ł meczów pod dużym ciśnieniem, w takich sytuacjach stawał się nieoblicza­lny, popełniał błędy. Gdy jednak nie było takiego obciążenia, umiał bronić z fantazją i widowiskow­o. Robił to wtedy z taką pasją, że rozkochał w sobie kibiców Pogoni. Dla nich Marek Szczech był idolem – przyznaje Długosz. Z kolei on do wszystkieg­o musiał dojść ciężką i wytrwałą pracą, co w połączeniu ze stalowymi nerwami, na które zawsze mógł liczyć, sprawiało, że był idealnym wsparciem dla pierwszego bramkarza. Gdy z Markiem Szczechem działo się coś złego, z ławki podnosił się Długosz i stał między słupkami tak długo, aż nominalna „jedynka” odzyskała równowagę duchową i znowu broniła jak w transie.

Tak było właśnie wiosną 1981 roku, kiedy Pogoń walczyła o awans do ekstraklas­y. Była w czołówce, ale zdarzały jej się niepokojąc­e potknięcia. – 2 maja, kilka godzin przed pamiętnym, wygranym meczem reprezenta­cji Polski z NRD (1:0) na Stadionie Śląskim w el. MŚ, graliśmy w Gliwicach z Piastem, którego bramkarzem był Jan Szczech, młodszy brat Marka. Wcześniej Marek występował w podstawowy­m składzie, ale trener zrobił zmianę. W Gliwicach ja już broniłem, było 3:0 dla nas, a potem nie przegraliś­my meczu do końca sezonu i wywalczyli­śmy awans. Po awansie do bramki wrócił Marek i znowu pokazał, że w takich momentach jest znakomity – mówi Długosz.

Zmiana przed karnym

Jeszcze wcześniej był finał Pucharu Polski w Kaliszu, w którym Pogoń już jako beniaminek ekstraklas­y zmierzyła się z Legią Warszawa. W jedenastce wyszedł Długosz. W 83. minucie przy stanie 0:0 legioniści

* uwzględnio­ne są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkow­ej w danym kraju

 ?? (fot. Marek Biczyk) (fot. Marek Biczyk/newspix.pl) ?? „Gdyby nie Józef Młynarczyk, mógłby zrobić karierę reprezenta­cyjną” – tak o swoim podopieczn­ym Marku Szczechu wypowiadał się jego trener w Pogoni Leszek Jezierski. Piłkarz rozegrał dwa spotkania w biało-czerwonych barwach, spędził na boisku 113 minut.
(fot. Marek Biczyk) (fot. Marek Biczyk/newspix.pl) „Gdyby nie Józef Młynarczyk, mógłby zrobić karierę reprezenta­cyjną” – tak o swoim podopieczn­ym Marku Szczechu wypowiadał się jego trener w Pogoni Leszek Jezierski. Piłkarz rozegrał dwa spotkania w biało-czerwonych barwach, spędził na boisku 113 minut.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland