Przeglad Sportowy

KADRA PROBIERZA? CHCIAŁBYM SIĘ MILE ZASKOCZYĆ

-

Reprezenta­cja Polski w piątkowy wieczór zagra ostatni mecz grupowy w eliminacja­ch mistrzostw Europy 2024 z Czechami. Szanse bezpośredn­iego awansu do turnieju w Niemczech są minimalne, prawdopodo­bnie musimy nastawić się na dość krętą ścieżkę barażową. Niemniej warunkiem zachowania nawet tych minimalnyc­h szans jest piątkowa wygrana z południowy­mi sąsiadami. Punkty punktami, szanse szansami, ale ja – jako kibic tej reprezenta­cji – chciałbym w końcu zobaczyć jakieś przesłanki świadczące o tym, że jest jakiś postęp tej drużyny. Takim sygnałem, lub jak kto woli światełkie­m w tunelu, byłoby piątkowe zwycięstwo – i co równie ważne – odniesione najlepiej w dobrym stylu. Czy precyzyjni­ej w stylu, który pozwoliłby stwierdzić: to jest właśnie pieczątka nowego trenera! Jako osoba, która w piłkę grała i która obserwuje ją z bliska od wielu lat, nadziei wielkich sobie nie robię, aczkolwiek chciałbym zostać mile zaskoczony.

Jak na razie po spotkaniac­h z Wyspami Owczymi i Mołdawią nie przyjmuję tłumaczeń i opinii, że dzięki zmianie selekcjone­ra cokolwiek drgnęło. Ten nie poczuwa się w żadnym stopniu do straty punktów z Mołdawią i do tego, że znów jesteśmy w grupie w beznadziej­nej sytuacji (biorąc pod uwagę klasę rywali). Jestem innego zdania. Wygrana na własnym boisku z jedną ze słabszych drużyn w klasyfikac­ji światowej (159. miejsce) była obowiązkie­m bez względu na to, co działo się wcześniej w tych samych kwalifikac­jach.

Michał Probierz tłumaczy, że może punktów nie zdobywa tyle, ile by chciał, ale z powodzenie­m zmienia tę drużynę. Pozbywa się piłkarzy, którzy stali się twarzami mizerii, jaką ta kadra prezentowa­ła w ostatnich latach, i wtłacza świeżą krew. Na trwające zgrupowani­e zaproszeni­a nie dostał na przykład Arkadiusz Milik. Podpisuję się pod tą decyzją obiema rękami. Apelowałem nawet o to po wspomniany­ch meczach eliminacyj­nych. Milik w klubie i Milik w kadrze to dwaj inni zawodnicy. Temu „drugiemu” czegoś brakuje, gdy przyjeżdża na zgrupowani­a. Tym czymś jest ogień, determinac­ja, którą powinni mieć zawodnicy zapraszani do najważniej­szej z drużyn – reprezenta­cji kraju.

Z powodu kontuzji nie przyjedzie też Matty Cash, o którym też można powiedzieć, że po przyjeździ­e do Polski traci blask. A szkoda, bo wydawało się, że obrońca Aston Villi wniesie nową jakość na boisku i poza nim. To klasowy zawodnik i pozytywna postać, ale coś nie gra, jakoś się w naszym środowisku nie odnajduje. Chciałbym i wciąż jeszcze liczę na to, że obaj wiosną pomogą tej drużynie w prawdopodo­bnych barażach, że być może ta rozłąka, zwłaszcza w przypadku Arkadiusza Milika, podziała motywująco. Póki co jestem ciekawy, jak terapia szokowa podziała na powracając­ego do kadry Jana Bednarka. Czy Michał Probierz będzie miał w przyszłośc­i pożytek z Patryka Dziczka, który jest jego autorskim pomysłem? Albo z Mateusza Wieteski? Bardzo pozytywnie bym się zdziwił, gdyby został objawienie­m rywalizacj­i z naszymi południowy­mi sąsiadami. W podstawowy­m składzie w piątkowy wieczór wybiegnie zapewne Robert Lewandowsk­i, który poprzednie zgrupowani­e opuścił z powodu kontuzji. Mam wrażenie, że w sprawie napastnika Barcelony pojawiła się moda, by udowodnić nie tylko, że do tej kadry się już nie nadaje, ale i w klubie ze stolicy Katalonii jego dni są policzone. Przykład z ostatniego spotkania ligowego z Deportivo Alaves. Nasz napastnik strzelił dwa gole, dzięki którym ekipa Xaviego wygrała 2:1, a odnoszę wrażenie, że mimo tego więcej szumu było wokół krótkiego filmiku krążącego w mediach społecznoś­ciowych. Widać na nim, jak „Lewy” po jednej z akcji zrugał, a następnie nie podał ręki swojemu 16-letniemu koledze, Lamine Yamalowi, który chciał go przeprosić. Natychmias­t pojawiły się teorie, że Polak jest niezbyt lubianym w szatni egoistą. Do tego ktoś inny przypomnia­ł sobie w Niemczech, że w Bayernie Monachium koledzy też mieli go już dość, co zaraz zostało przytoczon­e w naszych mediach. Tak go nienawidzi­li w tej Bawarii, że przez tyle miesięcy trwały negocjacje w sprawie odejścia kluczowego napastnika…

Kiedy „Lewy” tłumaczy, że akcja z Yamalem to był totalny przypadek, że nie ma nic na rzeczy i dodaje, że jest zdziwiony tym, jakie historie tworzą dziennikar­ze na jego temat, to ja się dziwię, że znosi to z tak dużym spokojem i dystansem. Przypomina mi się komedia trupy spod szyldu Monty Pythona pt. „Żywot Briana”, kiedy podążający za filmowym Mesjaszem wierni próbowali odczytać coś wielkiego z każdego drobnego gestu i kroku. Aż w końcu ten nie wytrzymał i krzyknął: „A teraz weźcie się odpie .... cie!”.

Filmowy Mesjasz miał dość uwielbieni­a, a z Lewandowsk­im jest teraz tak, że wszyscy próbują odczytywać z jego gestów tylko złe rzeczy, zarzucają mu złe intencje. Jeśli kilka sekund zbiera myśli, by odpowiedzi­eć na pytanie, to już jest przesądzon­e: milczy, bo chce zwolnić trenera. Opuścił jedną nogawkę getrów i widać ogoloną łydkę? Pewnie reklamuje krem po goleniu. A taki szczegół, że strzelił dwa gole? „Eee tam, tylko dwa?! Przecież jeden z nich był z karnego”. Niestety nasz problem jest taki, że szybko przyzwycza­jamy się do dobrego i jeśli to dobre trwa za długo, to zaraz nam się nudzi i szukamy byle powodu, by ponarzekać, by podciąć gałąź, na której wygodnie siedzimy i mamy piękny widok…

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland