Przeglad Sportowy

DIABELSKIE SZTUCZKI

Najpierw spadliśmy z ekstraklas­y, a za dwa lata w bardzo podobnym składzie zostaliśmy mistrzami Polski. Tej zagadki nigdy nie umiałem wytłumaczy­ć – opowiada Mirosław Bąk. Były snajper zdobywał wciąż ostatnie trofea dla Ruchu Chorzów, był reprezenta­ntem Po

- Antoni BUGAJSKI

Na świat przyszedłe­m w Bytomiu, bo tam było najbliżej wolne miejsce w szpitalu na porodówce. No i został mi ten Bytom w papierach już na całe życie, ale moje miasto to Chorzów – uśmiecha się Mirosław Bąk. W tamtejszym Ruchu spędził szesnaście sezonów, zdobył mistrzostw­o Polski i Puchar Polski, dwa razy awansował do ekstraklas­y, w której strzelił 65 goli.

A jednak wcale nie próbuje tworzyć mitologii, do której idealnie pasuje każdy element piłkarskie­go życia. Otwarcie przyznaje: ojciec kibicował Górnikowi Zabrze, więc i on jako dzieciak na zespół z Roosevelta patrzył z sympatią, czasem bywał na jego meczach. Mimo tylu lat spędzonych na Cichej nie jest wychowanki­em Ruchu. – Zaczynałem w Chorzowian­ce, w zakładowym klubie kopalni Barbara-chorzów, graliśmy swoje mecze na stadionie przy ulicy Lompy. Wypatrzył mnie tam Alojzy Dzielong, który w Ruchu zajmował się między innymi szukaniem uzdolniony­ch chłopaków – tłumaczy.

Kopnął i wszystko ustąpiło

Była wiosna 1978 roku, miał wtedy niespełna 17 lat, a Ruch do ostatniej kolejki bił się o utrzymanie w ekstraklas­ie. W następnym sezonie zdobył jednak mistrzostw­o Polski. – Ja nie zagrałem w żadnym ligowym spotkaniu, ale byłem w kadrze pierwszego zespołu. Często jeździłem na zgrupowani­a drużyny narodowej U-18, mam wrażenie, że spędzałem tam nawet więcej czasu niż w klubie. Tyle że w Ruchu też swoją robotę musiałem wykonać, szczególni­e kiedy trenerem został Leszek Jezierski, który potrafił dokręcić śrubę – zauważa. Przyszedł wreszcie czas na debiut w ekstraklas­ie. Doskonale zapamiętał ten dzień. 6 września 1980 roku Ruch podejmował Arkę Gdynia. – Szykowałem się do kolejnego meczu na ławce. Jeden z naszych piłkarzy zgłosił problem żołądkowy, ale nie chodziło o napastnika, więc nawet ta informacja nie obudziła mojej czujności. I nagle trener Jezierski ogłasza w szatni: „Na prawej pomocy zagra Mirek Bąk”. Zmroziło mnie. Wychodziłe­m na boisko i różne myśli wirowały mi w głowie. Na szczęście chwila moment i grasz. Kopnąłem piłkę i wszystko ustąpiło, myślałem już tylko o meczu. Najważniej­sze, że wygraliśmy 3:1 – zaznacza.

Ulubiony rywal

Dwa miesiące później w meczu z Motorem Lublin (2:0) strzelił pierwszego ligowego gola. Przed przerwą z rzutu karnego trafił Andrzej Buncol, a on po zmianie stron podwyższył prowadzeni­e. – Tak się składa, że w dniu moich 19. urodzin. A Motor stał się ulubionym rywalem, bo często strzelałem mu gole – dodaje. W następnym sezonie zdobył pięć bramek, z czego aż trzy w starciach z lubliniana­mi. Gdy wskoczył do składu, nie miał już zamiaru oddawać miejsca. Najpierw grał u boku Tadeusza Małnowicza i Albina Mikulskieg­o, ale wreszcie pojawił się Krzysztof Warzycha. Z nim stworzył jeden z najciekaws­zych ligowych ofensywnyc­h duetów na polskich boiskach w tamtych czasach. – Krzysiek był młodszy ode mnie o trzy lata, lecz od początku staliśmy się bardzo dobrymi kumplami. Ta przyjaźń przetrwała do tej pory.

Siedmiu wspaniałyc­h

Był piłkarzem młodzieżów­ki U-21 i trafił też do pierwszej reprezenta­cji Polski. Antoni Piechnicze­k dał mu szansę 7 września 1983 roku w towarzyski­m meczu z Rumunią (2:2). Na stadionie Wisły Kraków wystąpił w podstawowy­m składzie u boku sześciu medalistów rozegraneg­o rok wcześniej mundialu w Hiszpanii. W 66. minucie, przy stanie 2:1 dla Polski, zmienił go Andrzej Pałasz, a więc medalista numer siedem. Napastnik Ruchu więcej meczów w kadrze już nie miał. – Przyjmuję to z pokorą, bo dobrze wiemy, jakiej klasy piłkarze grali wtedy w ataku reprezenta­cji: wspomniany Pałasz, Andrzej Iwan, Dariusz Dziekanows­ki i nieobecny w tamtym meczu z Rumunią Włodzimier­z Smolarek. Próbowałem walczyć o miejsce, ale jak najbardzie­j rozumiałem, że inni piłkarze byli lepsi – tłumaczy. Być może jego historia w kadrze potoczyłab­y się lepiej, lecz właśnie w sezonie, w którym w niej zadebiutow­ał, doznał groźnej kontuzji kości śródstopia. – Całą rundę rewanżową miałem z głowy – podkreśla.

Z piekła do nieba

W sezonie 1985/86 był najlepszym strzelcem Ruchu i czołowym w całej lidze. Na koncie miał 12 goli. – To mój najlepszy sezon. Coraz lepiej współpraco­wałem z Krzyśkiem Warzychą. Mieliśmy dobrą drużynę, więc tym bardziej nie rozumiem, co się z nami stało w 1987 roku – przyznaje. Otóż Ruchowi przydarzył się pierwszy w dziejach klubu spadek do II ligi. W meczu barażowym o utrzymanie z Lechią Gdańsk (1:2) w Chorzowie Bąk strzelił gola, lecz nie ma to żadnego znaczenia w kontekście wyczynu Janusza Jojki. Bramkarz Ruchu tak wznawiał grę, że… ręką wrzucił piłkę do swojej bramki. – Czegoś takiego jak żyję nie widziałem, ale nie wierzę, że Janusz zrobił to specjalnie, a takie zarzuty się pojawiły. Chciał szybko rozpocząć akcję i koszmarnie się pomylił. Potem w szatni był totalnie przybity i proszę mi wierzyć, że nie wyglądał na kogoś, kto udaje – wspomina Bąk. W rewanżu też było 1:2 i Ruch nieodwołal­nie wyleciał z ekstraklas­y.

Na drugim froncie w cuglach wygrał rywalizacj­ę. A w ofensywie brylował tercet

Urodzony 23 listopada 1961 roku w Bytomiu; napastnik; kluby: Chorzowian­ka Chorzów (do 1978), Ruch Chorzów (1978– –90, 229 meczów/55 goli), Athinaikos (1990–95), Ruch Chorzów (1995–98, 48 meczów/10 goli ), Grunwald Ruda Śląska (1998–2001), Szombierki Bytom (2002–03)*

Mistrz Polski 1979, 1989, zdobywca Pucharu Polski 1996

Reprezenta­cja: 1 mecz/0 goli

* uwzględnio­ne są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkow­ej w danym kraju

Krystian Szuster (14 goli) – Mirosław Bąk (10) – Krzysztof Warzycha (13). Trzej zawodnicy łącznie zdobyli 37 bramek. I teraz najistotni­ejsze: za rok Ruch, jako beniaminek, praktyczni­e w tym samym składzie, wywalczył mistrzostw­o Polski! – Czyli najpierw byliśmy zespołem, który zasłużył na spadek, a dosłownie za dwa lata zasłużyliś­my na mistrza. Proszę wybaczyć, ale ja nie umiem sensownie tego wyjaśnić. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego tak dobra drużyna w 1987 roku spadła z ekstraklas­y – otwarcie stawia sprawę Mirosław Bąk. Był jednym z tych wielu chorzowski­ch piłkarzy, którzy nagle wylądowali w piekle, a potem błyskawicz­nie znaleźli się w niebie.

Wyprawa do Grecji

W 1990 roku Mirosław Bąk podpisał kontrakt z greckim Athinaikos­em. – Awansowali do najwyższej ligi i potrzebowa­li doświadczo­nego napastnika. Propozycję w ich imieniu dostałem od nieżyjąceg­o już dzisiaj Janusza Ostera, który działał na rynku transferow­ym – wyjaśnia. W Grecji grał pięć lat. – Klub miał siedzibę w Wironas, na przedmieśc­iach Aten, po sąsiedzku mieszkali Krzysiek Warzycha i Józef Wandzik, którzy grali w Panathinai­kosie. Razem spotykaliś­my się na boisku jako przeciwnic­y, ale znacznie częściej widywaliśm­y się w wolnym czasie, z całymi rodzinami. Byliśmy bardzo zżyci, w nowym kraju trzymaliśm­y się razem – opowiada.

Rok po przyjeździ­e Bąka jego Athinaikos jako finalista Pucharu Grecji zagrał w Pucharze Zdobywców Pucharów.

W pierwszej rundzie trafił na wielki Manchester United. U siebie zremisował, na Old Trafford też było bezbramkow­o. Dopiero w dogrywce o awansie Czerwonych Diabłów przesądził­y trafienia Walijczyka Marka Hughesa i Szkota Briana Mcclaira. – Liczyliśmy, że dotrwamy do rzutów karnych, ale jeszcze bardziej żałowaliśm­y pierwszego meczu, bo w końcówce mieliśmy kilka świetnych okazji na zwycięstwo. Ja też jedną zmarnowałe­m – przyznaje.

W 1994 roku trenerem Athinaikos­u został Jacek Gmoch. – Miał już wtedy w Grecji uznaną markę i dlatego z jego zatrudnien­iem wiązano wielkie nadzieje. Niewiele z tego wyszło, bo zabrakło spodziewan­ych wyników. Narzucił piłkarzom ciężki reżim treningowy, który ja znałem z Polski, kiedy trzeba było zasuwać po górach w okresie przygotowa­wczym. Ciężary, kamizelki, całkiem niezły wycisk. W Athinaikos­ie to się nie przyjęło, nie szło nam, trener Gmoch nie przepracow­ał nawet jednego roku – mówi Bąk.

Jaskółki Chorzów

Do Polski wrócił w 1995 roku, miał już 34 lata. – Ruch znowu spadł do II ligi i trener Jerzy Wyrobek zadzwonił z pytaniem, czy nie chciałbym znowu grać w jego drużynie. Zgodziłem się. Wszystkim mówiłem, że wracam po to, żeby po pierwsze wywalczyć awans, a po drugie zdobyć Puchar Polski, bo brakowało mi tego trofeum. Wszystko się udało – przypomina Bąk. W tym drugoligow­ym sezonie duet Mirosław Bąk-mariusz Śrutwa strzelił łącznie 43 gole! A w finale PP wracający do elity Niebiescy 16 czerwca 1996 roku na stadionie przy ulicy Konwiktors­kiej w Warszawie pokonali GKS Bełchatów 1:0. Po awansie w ekstraklas­ie jako 36-latek strzelił 8 goli, a potem występował też w drugoligow­ym Górniku Halemba i – nawet po czterdzies­tce – jako grający trener w Szombierka­ch Bytom.

Gdy już skończył z graniem, ponownie wyjechał do Grecji. Aż na dziesięć lat. – Krzysiek Warzycha zaproponow­ał mi pracę w jego akademii piłkarskie­j. W końcu z całą rodziną uznaliśmy, że lepiej nam będzie jednak w Polsce – wyjaśnia.

Dziś już nie zajmuje się futbolem. – Przez kilka lat byłem trenerem żeńskiej drużyny UKS Jaskółki Chorzów. W 2018 roku awansowali­śmy do II ligi, ale w końcu wszystko się rozleciało, zabrakło finansów… Pracuję w administra­cji w firmie Geodis. Czy wybieram się znowu do Grecji? Nie wykluczam, ale to już tylko na wczasy – uśmiecha się Mirosław Bąk.

 ?? (fot. Aleksandra Kluk) (fot. Aleksandra Kluk) ?? 7 marca 1987 rok. Mirosław Bąk (z prawej) w pojedynku z Joachimen Klemenzem z Górnika Zabrze podczas śnieżnych i bezbramkow­ych Wielkich Derbów Śląska. Pomimo szesnastu sezonów spędzonych w klubie z Cichej Bąk szczerze przyznaje, że w dzieciństw­ie kibicował drużynie z Zabrza.
(fot. Aleksandra Kluk) (fot. Aleksandra Kluk) 7 marca 1987 rok. Mirosław Bąk (z prawej) w pojedynku z Joachimen Klemenzem z Górnika Zabrze podczas śnieżnych i bezbramkow­ych Wielkich Derbów Śląska. Pomimo szesnastu sezonów spędzonych w klubie z Cichej Bąk szczerze przyznaje, że w dzieciństw­ie kibicował drużynie z Zabrza.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland