SIEDEM TWARZY CUDOTWÓRCY
Niemożliwe nie istnieje — powiedział Kamil Kiereś po wygranej nad Legią, a w sobotę powtórzył te słowa po pokonaniu Pogoni Szczecin.
Szkoleniowiec w Mielcu nie ma łatwo. Już w kwietniu, kiedy 49-latek zastąpił Adama Majewskiego, podważano jego pozycję i nawet fakt, że utrzymał Stal w Ekstraklasie, tego nie zmienił. W tej rundzie niejednokrotnie mówiło się o jego zwolnieniu, lecz za każdym razem potrafił wychodzić z opresji. Czym Kiereś dał się poznać mieleckiej publiczności przez ponad sześć miesięcy? Przedstawiamy siedem twarzy trenera.
Kiereś wyrozumiały
Doskonale wie, w jakich warunkach przyszło mu pracować, a w Mielcu wcale nie była to oczywistość. Na przykład Leszek Ojrzyński nie do końca zdawał sobie sprawę z realiów obowiązujących przy Solskiego i żądał znacznie więcej, niż mógł. Kiereś to zupełne przeciwieństwo takiej postawy. Zdaje sobie sprawę, że klub ma ograniczone możliwości i nie widzi w tym problemu. Zresztą kiedy podpisywał kontrakt ze Stalą, sam określił się mianem człowieka, który wie, jak pracować w niskobudżetowych klubach.
Kiereś pełen energii
Kiedy trafiał do Mielca, to przez wszystkie przypadki odmienił słowo „energia”. Najczęstszym zdaniem padającym z ust trenera było to, że znów ją poczuł, dlatego nie wahał się skorzystać z oferty Stali. – Gdy moja energia była na odpowiednim poziomie, to poprowadziłem Górnika Łęczna z II ligi do Ekstraklasy. Gdy mi jej zabrakło, to odszedłem. Po odpoczynku mam tę energię z powrotem – przekonywał, podkreślając, iż rzeczonej energii nie brakuje też zespołowi, z którym potem osiągnął cel w postaci utrzymania.
Kiereś zdenerwowany
Chociaż raczej emanuje spokojem, to całkiem niedawno niespodziewanie zdenerwował się na jednej z konferencji prasowych. Po porażce 0:1
z Wartą 14-letni dziennikarz Marcel Kowalczuk zadał mu pytanie, jaki ma pomysł na wyjście z kryzysu. – Słuchaj, młody człowieku… – zaczął wyraźnie poirytowany Kiereś i odpowiedział, że wychodzenie z takich dołków to dla niego zwykły dzień w pracy i przerabiał to niejednokrotnie. I jak się okazało, miał rację, bo za sześć dni pojechał do stolicy i ograł Legię.
Kiereś spokojny
Wspomniany przypadek to odstępstwo od reguły. Kiereś należy do trenerów, którzy raczej spokojnie podchodzą do swojej pracy i można to odczuć również w jego wypowiedziach. Przed rozpoczęciem sezonu 49-latek miał przecież prawo wyjść do mediów i powiedzieć, że sypie mu się skład, ale tego nie zrobił. Chociaż z kadry Stali ubyło aż 20 zawodników, to skupił się na pracy i spokojnie czekał na posiłki.
Kiereś ryzykujący
I gdy skład Stali był już skompletowany, to szybko ułożył sobie jedenastkę, którą najczęściej desygnował do gry. Po czterech porażkach z rzędu (1:2 z Lechem, 2:3 z Koroną, 0:1 z Widzewem oraz 0:1 z Wartą) musiał jednak dokonać zmian i na mecz z Legią w wyjściowym składzie umieścił 39-letniego Leandro oraz Krzysztofa Wołkowicza, który długo nie mógł otrząsnąć się po przeskoku z I ligi do
Ekstraklasy. Jak się okazało, Brazylijczyk zagrał wyśmienity mecz w defensywie, Wołkowicz strzelił gola na 2:0, a Kiereś znów uciszył wszystkich spisujących go na straty.
Kiereś zdziwiony
Kiedy Stal notowała serię dziesięciu meczów z rzędu bez porażki u siebie, klub podbijał social media efektownymi filmikami, w których zapowiadał kolejne domowe spotkania. Zapytany o to Kiereś był zupełnie zaskoczony, bo nie miał pojęcia, o czym mowa. A to dlatego, że szkoleniowiec Stali zupełnie unika portali społecznościowych i żyje w swojej przestrzeni. Twitter, Instagram, Tiktok – to nie dla niego. Woli skupić się na pracy.
Kiereś ufający
Po podpisaniu umowy ze Stalą nie uniknął pytań o sprowadzenie nowych piłkarzy. – Przede wszystkim chcę zaufać tym, których mam w zespole – odparł spokojnie. W Mielcu spotkał wspomnianego Leandro, który był jednym z jego żołnierzy w Górniku Łęczna. Tam szkoleniowiec chętnie korzystał także z usług Kamila Pajnowskiego, którego sprowadzenie latem ze Stali Rzeszów nazwano transferem „imienia Kieresia”. I gdyby nie kontuzja obrońcy odniesiona w sierpniu, to zapewne do dzisiaj Pajnowski byłby podstawowym stoperem Stali.