Sytuacja ŁKS robi się beznadziejna
Zmiana trenera na razie nie pomogła łodzianom. Pod jego wodzą zdobyli tylko punkt.
Coraz trudniej o jakiekolwiek argumenty za tym, że łodzianie w tym sezonie jeszcze powalczą o utrzymanie. Bez cienia wątpliwości ŁKS to w tym momencie najgorsza drużyna Ekstraklasy i murowany kandydat do spadku.
Choć Piotr Stokowiec wydaje się być dobrym fachowcem, sumiennie wykonującym swoją pracę i szczerze wierzącym w powodzenie arcytrudnej misji, to bardzo możliwe, że nie jest w stanie pomóc ŁKS. Łodzianie zwyczajnie nie potrafią odnaleźć się w Ekstraklasie. Punktują jeszcze gorzej niż trzy lata temu, gdy z hukiem spadli do I ligi. W piątkowy wieczór Stokowca pogrążyli byli podopieczni z czasów pracy w Lubinie. Pierwszą bramkę już w 9. minucie wypracował Tomasz Pieńko. Bardzo dobre spotkanie zagrali również
Tomasz Makowski oraz Bartłomiej Kłudka. – Udaje nam się ostatnio strzelać sporo bramek w taki sposób. Pewnie, że mam dobre relacje z trenerem Stokowcem, ale teraz każdy gra na swój rachunek – powiedział Bartosz Kopacz.
W ŁKS problemów jest tak dużo, że brakuje choćby punktu zaczepienia do zbudowania jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. Przede wszystkim brakuje liderów. Dani Ramirez co prawda ostatnio prezentuje się lepiej niż na początku sezonu, ale z pewnością nie daje tyle, na ile liczyli przy alei Unii. Za to już Pirulo gra beznadziejnie. Nie jest nawet cieniem zawodnika, który kilka miesięcy temu brylował na boiskach I ligi. Engjëll Hoti na razie zasłynął z pięknej i zwycięskiej bramki w meczu z Pogonią Szczecin, ale to trochę mało jak na 16 kolejek. Po Kayu Tejanie widać wielką chęć gry ofensywnej, ale Holender frustruje się z powodu braku podań i gry kolegów z drużyny. W zastraszającym tempie spada również cena za Aleksandra Bobka, który po efektownym początku sezonu popełnia błąd za błędem, mocno zaniżając również potencjalną kwotę, którą byłby skłonny zapłacić za niego przyszły pracodawca. W przerwie spotkania szkoleniowiec miał do niego spore pretensje, a miejsce w bramce młodzieżowiec zawdzięcza jedynie temu, że Dawid Arndt nie doszedł jeszcze do pełni dyspozycji po kontuzji.
– Jest to dla nas bardzo trudna chwila, bo wydawało się, że po meczu z Piastem i sparingu z Polonią idziemy do przodu. To były niestety dwa kroki w tył.
Wróciły stare demony, straciliśmy dwie bramki po stałych fragmentach. Drużyna źle zareagowała, nie potrafiła odpowiedzieć jak w meczach ze Śląskiem czy Lechem. Bycie piłkarzem to nie tylko umiejętności, ale i mentalność, a to nie jest łatwe do wypracowania. Mogę tylko przeprosić marznących kibiców, bo nie stanęliśmy na wysokości zadania. Nie poddajemy się i będziemy pracować. Zrobię wszystko, aby podnieść głowy piłkarzy i sprawić kibicom trochę radości przed świętami. Jeśli chcemy się utrzymać, musimy zapunktować – mówił po meczu trener ŁKS.
ŁKS nie wyciągnął wniosków z poprzedniej kampanii w Ekstraklasie. Zdaje się zresztą wciąż popełniać te same błędy. Zwolnił trenera Kazimierza Moskala, który z ogromną dozą prawdopodobieństwa nie był przyczyną porażek ani w 2020 roku, ani w trwającym sezonie. Gra łodzian długimi momentami wciąż wygląda zbyt naiwnie, a w obronie wręcz katastrofalnie. Jeśli nie są w stanie punktować w domowych meczach z takimi rywalami jak Zagłębie, które we wcześniejszych pięciu meczach zdobyło dwa punkty, to doprawdy nie wiadomo, z kim mogą to robić.
Bilans Stokowca jest na razie fatalny, zdecydowanie gorszy niż sama gra. Jeden punkt w pięciu meczach to rezultat, który zapewne w najgorszych koszmarach nie śnił się Tomaszowi Salskiemu, gdy w październiku podejmował decyzję o zastąpieniu Moskala Stokowcem. A do tego trzeba jeszcze dodać przegraną z Rakowem w Pucharze Polski.
MARIUSZ RAJEK