ŚPIEWAŁ O NIM KAZIK. IDOL Z LEGII SCHOWAŁ SIĘ DO CIENIA
To jedna z najbarwniejszych postaci Legii sprzed pół wieku, bliski przyjaciel Kazimierza Deyny. Bywalcy stadionu przy ulicy Łazienkowskiej go uwielbiali, a Kazik Staszewski nawet zaśpiewał o nim w piosence. 28 listopada Tadeusz Nowak kończy 75 lat, ale świętowania ze starymi kibicami Legii w Warszawie nie będzie, bo błyskotliwy piłkarz już dawno schował się w górach i ani myśli wystawiać z nich nosa. Jeżeli ktoś z dzisiejszych fanów Legii i w ogóle kibiców naszej ligowej piłki przyznaje, że nie ma pojęcia, kto to taki Tadeusz Nowak, powinien jak najszybciej dyskretnie wypełnić lukę w posiadanej wiedzy. Nowak spędził w Legii osiem lat, zaliczył dwa mecze w reprezentacji Polski (jeden u Kazimierza Górskiego i jeden u Jacka Gmocha), a potem wyjechał do Anglii i w najwyższej lidze, zbliżając się i przekraczając trzydziestkę, co w tamtych czasach było piłkarskim wiekiem zaawansowanym, w półtora sezonu uzbierał 24 mecze i strzelił jednego gola. Wówczas na Wyspach, w Manchesterze City, grał też jego przyjaciel Deyna. Na kolejnych Polaków w najbardziej fascynującej lidze świata musieliśmy później długo czekać. Nowak był w jednej drużynie m.in. z reprezentantem kraju Peterem Reidem (wystąpił m.in. przeciwko Polsce na mundialu w Meksyku) i Samem Allardyce’em, który później zrobił karierę trenerską, przez chwilę prowadził Anglię.
K★★★
azimierz Deyna – wiadomo, piłkarz wybitny, ale dlaczego Anglia, a konkretnie Bolton, chciała akurat Nowaka? Bo doskonale pasował do tamtejszego futbolu: wrodzoną szybkością, pasją, walecznością, przebojowością, a więc wszystkim tym, co sprawia, że piłkarz dostarcza uciążliwych problemów rywalowi i jednocześnie przykuwa uwagę widzów, nawet tych kibicujących przeciwnej drużynie. Kazik Staszewski, lider zespołu Kult, był nastolatkiem, gdy chodząc na Legię, podziwiał szarżującego po skrzydle Nowaka. – To mój bohater z tamtych lat. Ceniłem go nawet bardziej niż Deynę. Nowak nie był piłkarzem idealnym, robił błędy, coś psuł, coś mu nie wychodziło, ale zawsze rwał do przodu. Deyna piłkarsko był oczywiście lepszy, ale bądźmy szczerzy, pamiętam też jego słabe występy, kiedy je wyraźnie odpuszczał. W przypadku Nowaka trudno było to sobie wyobrazić – opowiadał mi kiedyś Kazik. Fascynacja piłkarzem obdarzonym jakże wymowną ksywką „Ferrari” znalazła zresztą także wyraz w jego artystycznej twórczości. W 2004 roku na solowej płycie „Czterdziesty pierwszy” pojawił się utwór „Tortury”, a w nim takie słowa: „Deyna Kazimierz – nie rusz go bo zginiesz/a Legii Prometeusz to Nowak Tadeusz/pozdrowienia od Kazika co łazi po śmietnikach”. Bywały czasy, że z Żylety niosła się przyśpiewka „Nowak Tadeusz to Legii jest Prometeusz!”, ale dekadę później na tę samą melodię co niektórzy podśpiewywali o innym legioniście Tomaszu Arceuszu, bo jego imię i nazwisko też pasowało do rymu i rytmu. Kazik jest naprawdę zbulwersowany: – Uważam to za nieuprawnione nadużycie ocierające się o profanację – stanowczo zaznacza, upierając się, że na Legii Prometeusz był tylko jeden.
A★★★
ktywność Kazika w bronieniu jego piłkarskich zasług i znaczenia dla Legii naprawdę wzrusza Tadeusza Nowaka. – Jest mi tym bardziej przyjemnie, że uwielbiam słuchać piosenek Kazika. Niby teksty są proste, a mam wrażenie, że nie każdy je rozumie. Bo gdyby tak było, nasz kraj byłby pewnie choć trochę lepszy – przekonuje były legionista. Gdy już skończył grać piłkę, wrócił w rodzinne strony. Zamieszkał w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku i od dawna nie utrzymuje kontaktów z warszawskim piłkarskim środowiskiem. Jest w Galerii Sław Legii, docenia to, ale nie przyjeżdża do stolicy na mecze ani na jakiekolwiek inne wydarzenia czy uroczystości. Twierdzi, że nie zamierza tego robić. – Ja się w Warszawie już namieszkałem. Gdy jeszcze żył Wiktor Bołba, kustosz Muzeum Legii, czasem zadzwonił, pogadaliśmy, pośmialiśmy, powspominaliśmy dawne czasy. Ale Wiktor niestety umarł, urwał mi się nawet ten kontakt z Legią i nie zabiegam o inny, bo po co. Dzisiejsza Legia już zupełnie nie jest taka jak za mojej młodości. Gra wielu obcokrajowców. Dzisiaj są, jutro nie ma, w ich miejsce przychodzą następni i biznes się kręci. Gdy byłem w Legii, wielu z nas dałoby się za nią, za zespół, pokroić i nikt nie musiał składać takich deklaracji, bo to się czuło na każdym kroku. Był wielki entuzjazm, a dzisiaj są wielkie pieniądze. Jeżeli ktoś uważa inaczej, jego sprawa, ja mam takie zdanie. Siedzę sobie więc w moich górach, czasem pójdę na dłuższy spacer, bo ruch jest ważny, o zdrowie trzeba dbać. W Warszawie niech błyszczą inni, mnie dobrze tu, gdzie jestem. A gdy słyszę od Kazika takie słowa, to już w ogóle niczego więcej nie potrzebuję – opowiada „Ferrari”. Tymczasem Kazik o piłkarskim ulubieńcu z dawnej Legii konsekwentnie pamięta i nawet teraz, gdy jest w trasie koncertowej, jego młodzieńczy afekt nie słabnie. – Proszę przekazać Tadeuszowi Nowakowi wyrazy nieustannego uwielbienia i miłości – zaznaczył lider Kultu i jego prośbę chętnie spełniam. A przy okazji panu Tadeuszowi życzę, żebyśmy się kiedyś spotkali nie tylko w górach, ale też na ligowych trybunach, niekoniecznie na Legii.