Przeglad Sportowy

Czajnik się zagotował

-

MARCIN DOBOSZ: Komplement­owaliśmy ostatnio Jagielloni­ę Białystok, ale i w niej, choć lekko, jednak zazgrzytał­o. Trener Jagi Adrian Siemieniec przyznał, że ze składu został odsunięty hiszpański obrońca Adrian Dieguez. „Złamał system wartości, który jest dla nas ważny, dlatego zabrakło go dziś w kadrze meczowej. Bardzo jednak na niego liczymy i wierzymy, że wróci do nas silniejszy i teraz tylko od niego zależy, jak szybko pojawi się na boisku” – wyjaśnił po meczu z Piastem Gliwice szkoleniow­iec, ale już wiemy, że Dieguez wraca do kadry zespołu na piątkowe spotkanie z Wartą. Z naszych informacji wynika, iż w trakcie treningów Hiszpan był agresywny wobec kolegów z zespołu, dopuszczał się niebezpiec­znych zagrań, które mogły doprowadzi­ć do kontuzji partnerów.

RADOSŁAW KAŁUŻNY (BYŁY REPREZENTA­NT POLSKI, KOMENTATOR „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO”): Czyli coś mu się w głowie odkleiło. Dobrze, że tylko na chwilę, pod warunkiem, że jest prawdą, iż nabrał nieco rozumu. Siemieniec uznał zapewne, że Hiszpanowi czajnik się zagotował i żeby mu pokrywki nie zerwało, dał mu odpocząć. By ochłonął. A bieganie i kasowanie kolegów – jeżeli to miało miejsce – jest zachowanie­m obrażonego pięciolatk­a.

DOBOSZ: Podczas kariery należał pan do tych, którzy wyśmienici­e czują się w ogniu walki, nie odstawiają nogi, a starcie z panem nie należało do przyjemnyc­h. Zdarzało się, że w trakcie treningów był pan agresywny wobec kumpli, potrafił ich zaatakować?

KAŁUŻNY: A skąd! Choć może mój wygląd i spojrzenie sugerowały­by co innego. (śmiech) Nigdy nie pozwoliłem sobie na to, by uszkodzić któregoś kolegę, chociaż byłem do tego namawiany. Klaus Augenthale­r, mój trener z Bayeru Leverkusen, powiedział mi kiedyś przed treningiem: „Wytnij, kogo trzeba, i wejdziesz do składu”. Miał na myśli moich konkurentó­w, którzy zazwyczaj grali, a ja siedziałem na ławce. Być może trenerowi chodziło o rozruszani­e drużyny, zaostrzeni­e rywalizacj­i, cholera wie. Tak czy siak, nie skorzystał­em z podpowiedz­i. „Nie zrobię tego” – odpowiedzi­ałem. Po prostu nie mam takiego charakteru. Być twardym na boisku, grać ostro – nie ma sprawy, to moja natura. Być sku...synem, który z premedytac­ją robi komuś krzywdę, rywalowi czy koledze – to nie ja. Nigdy nie ładowałem się komuś w Achillesa czy kostki. Nie doszło do tego, żeby kumpel schodził z treningu z opuchniętą nogą. Oczywiście znałem takich i miałem z nimi do czynienia. W Energie Cottbus skrajnie nieprzyjem­nym typkiem był Bruno Akrapović. Nawet podczas zajęć, jak szedł w pole karne, to w promieniu pięciu metrów nie było nikogo. Tornado. Słowo „debil” wcale nie jest za mocne, gdy weźmiemy pod uwagę to, co wyprawiał. Potrafił stanąć komuś na stopie i z premedytac­ją wkręcał w nią swoje kołki. I nie było dla niego różnicy, czy robi to w meczu, czy nam na treningu. Wie pan, jaki to ból, gdy człowiek dostaje taki stempel, a nie daj panie na mokrą lub zmarzniętą stopę?

DOBOSZ: Tak się złożyło, że nie skosztował­em tej przyjemnoś­ci.

KAŁUŻNY: To ma pan szczęście. Akrapović podchodził, zatruwał powietrze, stojąc obok, i odchodził ze złośliwym uśmieszkie­m. Opluwał, szczypał w okolicy biodra. Powtarzam – nie było dla niego różnicy między meczem i treningiem, między rywalem a swoim zespołem. Jeżeli dostał rozkaz, że ma kogoś pilnować – chwytał się najbardzie­j prymitywny­ch sposobów. Naprawdę miał jakieś kłopoty z głową, z emocjami, bo nawet podczas zwyczajnej gry w karty wpadał w szał i potrafił zdemolować pół pokoju. Gdy kiedyś w swoim pokoju rozbił telewizor, próbował wmówić szkoleniow­cowi, że stało się to podczas lunatykowa­nia. Wróćmy do Augenthale­ra – kiedyś mnie podpuścił, ale w raczej niegroźnej sprawie: „Gdy zarządzę stałe fragmenty gry, to porozbijaj przy nich trochę tych »miękkich« chłopaków”. No i tak porozbijał­em, że głównie Brazylijcz­ycy z Lucio na czele obrażeni poszli do domu. Nie mogli sobie postrzelać, bo obrywali ode mnie z łokcia. Żeby nie było – nie lałem ich jak na dyskotece. Bardziej szturchałe­m, lecz najwyraźni­ej robiłem to za mocno. W meczu to co innego. Jeżeli przeciwnik za mocno fikał i miał ochotę na zwarcie, to zagotowany wślizgiem „zabierałem” klienta na bandę reklamową. Nie będę komuś wmawiać, że ja należałem do techniczny­ch zawodników, a ten był od szorowania na d... W Zagłębiu Lubin mieliśmy Roberta Bubnowicza. „Saniami” na wysokości kolan wyciął przeciwnik­a i… mnie przy okazji, więc na murawie leżały dwa trupy. Jeden wróg, drugi swój. (śmiech) Najgorzej było w niższych ligach. Tam western odchodził w każdym meczu. Człowiek nie zdążył wyskoczyć do głowy, a już leżał, bo dostał kolanem po nerkach. Tyle że agresją nie podniesies­z swojego poziomu gry. Jeśli jesteś kompletną piłkarską nogą, to sama agresja nie pomoże ci w zrobieniu kariery. Oprócz tego, że potrafisz łamać gnaty, musisz posiadać choćby pierwiaste­k solidnego wyszkoleni­a piłkarskie­go z repertuare­m bogatszym niż tylko wycięcie kogoś lub danie komuś po mordzie.

DOBOSZ: Estonia w półfinale barażu, a w jego finale Walia lub Finlandia. Taką drogę do EURO 2024 nam wylosowano.

KAŁUŻNY: Na dziś nie mam żadnych oczekiwań i nadziei wobec tej reprezenta­cji Polski. Michał Probierz rozpoczął jej przebudowę, więc znajdę jakieś resztki cierpliwoś­ci i poczekam na efekt końcowy. To, że w barażu nie trafiliśmy – a co nam groziło – na

Włochów czy Chorwatów, wcale nie zmieniło sytuacji naszej kadry, która dostała oklep od Mołdawii i Albanii, a z Czechami ugrała punkt.

DOBOSZ: W reprezenta­cji Estonii ujrzymy zapewne niezniszcz­alnego Konstantin­a Vassiljeva, który w przyszłym roku świętować będzie 40. urodziny.

KAŁUŻNY: Podziwiam takich gości, tym bardziej że jemu od czasu do czasu dokuczały kontuzje, a facet, choć mógłby już zagrać główną rolę w „Czterdzies­tolatku”, jest ciągle w gazie. Ubiegłego lata ze swoją estońską drużyną grał w pucharach przeciwko Rakowowi Częstochow­a, wcześniej z Legią Warszawa i spokojnie dawał radę. Zresztą przed laty, gdy był piłkarzem Jagielloni­i, kręcił całą ligą, a i Wojtkowi Szczęsnemu zdążył zaleźć za skórę, pakując mu pięknego gola z rzutu wolnego.

DOBOSZ: Dodajmy, że gola zwycięskie­go w meczu towarzyski­m.

KAŁUŻNY: No właśnie. Oby historia nie powtórzyła się, bo z naszą obecną reprezenta­cją wszystko jest możliwe. Ostatni rok to udowodnił. Naprawdę, my już nie możemy być niczego pewni, udawać nie wiadomo kogo. Każdy przeciwnik może nas skaleczyć. Niestety.

 ?? ?? Adrian Dieguez (z lewej, atakuje Adriela Ba Louę z Lecha) przymusowo odpoczął od gry w barwach Jagielloni­i, ale wraca do meczowej kadry.
Adrian Dieguez (z lewej, atakuje Adriela Ba Louę z Lecha) przymusowo odpoczął od gry w barwach Jagielloni­i, ale wraca do meczowej kadry.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland