KTO kupi Górnika?
Wokół Górnika Zabrze jest w ostatnim czasie bardzo głośno. Niestety przeważnie w negatywnym kontekście. Wzrastają zadłużenie i zaległości płacowe, z klubu odchodzą zasłużeni pracownicy, trwa marazm wizerunkowy, a pozyskany przez Lukasa Podolskiego inwestor nie do końca jest na rękę władzom miasta.
Mówimy Lenin, a w domyśle partia. Mówimy partia, a w domyśle Lenin. Cytat z serialu „Dom” dobrze oddaje zależność Zabrza od
Czternastokrotny mistrz Polski jest symbolem tego miasta, bezapelacyjnie pierwszym, a często jedynym skojarzeniem. Zabrze nie jest metropolią. Jest biedne, jak wiele innych miast na Śląsku bardzo boleśnie przeszło okres transformacji i zamknięcia większości zakładów przemysłowych. W miejskiej kasie brakuje wpływów na tyle znaczących, by sfinansować klub piłkarski na poziomie, który umożliwiałby realną walkę o powrót na szczyt. A w Zabrzu, choć Górnik po ostatnie mistrzostwo sięgnął w 1988 roku, wciąż żyje się przeszłością. Oczekiwania się nie zmieniają: klub ma walczyć o najwyższe cele. A w wersji minimalistycznej: prowadzić politykę rozwoju tak, żeby stać się genialnym miejscem dla młodych piłkarzy, których za olbrzymie pieniądze można sprzedać do silniejszych lig.
To jednak utopia. Miasto traktuje Górnika jak folwarczną własność. Nie ma planu, wizji rozwoju i lepszych perspektyw. Klub gra w Ekstraklasie, ma piękny, choć nieukończony stadion, a w składzie byłego mistrza świata, to wszystko jednak przykrywa fatalną sytuację Górnika. Ponad 160 mln zł długu, utopiony i nigdy niewykorzystany potencjał wizerunkowy Lukasa Podolskiego, nielogiczne ruchy personalne.
Miasto ratuje klub
Aby zrozumieć, dlaczego trupy zaczęły wypadać z szafy akurat w tym momencie, trzeba cofnąć się do 2012 roku. Po wycofaniu się firmy Allianz Górnik bez miejskiego wsparcia zapewne podzieliłby los GKS Katowice, Widzewa, ŁKS, Ruchu czy Polonii Bytom. Nie wiadomo, czy skala upadku nie byłaby nawet większa. W Polskę został wysłany komunikat, że miasto uratowało Górnika, ale to pójście drogą myślową na skróty. Jak powszechnie wiadomo, politycy nie mają własnych pieniędzy, więc Górnika uratowali co najwyżej podatnicy. Decyzję podjęła prezydent Małgorzata Mańka-szulik, ale to nie była decyzja wynikająca z bezgranicznej miłości do klubu. W biednym Zabrzu musi być po prostu coś, co będzie ludzi pozytywnie nakręcać, a Górnik jest do tego świetnym i w zasadzie jedynym narzędziem. To element tożsamości i identyfikacji. Z pokolenia na pokolenie przekazywana porcja wartości zdefiniowana za pomocą znaku klubu sportowego. Miasto musiało uratować ostatni element budzący pozytywne emocje, ale zamiast pójścia za ciosem były kolejne lata stagnacji. Uznano, że kibice, a więc wyborcy, mają być dozgonnie wdzięczni za to, że klub w ogóle przetrwał.
Na kolejny wydawało się punkt zwrotny trzeba było poczekać do 6 lipca 2021 roku. Pozyskanie piłkarza o klasie i nazwisku Lukasa Podolskiego miało być dla zabrzan nowym otwarciem. Szansą na wyjście z szarzyzny, której wręcz nie da się zmarnować. Podolski przerastał o lata świetlne naszą ligę pod względem marketingowym, Pr-owym czy zasięgowym. Ma więcej obserwujących na Instagramie niż wszystkie kluby Ekstraklasy razem wzięte. „Poldi” od początku podkreślał, że przychodzi do Górnika nie tylko grać w piłkę i strzelać piękne gole, ale też wyprowadzić ten klub na prostą. Znajomość z ludźmi, których majątek pewnie pozwoliłby kupić całe Zabrze, pozwalała wierzyć, że powrót do lat świetności jest możliwy.
Hamowanie Podolskiego
Prezydent Zabrza widziała w Podolskim jednak przede wszystkim genialną pacynkę, maskotkę, w blasku której będzie można się ogrzewać i wygrywać kolejne wybory. A on na taką rolę się nie zgodził. To nie jest charakter, który będzie na telefon pani prezydent noszącej przydomek „Caryca”, ponieważ sprawuje władzę w sposób absolutny. Podolski nie zamierzał stawać do zdjęć przy każdej okazji, aby ktoś zbijał kapitał polityczny na jego nazwisku. On chciał realnego działania, ale miasto nie wykonało żadnych konkretnych działań w tym kierunku. Zamiast tego były konflikty, problemy i rosnące długi. Kibice coraz głośniej zaczęli domagać się inwestora i Podolski go przyprowadził. To Thomas Hansla, 52-letni właściciel i prezes firmy Key Solutions, która swoje oddziały ma m.in. w Katowicach i we Wrocławiu. Key Solutions opracowuje projekty wyposażenia wewnętrznego i zewnętrznego dla branży automotive, zajmuje się elektryką samochodową i rozwojem oprogramowania, świadczy także usługi dla lotnictwa, kolejnictwa i branży AGD. Hansla pochodzi z Rudy Śląskiej, a prywatnie to biznesowy partner Podolskiego, kibic Górnika, który również widzi niewykorzystany potencjał marketingowy mistrza świata w Ekstraklasie.
O tym, że w klubie dzieje się naprawdę źle, świadczy fakt, że odchodzą z niego oddani i zasłużeni pracownicy. Do grafika Mariusza Dymarskiego, który był motorem napędowym wielu pomysłów, chwalonego przez dziennikarzy i walczącego o tożsamość oraz identyfikację klubu rzecznika prasowego Konrada Kołakowskiego dołączył dyrektor sportowy Łukasz Milik, który pracował w Górniku 12 lat, praktycznie od zera budując klubową akademię. Na jaw zaczynają wychodzić coraz to nowsze elementy bałaganu, do którego przeważnie doprowadzają osoby mianowane przez ratusz. W ostatnich latach najlepiej było to widać na przykładzie zmian w fotelu prezesa. Jeśli którykolwiek z szefów klubu chciał zrobić coś nie po myśli pani prezydent, to niemalże natychmiast żegnał się ze stanowiskiem. Najświeższy przykład to Arkadiusz Szymanek, wykładowca akademicki z Częstochowy, który również chciał mocniej wykorzystać potencjał Podolskiego.
Pozorowane działania
Relacje prywatne i biznesowe z Podolskim, który nigdy nie będzie elementem dworu Mańki-szulik, są jednak głównym problemem na drodze do finalizacji transakcji z Hanslą. Kiedy nie da się już przed opinią publiczną lekceważyć czy deprecjonować zainteresowanego inwestora, prezydent Zabrza występuje na radzie miasta z przekazem, że podejmuje decyzję o prywatyzacji klubu. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że ma to służyć jedynie chwilowemu uciszeniu nastrojów i zapobieżeniu za wszelką cenę Pr-owej wpadce. Przy okazji można liczyć na kolejne glorie pochwalne za to, że sprawująca władzę od 2006 roku prezydent znów uratowała klub.
Jaki scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny? Do wyborów samorządowych zostało tak niewiele czasu, że władze miasta będą wszelkimi możliwymi sposobami pokazywać chęć i otwartość na sprzedaż klubu oraz nowe inwestycje. Jednocześnie nie zostaną podjęte żadne realne działania. Czy to się może opłacić? W Zabrzu już nie takie cuda widzieli. Przed poprzednimi wyborami, gdy kibice zaczęli rozliczać władzę z budowy czwartej trybuny, na teren obiektu wjechały dwie koparki. Wszystkie media pisały o tym, że ta budowa w końcu rusza. A kiedy rozpoczęły się prace? W marcu 2023 roku. Alternatywny wariant to as w rękawie Mańki-szulik w postaci innego inwestora. W Zabrzu zapewne znalazłaby się firma powiązana z magistratem, która będzie mogła pozwolić sobie na teoretyczne przejęcie klubu. Teoretyczne, bo de facto Górnik nadal pozostałby w rękach i decyzyjności ratusza. A to najpewniej będzie oznaczało wyhamowanie ewentualnego rozwoju.
Podolski powie: pas?
Od jakiegoś czasu można odnieść wrażenie, jakby Podolskiego chciano wziąć na przeczekanie. Na moment, w którym w końcu powie pas, podziękuje za grę (aktualnie wciąż leczy kontuzję), spakuje się i wyjedzie do Kolonii lub ewentualnie do jakiejś egzotycznej ligi. Wśród kibiców i tak na zawsze zostanie bohaterem, ale oni mają nadzieję, że jego upór i siła dążenia do celu będą jednak silniejsze. Sam Podolski jest bardzo powściągliwy. Bardziej w jego imieniu przemawiają trybuny. On jednak zawsze lubił działać po cichu, a pokazywać dopiero efekty, słowo dużo dla niego znaczy, a honor jest sprawą kluczową. Jeśli osoba jego pokroju przyprowadza inwestora, to raczej po to, aby zbudować coś wielkiego. Pytanie, czy Górnik dostanie na to szansę. Władze miasta wydają się być w kropce i nie wiedzą, co zrobić dalej. Paradoksalnie Podolski stał się ogromnym problemem dla zabrzańskiego ratusza, choć dla obserwatora z zewnątrz brzmi to absurdalnie.