Starcie drugiej fazy
W sobotę o godz. 20.30 Biało-czerwone rozpoczną arcyważne spotkanie z Japonią. Wynik tej konfrontacji będzie się bowiem liczył w drugiej fazie turnieju.
Whandballu kobiet na kontynencie azjatyckim rządzą dwie nacje – Koreanki z Południa oraz próbujące zrzucić je z tronu Japonki. Koreanki mogą się poszczycić sześcioma medalami olimpijskimi – dwoma złotymi (w Seulu 1988 i w Barcelonie 1992), trzema srebrnymi oraz jednym brązowym. Ponadto w 1995 roku zdobyły mistrzostwo świata. W Japonii patrzą na te dokonania z zazdrością, bo na tym tle osiągnięcia ich kobiecej kadry wypadają bardzo blado. W igrzyskach ekipa z Kraju Kwitnącej Wiśni wystąpiła tylko dwa razy – w Montrealu w 1976 zajęła 5. pozycję, a przed dwoma laty u siebie w Tokio była ostatnia – 12. W finałach MŚ Japonki występują już po raz 21. Jednak mogły jedynie pomarzyć o półfinale imprezy tej rangi, w którym dwa razy z rzędu za kadencji Kima Rasmussena wystąpiły Polki (2013 i 2015). Ostatnio Japonia była niewygodnym rywalem dla Biało-czerwonych. Wystarczy wspomnieć kwalifikacje olimpijskie 2008 w Bukareszcie, kiedy górą – 29:27 – były rywalki z Azji. Jednak w czasie trwającej cztery i pół roku kadencji selekcjonera Arne Senstada oba zespoły nie mierzyły się ani razu.
Sparing to nie mecz o punkty
Japonki nie są zaliczane do wąskiego grona kandydatek do medali MŚ 2023. Jednak podczas przygotowań do czempionatu globu pokazały siłę. W ostatnią sobotę pokonały Serbki w rozegranym podczas towarzyskiego turnieju w hiszpańskim Santander sparingu aż 38:22! Co więcej, Azjatki okazały się lepsze od drużyny gospodarzy 31:29 oraz Argentynek
29:21. Z wicemistrzyniami Ameryki Południowej w październiku Polki zmierzyły się dwukrotnie towarzysko w Elblągu 34:26 oraz 26:25. Można na tej podstawie wyciągnąć wnioski dotyczące aktualnej siły japońskiego zespołu. Z jednej strony – jak mawia trener Senstad – w sparingach to nie wyniki są najważniejsze. Z drugiej strony, każda wygrana podnosi morale zespołu. Wczoraj żarty się skończyły, bo Japonia rozegrała pierwsze starcie o punkty MŚ w grupie F w Herning przeciwko Niemkom. Szczypiornistki, które prowadzi Shigeo Kusumoto, rozpoczęły to spotkanie z wielkim animuszem i po kilku udanych akcjach prowadziły z zawodniczkami Markusa Gaugischa 6:3. Jednak po dziesięciu minutach Niemki pierwszy raz objęły prowadzenie, górując nad Azjatkami warunkami fizycznymi. Do przerwy drużyna naszych zachodnich sąsiadek prowadziła 18:17. W drugiej połowie niemiecki zespół powiększał przewagę, ale wygrał zaledwie 31:30, po rzucie w ostatniej sekundzie Xenii Smits.
Dobre znajome z Superligi
Skoro porównywaliśmy ekipy z Korei Płd. oraz Japonii, to ten pierwszy zespół już w środę zainaugurował MŚ. Koreanki występują w grupie C w norweskim Stavanger i rozpoczęły turniej bardzo pechowo. Toczyły niezwykle wyrównany bój z Austriaczkami i przegrały jednym golem po niezwykle emocjonującej końcówce. Bramkę na wagę porażki 29:30 straciły już po upływie 60 minut, kiedy trafieniem z rzutu karnego pogrążyła je 21-letnia Katarina Pandža!
Dobre wrażenie pozostawiły Brazylijki – z rozgrywającą Zagłębia Lubin Patricią Matieli w składzie – które na otwarcie rywalizacji w grupie G w duńskim Frederikshavn bez kłopotów poradziły sobie (35:20) z Ukrainkami. W drużynie naszych sąsiadów ze Wschodu zagrało kilka zawodniczek dobrze znanych polskim kibicom z Orlen Superligi. Były przedstawicielki Galiczanki Lwów, ale przecież trener Witalij Andronow jest też selekcjonerem ukraińskiej kadry pań. Wysokie zwycięstwa odniosły faworytki. Norweżki bronią trofeum i w początkowej fazie turnieju wystąpią przed swoimi kibicami. Mistrzynie świata i Europy w grupie C pokonały Grenlandię 43:11. W grupie G Hiszpanki – czwarta ekipa MŚ 2021 – nie dała szans Kazachstanowi 34:17.